Rozdział 3

508 20 10
                                    

Kiedy tylko otworzyłam oczy, zrozumiałam, że nie jestem w swoim pokoju, ani nawet domu. Byłam na zewnątrz. Leżałam na jakiś gruzach, na obcej planecie.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, co się stało.

- To są jaja jakieś. Jak?

Nieco obolała, podniosłam się do siadu, a później wstałam na równe nogi. Ostatnie, co pamiętałam, to twarz taty. Nie wiedziałam, dlaczego żyłam. Przecież się rozpłynęłam, jak wszyscy moi poprzednicy. To było niemożliwe. Absurdalne wręcz.

- Co tu się do cholery jasnej wydarzyło? - mruknęłam sama do siebie, rozglądając się wokoło w poszukiwaniu jakiejś żywej duszy.

Z początku nic ciekawego nie przykuło mojej uwagi, ale...

Ruszyłam powoli w odpowiednią stronę, ktoś albo coś się tam poruszyło. Czułam lekki ból w całym ciele, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Miałam jeden cel: dotrzeć w wyznaczone sobie miejsce.

Serce samo zaczęło mi szybciej bić, gdy dostrzegłam znaną sobie brązową czuprynę, należącą do jednej, jedynej osoby. W oczach momentalnie pojawiły się łzy, a na twarzy zawitał szeroki uśmiech.

Chłopak odwrócił się w moją stronę. Prędko zdał sobie sprawę, że przed nim stałam, a na jego twarzy natychmiast pojawił się uśmiech.

- Stella!

- Peter!

Wręcz rzuciłam się w jego kierunku, nie przejmując się łzami, które zaczęły spływać po moich policzkach. Zaraz znalazłam się w jego ramionach, ściskając go mocno. Stykaliśmy się niemal całą powierzchnią ciała.

- Kocham Cię. - wyszeptałam, łapiąc jego twarz w swoje roztrzęsione dłonie. Spojrzał na mnie, też miał łzy w oczach. Szybko zmniejszyłam odległość między nami, łącząc nasze usta w pocałunku pełnym uczuć. Byłam taka szczęśliwa, że żył. Tak bardzo cieszyłam się, że tam ze mną był.

- Też Cię kocham. - powiedział, opierając swoje czoło o moje. Położyłam dłonie na jego piersi i przymknęłam powieki, napawając się chwilą sam na sam. Objął mnie mocno, jakby miał mnie już nigdy nie wypuścić z ramion.

Znów razem.

~*~

- Widziałeś innych? - spytałam, gdy kilkanaście minut później spacerowaliśmy po nieznanych nam ziemiach. Mimo tego, że wciąż znajdowaliśmy się na obcej planecie, uśmiech nie schodził mi z twarzy.

- Nie.

Nagle znikąd przed nami zaczęli pojawiać się inni. Strange, Quill, Mantis, Drax. Stanęliśmy z Peterem, jak wryci, patrząc na całą czwórkę. Patrzyliśmy po sobie, oswajając się z zaistniałą sytuacją.

- Cześć. - mruknęłam na przywitanie, rozglądając się po reszcie. Pete ścisnął mocniej moją dłoń, jakby chcąc samemu sobie dodać otuchy. - Dobrze, że nic wam nie jest.

- To było... - zaczął Quill, patrząc po swoich przyjaciołach.

- Dziwne? - dokończyłam za niego. - Taa, to naprawdę dziwne.

- Przecież zniknęliśmy i co? Tak po prostu zmartwychwstaliśmy? - odezwał się chłopak koło mnie, nie rozumiejąc tego wszystkiego tak samo, jak my wszyscy. To było tak nieprawdopodobne... A jednak się wydarzyło. Tego nie dało się racjonalnie wytłumaczyć.

- Wszystko w porządku? - spytałam, podchodząc do Strange'a, który do tej pory nawet się nie odezwał. Ewidentnie musiał coś kalkulować w głowie.

Inna niż wszystkie 2Where stories live. Discover now