5. Kontrakt

862 36 103
                                    

Przełożyłam sweter przez głowę i spojrzałam w duże lustro wiszące na ścianie łazienki. Moje podkrążone oczy i blada skóra zdradzały, jak niewyspana byłam. Przespałam niecałe pół nocy, ale znów obudziły mnie koszmary. Krzyk i łzy wyrwały mnie ze snu, i resztę nocy już nie spałam, aż do rana. Całe szczęście że dziewczyn nie było, bo jeszcze tylko brakowało mi ich pytań.

Musiałam udać się do McGonagall i postarać się o osobne dormitorium. Doskonale wiedziałam, że taki przywilej przysługuje tylko Prefektom Naczelnym, jednak gdybym podała dobre argumenty, być może moja prośba zostałaby rozważona. W końcu przez te pięć ubiegłych lat ani razu nie rozczarowałam nauczycielki, a w przyszłym roku miałam kończyć szkołę. Odpowiednie argumenty powinny załatwić sprawę.

Odkręciłam kran z zimną wodą i ochlapałam nią lekko twarz, starając się nie zasnąć na stojąco. Było już po trzynastej, a ja nie spałam pół nocy plus fakt, że zerwałam kilka poprzednich.

Jednym słowem, wyglądałam fatalnie.

Z cichym westchnieniem zakręciłam kran i przetarłam zmęczoną twarz dłonią. Cały czas wahałam się co do liściku Malfoy'a, chociaż w głębi duszy wiedziałam co tak czy siak zrobię.

Cholerny Draco Malfoy i jego chore pomysły.

Ponownie uniosłam spojrzenie na swoje odbicie i westchnęłam ciężko, jednak nie zamierzałam zrobić ze sobą niczego wielkiego. Nie miałam zamiaru szykować się na spotkanie ze Ślizgonem, dlatego jedyne co zrobiłam to związałam włosy w luźny warkocz, założyłam za dużą na mnie bluzę z godłem Gryffindoru ukradzioną kiedyś od Harry'ego i wyszłam z dormitorium.

Spuściłam lekko wzrok, wchodząc do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Miałam zamiar przemknąć się niezauważona i niezatrzymana przez nikogo. Jak widać los mi sprzyjał, bo wszystko wskazywało na to że w pomieszczeniu nie było nikogo, nie licząc paru Gryfonów siedzących przy kominku.

— Hermiona? — znajomy głos sprawił, że zamarłam w pół kroku.

No nie. Nie mogłam mieć aż takiego pecha.

— Hermiona... — głos Rona utwierdził mnie w przekonaniu, że ten dzień będzie ciężki do zniesienia. Odwróciłam się w jego stronę z zaciśniętymi ustami.

Harry, Ron oraz Ginny siedzieli przy kominku, wbijając we mnie swoje spojrzenia. Na obliczach dziewczyny i okularnika malowało się zdziwienie oraz zmieszanie, twarz Rona wyrażała zarówno złość jak i żal.

— Hej. — mruknęła Ginny, po czym wstała z miejsca, podchodząc do mnie niepewnie. — Harry i Ron opowiedzieli mi o waszej... — zawahała się. — kłótni. I chcieliby się pogodzić. — zerknęła do tyłu, na chłopaków.

Ron prychnął pod nosem, ale okularnik podniósł się z fotela i przeszedł przez Pokój Wspólny, drapiąc się z zakłopotaniem po karku.

— To prawda. Wybacz nam, Herm. Trochę nas poniosło. — tu okularnik spojrzał wymownie na rudzielca. — Ale naprawdę żałujemy, i obiecujemy się poprawić. — brunet spojrzał na mnie wzrokiem pełnym skruchy, a ja nie miałam serca by dłużej się na niego gniewać. Tak już było od zawsze, nie umiałam złościć się na niego dłużej niż parę dni.

— W porządku, rozumiem. — mruknęłam, a na obliczu chłopaka momentalnie wymalowała się ulga.

Przeniosłam spojrzenie na Rona, który cały czas siedział na fotelu, jakby coś rozważając. W końcu podniósł się ociężale z miejsca i z ociąganiem zwrócił się w moją stronę.

— Hermiono. — zaczął w końcu oficjalnie, ale po sekundzie jakby coś w nim pękło, i chłopak westchnął zrezygnowany. — Przepraszam. Zachowałem się jak ostatni debil. Martwiłem się o ciebie, i dlatego tak zareagowałem, choć nic nie tłumaczy mojego zachowania. Wybacz mi, proszę. — wyrzucił z siebie załamany.

Princess | Dramione✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz