Rozdział 7

477 24 30
                                    

- Ej, Stella, kochanie, ocknij się.

Otworzyłam delikatnie powieki, słysząc tak dobrze znany mi głos. Potrzebowałam jednak jeszcze chwili, by dojść nieco do siebie. Zaraz otworzyłam oczy już na dobre i spojrzałam w górę wprost w niebieskie tęczówki Any. Kobieta była brudna i poobijana, ale żywa.

- Wystraszyłaś mnie. - powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Jej dłonie cały czas dotykały moich włosów, lecz nie przeszkadzało mi to.

- Co się stało?

Nie odpowiedziała, a zamiast tego wskazała dłonią przed siebie. Uniosłam głowę do góry, nie zwracając uwagi na ból. Ale prędko pożałowałam swojego czynu. Moje serce stanęło na moment, po czym nagle rozsypało się na milion kawałeczków.

Tata.

Mężczyzna za wszelką cenę próbował ściągnąć rękawicę z dłoni Thanosa. Tamten jednak zaczął go uderzać i, choć było to ciut dziwne, czułam każdy ból taty spowodowany przez uderzenia.

- Nie!

- Zostań. - powiedziała Anastasia, zatrzymując mnie, zanim zdążyłam w ogóle się podnieść. Spojrzałam na nią, aczkolwiek natychmiast wróciłam wzrokiem przed siebie. Nie mogłam pozwolić, żeby po raz kolejny stała mu się krzywda. Po prostu nie mogłam.

- Muszę mu pomóc, rozumiesz?! - zawołałam, czując napływające do oczu łzy. Kobieta puściła mnie, a jednak dostrzegłam coś w jej oczach. Coś czego nie potrafiłam określić. - Nie pozwolę mu zginąć. - wyszeptałam, a ona kiwnęła głową, że rozumie.

Tata został odepchnięty od tytana i przeturlał się kilka metrów od niego. Wyglądał, jakby miał już więcej nie wstać, ale ja nie mogłam na to pozwolić. Nie w takim momencie, nie, kiedy tak daleko zaszliśmy.

Thanos naciągnął rękawice z powrotem na dłoń, nie przejmując się już niczym innym. Dla niego nie liczyło się nic więcej, tylko żeby nas zniszczyć.

- Jestem... - zaczął, przyglądając się rękawicy wręcz z miłością. Uśmiech ozdabiał jego twarz, ale nikt z nas nie czuł radości w tamtym czasie. Bo to nie on miał wygrać, ponownie. - Przeznaczeniem. - dokończył, odwracając się do mężczyzny przodem. Zaraz pstryknął palcami, jednak nic się nie wydarzyło.

- Co jest? - spytałam, podnosząc się na nogi wraz z Anastasią. Kobieta musiała mnie nieco podtrzymać, bo o mało się nie wywróciłam. Prawda była taka, że nie czułam się najlepiej, a mimo to byłam gotowa by dalej walczyć w razie potrzeby.

- Spójrz.

Czarnowłosa wskazała na mojego tatę.

Wszystkie kamienie nieskończoności usadowiły się na odpowiednich miejscach w zbroi Iron Mana, po czym rozbłysły swoją energią, co najwidoczniej musiało sprawić mu nieco bólu.

Mężczyzna wreszcie jednak spojrzał wprost w oczy Thanosa, który patrzył na niego w kompletnym niedowierzaniu i szoku. Podobnie, jak my wszyscy.

- A ja... Jestem... Iron Man.

Pstryknął palcami.

Jedyne co zauważyłam to ból na jego twarzy. Zrobił to, co musiał. To, co było słuszne.

Rozejrzałam się wokoło. Cała armia Thanosa zaczęła pomału znikać, tak, jak my te cholerne pięć lat temu. Po prostu... Wyparowali, zmienili się w pył.

Wśród tego całego gruzowiska, ognia, dymu, pyłów... Zostaliśmy my. Bohaterowie.

Nikt nic nie mówił. To było niesamowite. Uczucie, że się wygrało.

Inna niż wszystkie 2Where stories live. Discover now