~ Rozdział 21 ~

113 18 30
                                    

  Wszystko zawirowało wokół Nocnej Łapy, gdy zniknęła już całkiem pod czarną mazią. Nie umiała się w niej poruszać, wszystko było sklejone, a jedyny zapach jaki czuła to tej specyficznej substancji wymieszanej z zapachem padliny, którym się krztusiła. Jedyne co chciała w tym momencie to wydostać się z tego snu i wrócić na swoje miękkie, wyłożone mchem legowiskiem.

  I jakby jej prośby zostały wysłuchane, bo do jej uszu zaczął docierać lekki szum liści, a zamiast zapachu mazi wraz z padliną, mogła poczuć przyjemny, choć mocny, zapach ziół. Zerwała się natychmiast ze swojego legowiska, a gdy jej oczom ukazało się znajome legowisko medyczek i jej pysk opuściło westchnienie pełne ulgi. Chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wczesna była pora, zbyt podekscytowana tym, że udało się jej wydostać ze snu, to też była zaskoczona gdy usłyszała zaspany głos należący do jej mentorki. 

- Nocna Łapo? - z swojego posłania wstała Słona Bryza i spojrzała lekko zaskoczona na swoją czarną uczennicę z białymi plamkami na sierści. Kotka spojrzała na swoją mentorkę trochę zaskoczona, bo ciemnoszara medyczka wyglądała, jakby przed chwilą została obudzona. 

- Obudziłam cię? - spytała trochę przestraszona Nocna Łapa, bo nigdy nie chciała dopuścić do takiej sytuacji. Słona Bryza spojrzała na nią z rozbawieniem w oczach i pokręciła głową, po czym powiedziała:

- Nie, nie, choć jestem trochę zaskoczona, że już nie śpisz. Dopiero zaczyna świtać, a przy tych chmurach jest właściwie tak samo ciemno, jak w nocy - miauknęła jej mentorka, strzepując z sierści kawałki mchu, które się w nią wplątały. Nocna Łapa wyjrzała przez zasłonę z liści na polane i ze zdziwieniem stwierdziła, że jej mentorka miała rację co do pogody - w powietrzu unosił się typowy zapach dla zbliżającej się burzy, a obłoki przysłaniały budzące się słońce. 

- Będzie padać, ale skoro nie śpisz, to idź zebrać krwawnik, nim się rozpada, dobrze? Jeśli chcesz, wcześniej możesz zjeść - kontynuowała jej mentorka, zaglądając do wgłębienia, gdzie medyczki trzymały wszystkie zioła. Czarna kotka kiwnęła głową i od razu skierowała się do wyjścia z legowiska, bo miała nadzieję, że zbieranie ziół pomoże jej odsunąć na bok kolejną wizję jej ojca. 

- Zbiorę tyle krwawnika, że wystarczy nam do końca pory nagich drzew! - rzuciła wychodząc i zostawiając lekko rozbawioną Słoną Bryzę, która jednak już po chwili straciła wyraz rozbawienia i zatrzymała uczennicę słowami:

- Poczekaj Nocna Łapo - czarna kotka słysząc słowa mentorki przystanęła i odwróciła się w kierunku ciemnoszarej medyczki, strzygąc uchem, bo była ciekawa co jeszcze chciała jej mentorka. 

- Tak, Słona Bryzo? - spytała, czując jak jej łapy palą ją, by wreszcie wyrwała się z obozu, bo chciała odsunąć na bok sen i słowa swojego ojca. Ciemnoszara kotka przyglądała się chwilę w ciszy Nocnej Łapie, wprawiając ją tym samym w zmieszanie. 

- Chciałam zapytać czy może teraz twój ojciec ci się ukazał. Wiesz, że jest to ważne - miauknęła Słona Bryza, a czarna uczennica poczuła, jak jej sierść delikatnie unosi się ze złości i irytacji. Dlaczego jej mentorka zaczynała wałkować ponownie ten temat i to akurat gdy jej ojciec się jej ukazał?!

- Nie, Słona Bryzo. Nie miałby po co się ukazywać, chyba, że ty uważasz inaczej - warknęła trochę zdenerwowana i urażona, bo miała wrażenie, że przez te przepowiednie, cofa się do momentu gdy jej ojciec jeszcze żył i każdy na każdym kroku zarzucał jej "nielojalność" i tak dalej.

  Jej mentorka westchnęła cicho - widać było, że nie chciała urazić swojej uczennicy, jednak Nocna Łapa była na nią zła, bo jej relacja z ojcem, jakakolwiek ona była, była jej prywatną sprawą, a przynajmniej na razie, bo nikomu nie groziła.

Wojownicy • Tom 1 - WschódOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz