Rozdział 24

296 18 4
                                    

Wynurzyłam się z wody, odruchowo zaciągając się powietrzem. Odgarnęłam nadmiar wody z twarzy i odwróciłam się w stronę, gdzie kierował się Żywiołak, który zdążył wyrządzić nieco krzywd, gdy byłam pod powierzchnią. Rozejrzałam się wokoło w nadziei, że gdzieś dostrzegę Petera, ale zamiast niego w moje oczy rzuciła się jakaś zielona energia, moc. Nie trzeba było się czekać, by mężczyzna ukazał się w całej okazałości. Beck od razu zabrał się za żywiołaka, próbując go zniszczyć.

Podpłynęłam do najbliższego brzegu, by w końcu znaleźć się na lądzie. Zgarnęłam nadmiar wody z włosów, nie zwracając uwagi na to, że mężczyzna zaczął walczyć z potworem. Ja miałam inny cel: znaleźć gdzieś w tłumie Petera. Było to jednak trudne do realizacji, kiedy wszyscy uciekali w popłochu.

Odskoczyłam w bok w odpowiednim momencie, gdy tuż u moich stóp wylądował Beck. Miałam wielką ochotę się zaśmiać, ale powstrzymałam się przed, spoglądając na niego z góry.

- Witaj.

- Potrzebujesz pomocy? - spytałam, bo mimo wszystko współpracowaliśmy. Chyba. Nie ufałam mu w żadnym stopniu.

- Nie trzeba, poradzę sobie.

Mężczyzna wstał zanim zdążyłam się zorientować, a później odleciał, ignorując mnie. Wywróciłam oczami, starając się tym nie przejmować. Nic dla mnie nie znaczył, był dla mnie nikim, kolejną osobą, która bawiła się w bohatera.

- Jak chcesz. - mruknęłam cicho, wzruszając ramionami. Spojrzałam jednak jeszcze raz za nim, sprawdzając, czy niczego nie kombinował. - Ale i tak ci nie ufam, gościu.

Wysuszyłam się nieco, dzięki swojej mocy i, wbrew samej sobie, poleciałam za mężczyzną. Nie było sensu podlatywać do niego bliżej, więc wylądowałam na dachu jakiejś konstrukcji, nieopodal niego. 

- Stella?

Odwróciłam się momentalnie do tyłu, dostrzegając tak dobrze znaną mi sylwetkę chłopaka. Jednak to, co najbardziej zwróciło moją uwagę w jego wyglądzie, to jakaś dziwna maska, którą miał na twarzy. Prawdopodobnie nie chciał, żeby go rozpoznano.

- Peter.

Nim się spostrzegłam, woda ochlapała nas ponownie tamtego słonecznego dnia, a tuż przed nami pojawił się Beck. Zgarnęłam nadmiar wody z twarzy i odgarnęłam nieco włosy, związując je, by mi nie przeszkadzały.

- Przepraszam pana! Mogę pomóc! Chcę pomóc! Jestem bardzo silny i samoprzylepny!

Wiedziałam, że Peter nie odpuści, natura kazała mu pomóc, kazała mu ratować ludzi. I pod tym względem byliśmy dosłownie tacy sami. To już nawet nie chodziło o nic, nie chodziło o to, że nie ufałam Beckowi... Tu chodziło u ludzkie życia, za które byliśmy wtedy odpowiedzialni. Bo taka już rola bohaterów.

Mężczyzna odwrócił się w naszym kierunku, ale nie pokazał swojej twarzy. Wywróciłam na to jedynie oczami, lecz nie odezwałam się.

- Muszę go odciągnąć od kanału! - odparł Beck, a następnie odwrócił się ponownie i odleciał gdzieś, zostawiając nas samych.

Żywiołak zamachnął się i uderzył w dach budynku, na którym znajdowaliśmy się wraz z Peterem. Na całe szczęście nas już na nim nie było - chłopak przeskoczył na inny dach, a ja wzbiłam się w powietrze. Potwór ruszył za mężczyzną, totalnie nas ignorując, co było dość dziwne, bo dotychczas próbował nas zniszczyć.

Poleciałam za Beckiem i żywiołakiem, znów gubiąc gdzieś Petera po drodze, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Każdy z nas miał do roboty coś innego, nie mogliśmy być przez cały czas obok siebie.

Inna niż wszystkie 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz