18. Ogień

404 14 6
                                    

Kochani, zostawiajcie po sobie ślad, bo to naprawdę motywuje!
Love u guys



Pierwsza rzeczą jaką zobaczyłam, było czyste, jasne niebo.

Zamrugałam powiekami, pod którymi nadal tańczyły białe plamy. Leżałam na ziemi, nad sobą miałam niebo. Czułam wiatr na twarzy i kosmyki trawy muskające moją twarz.

Z mojej lewej strony dobiegł mnie cichy jęk, a następnie słabo stłumione przekleństwo. Odwróciłam lekko głowę. To Blaise próbował pozbierać się z murawy.

Spróbowałam wstać, jednak w chwili w której moje plecy oderwały się od ziemi wydobyłam z siebie zduszony jęk i opadłam z powrotem na trawę. Chyba miałam potłuczone plecy. I bok. I żebra. Prawdę mówiąc cały tłów bolał mnie jak diabli, mimo tego podparłam się łokciami i dźwignęłam do pozycji półleżącej, krzywiąc się z bólu. Obok mnie na trawie leżała Ginny, trochę dalej cała reszta.

Z wielkim trudem zdołałam usiąść. Oczy zaszły mi łzami. Musiałam porządnie grzmotnąc o ziemię kiedy się przenosiliśmy. Miałam tylko nadzieję, że nic sobie nie złamałam.

Kiedy tylko trochę ochłonęłam rozejrzałam się po okolicy i mimowolnie odetchnęłam z ulgą. Poznawałam to miejsce jeszcze z czasów, kiedy jeździłam po świecie z rodzicami. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że znajdowaliśmy się w Martwych Zboczach. Czyli choć w tym punkcie nie było skutków ubocznych.

A przynajmniej taką miałam nadzieję.

Powoli wstałam z ziemi. Ból już niemal ustąpił, upewniając mnie w stwierdzeniu, że nic sobie nie złamałam.

- Wszyscy są cali? - spytałam, dla pewności rozglądając się po moich towarzyszach. Z mojego krótkiego rozeznania wynikało, że nikomu nic się nie stało, nie licząc siniaków i otarć powstałych w wyniku gwałtownego starcia z ziemią.

- Chyba tak - Ginny dźwignęła się z ziemi, krzywiąc się niemiłosiernie - Ale to ciało jest mega wrażliwe na urazy.

Uśmiechnęłam się blado, wzrokiem już przeszukując okolicę. Miałam ochotę wrzeszczeć na resztę, by się pospieszyła, czego z oczywistych względów nie zrobiłam. Nie mniej głową mnie bolała i w dodatku pełna była od nazwiska, które cały czas krzyczałam w myślach.

Malfoy. Malfoy. Malfoy.

Lepiej byłoby dla niego, żebyśmy znaleźli go jak najszybciej.

- Poznajesz okolicę? - Blaise stanął obok mnie.

Skinęłam głową, odtwarzając w myślach mapę, którą przestudiowałam chyba tysiąc razy w trakcie drogi do kryjówki śmierciożerców.

Wzdrygnęłam się lekko na samo wspomnienie postaci w płaszczach. Wzięłam się jednak w garść. Jeśli chcieliśmy znaleźć Malfoy'a, to potrzebna była nam pełna koncentracja.

- Tak, pytanie tylko, gdzie jest Malfoy. - Frustracja związana z tak długim czasem spędzonym w niepewności sprawiła, że miałam ochotę choćby rzucić się biegiem przed siebie. Zewnętrznie nic nie zrobiłam, jednak wewnętrznie aż przebierałam nogami, przez co paradosalnie chciało mi się śmiać, tak było to do mnie niepodobne. Wszystko we mnie rwało się do Ślizgona, co było bardziej niż przerażające.

Zawołałam resztę. Poczekałam, aż wszyscy skupią się wokół nas i dopiero wtedy wyciągnęłam różdżkę, uprzednio nakazując wszystkim ciszę.

Przymknęłam nieznacznie powieki, szepcząc pod nosem słowa zaklęcia i kreśląc magicznym patykiem znaki w powietrzu. Czułam na sobie spojrzenia Gryfonów i Ślizgonów, jednak nie pozwoliłam sobie, by cokolwiek mnie rozproszyło. Dokończyłam zaklęcie i dopiero wtedy otworzyłam oczy, po czym westchnęłam cicho. Droga przed nami jarzyła się niebieskawym blaskiem, ledwo widocznym w świetle dnia.

Princess | Dramione✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz