15. Lot

463 19 15
                                    

czekam na Wasze komentarze^^


DRACO

Wpatrywałem się tępym wzrokiem w staranne pismo ojca. Dopiero szturchnięcie Blaise'a przywróciło mnie do rzeczywistości i pozwoliło zdać sobie sprawę z ukradkowych spojrzeń, jakimi byłem obdarzany. Nie było to nic nowego, bo od pewnego czasu część Ślizgonów czerpała dziką przyjemność z obserwowania mnie i czekania na moment, w którym się potknę. Sprawiało to jednak, że byłem oceniany na niemal każdym kroku.

Wyprostowałem się lekko, rzucając pyszałkom chłodne spojrzenie, co natychmiast przywróciło ich do porządku. Nie zależało mi już tak bardzo na pozycji, jednak nie zamierzałem także dać się zdeptać przez pierwszego lepszego młokosa, któremu zamarzył się tytuł Księcia Slytherinu.

Zmiąłem list w dłoni i wsadziłem go do kieszeni, jakby nigdy nic powracając do jedzenia. Opanowanie się sprawiło mi nieco trudności, jednak udało mi się przejąć kontrolę nad swoim ciałem. Teraz jedynie mocno zaciśnięte na łyżce palce były oznaką mojego zdenerwowania.

— Ojciec? — spytał półgłosem Blaise, nie odwracając wzroku od stołu Gryffindoru, w który wpatrywał się już od dłuższego czasu.

— Tak — mruknąłem, podążając ukradkiem za jego wzrokiem. Oczy Ślizgona utkwione były oczywiście w rudej Weasley'ównie. Mój wzrok przesunął się na dziewczynę siedzącą obok niej.

Siedziała zgarbiona, opierając głowę dłoni. Drugą ręką grzebała w talerzu, myślami będąc chyba daleko stąd. W pewnym momencie jej wzrok spotkał się z moim. Mógłbym przysiąc, że dziewczyna zarumieniła się lekko, natychmiast odwracając wzrok. Była wyraźnie zmieszana.

Ja także oderwałem wzrok od stołu przy którym siedziała Gryfonka, przeczesując palcami włosy. To, co wydarzyło się uprzedniego wieczoru, było zupełną improwizacją i żadne z nas nie mogło przewidzieć tego, że zwykła rozmowa skończy się pocałunkiem. Co prawda udawanym, ale pocałunkiem.

Źle się z tym czułem. Nie pierwszy raz całowałem dziewczynę, jednak... To było coś innego. Czułem się jak złodziej, który ukradł coś, co nie było dla niego przeznaczone.

Najwyraźniej było ze mną gorzej, niż myślałem.

Potrząsnąłem głową, zaprzestając rozmyślań, gdy obok mnie Zabini podniósł się z miejsca. Podążyłem za nim. Wychodząc z sali zauważyłem grupę Ślizgonek. Gdy je mijałem, obdarzyły mnie dziwnym spojrzeniem i zaczęły coś pomiędzy sobą szeptać. Uniosłem jedynie brwi, jednak gdy wchodząc do lochów kilku małolatów zaczęło pokazywać na mnie palcami, nie wytrzymałem. Dogoniłem Blaise'a i zatrzymałem go, zanim zdążył wejść do Pokoju Wspólnego.

— Zabini — zaczepiłem go, rzucając wyrostkom mordercze spojrzenie, przez które uciekli z podkulonymi ogonami. — Co się dzieje?

— Coś się dzieje? — zdziwił się Zabini, który najwyraźniej myślami ciągle był w Wielkiej Sali, najpewniej przy pewnej rudej smarkuli. Przewróciłem w myślach oczami. Nie do wiary, co jedno niewinne wyjście z dziewczyną może zrobić z człowiekiem. Naprawdę nie miałem nic do rudej, ale bez przesady!

— Nie mam pojęcia — odpowiedziałem, marszcząc brwi. — Ale wszyscy się jakoś dziwnie zachowują.

Zabini wzruszył ramionami, pokazując, że nie wie, o co chodzi. Zostawiłem go, wchodząc do lochów. Nie poszedł za mną, więc podejrzewałem, że pójdzie od razu na trening. Właściwe też powinienem być już na boisku, jednak najpierw chciałem coś wyjaśnić.

Princess | Dramione✓Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu