2. Huic morbo

1K 41 110
                                    

Nie mogłam uwierzyć, jak mogłam zgubić tak ważną rzecz.

I na dodatek tak niebezpieczną.

W mojej głowie nagle wytworzył się straszny scenariusz: a co, jeśli ktoś znajdzie książkę? Pocieszała mnie wtedy tylko i wyłącznie myśl, że nawet jeśli ktoś by ją znalazł, to i tak niewiele by z niej zrozumiał.

Jednak nie wybaczyłabym sobie, gdyby trafiła ona w niepowołane ręce. Jak to się mogło stać? Po moim policzku spłynęła łza. Nie chodziło tylko o to, że zgubiłam tak ważną rzecz. Chodziło o to magiczne przywiązanie, które czułam nieprzerwanie od tamtego dnia w księgarni, kiedy to wzięłam tę książkę do rąk po raz pierwszy. Było w tym coś niepokojącego. To, że nie mogłam zasnąć jeśli pod materacem nie było książki. Moje nieprzespane noce, spędzone na studiowaniu ksiąg, byle tylko dowiedzieć się czegoś więcej o zawartości czerwonej książeczki...

Kolejna łza spłynęła po moim policzku, a ja musiałam zagryźć wargę, aby nie wybuchnąć głośnym płaczem. A co, jeśli już nigdy jej nie zobaczę? Nigdy nie przeczytam jej całej, nigdy...

Chwila. Uniosłam gwałtownie głowę, napotykając niedowierzające spojrzenie brunetki w lustrze wiszącym na ścianie. Co ja tu jeszcze robiłam? Przecież byłam Hermioną Granger! Dlaczego zamiast szukać zaginionego przedmiotu, siedziałam na swoim łóżku i użalałam się nad sobą?

Było to tak niedorzeczne i tak niepodobne do mnie, że prawie parsknęłam śmiechem. Otarłam czym prędzej łzy z policzków i wstałam z łóżka, zostawiając rozrzucone książki tak jak leżały na pościeli. Nie kłopotałam się nawet poprawieniem włosów czy zarzuceniem na siebie szaty. Poprawiłam tylko kołnierzyk koszuli, ubrałam szybko buty i wybiegłam z dormitorium, trzaskając za sobą drzwiami.

Jakaś dwunastoletnia Gryfonka przechodząca obok podskoczyła ze strachu na ten głośny dźwięk. Wyminęłam ją, nie zważając na jej zdumioną minę i przystanęłam przy krawędzi drewnianej podłogi czekając na schody, które jak na złość zbliżały się w moją stronę wyjątkowo wolno.

Zaczęłam przytupywać w miejscu, rozważając w myślach rzucenie się w dół. Z całą pewnością była to szybsza opcja niż schody, nie straciłabym tyle czasu. Zerknęłam na pustą przestrzeń zaczynającą się centymetry od moich stóp.

Merlinie, zaczynasz zachowywać się jak niezrównoważona Ślizgonka.

Odetchnęłam z ulgą, słysząc zgrzyt informujący o przybyciu ruchomych schodów. Uniosłam głowę i momentalnie zamarłam. W moją stronę zbliżali się uczniowie wracający z obiadu, i co o wiele gorsze, Harry i Ron. Los mi dzisiaj zdecydowanie nie sprzyjał.

Zaczęłam rozważać możliwość ucieczki, i z każdą sekundą utwierdzałam się w jej słuszności. Sekundę po tym jak podjęłam decyzję o zniknięciu przyjaciołom z oczu oni dotarli do mnie, mierząc mnie zagadkowymi spojrzeniami.

Merlinie, miej mnie w opiece.

- Hermiona. - głos Harry'ego pełny był niedowierzania.

- Cześć Harry. - mruknęłam bez entuzjazmu. Specjalnie zignorowałam rudzielca, który stanął obok czarnowłosego, taksując mnie uważnym wzrokiem.

- Co ty tu robisz? - Harry dalej wydawał się być szczerze zaskoczony moim widokiem.

- Stoję. Ja też potrzebuję schodów, jak byś nie wiedział. - odparłam niezbyt miło, przystępując z nogi na nogę.

Harry machnął ręką, zbywając moje ostatnie słowa.

- Wiem, wiem. Chodziło mi o to, że... - zawahał się. - Ostatnio rzadko się widujemy, właściwie to tylko na lekcjach... - zaciął się.

Princess | Dramione✓Where stories live. Discover now