Rozdział 46

240 16 22
                                    

Dzisiaj rozdzialik specjalnie dedykowany cudownej duszyczce Allice_Rose, która obchodzi dzisiaj urodziny. Wszystkiego dobrego i samych sukcesów, kochana. 🥰😘❤️🌹

A rozdział trochę adekwatny do mojej aktualnej sytuacji ( robię akurat testy na prawo jazdy także... No, może zdam )

Miłego poniedziałku i jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Wika! 😘

~~~~~~~~~~
- Czy ja właśnie...? - spytałam mężczyzny, kiedy stanęliśmy na wyznaczonym miejscu, do którego musiałam sama dojechać. Zacisnęłam palce na kierownicy, spoglądając na tatę w totalnym szoku.

- Tak. - przytaknął, sam do końca niedowierzając w to, co się właśnie stało. - Nie zabiłaś nas. - dodał, a chwilę później uśmiech ozdobił jego twarz.

Patrzyłam w jego stronę przez chwilę i nie dochodziło do mnie jakoś, że przejechałam ustalony wcześniej dystans bez żadnego podpowiadania, bez żadnej pomocy. Byłam z siebie tak cholernie dumna. Chciałam zdać prawo jazdy, teraz mogło to się w stu procentach udać, byłam tego pewna.

- Matko boska! Dziękuję, że ze mną ćwiczyłeś. Odwdzięczę ci się jakoś za to. - powiedziałam, rzucając się mu ją szyję, co było jednak dość problematyczne, gdy siedziało się w aucie, na przednich siedzeniach.

- Po prostu zdaj za pierwszym razem, więcej nie trzeba.

Odsunęłam się od niego z szerokim uśmiechem na twarzy i poprawiłam włosy, które opadły mi na czoło.

- Da się załatwić.

~*~

Już kilka dni później miałam ostatnie jazdy, od tego dnia zależało, czy zdam, czy też nie. Instruktor był pod wrażeniem, gdy z dokładnością wykonywałam jego polecenia. Dziwił się, skąd potrafiłam tak dobrze jeździć, ale przecież nie mogłam mu powiedzieć, że miałam całkiem dobrych nauczycieli, którzy w końcu uczyli mnie jeździć.

- Zdałam!

Wpadłam do domu rozentuzjazmowana, jak nigdy dotąd. Serce wciąż biło mi szybko, wypełniając moje ciało euforią. W salonie siedziała cała moja rodzina, a Happy, który mnie tu przywiózł, stał tuż za mną, również się uśmiechając.

Pierwszą osobą, która zerwała się z miejsca, był oczywiście tata, który prędko zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.

- Tak się cieszę, skarbie. - powiedział mi do ucha, a następnie odsunął się, kładąc dłonie na moich barkach. - Co powiedział instruktor?

- Że świetnie prowadzę, jak ja tak młody wiek. Pytał, kto mnie uczył. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Mężczyzna nie odrywał ode mnie wzroku, jego oczy świeciły lekko z ekscytacji.

- I co mu odpowiedziałaś? Chyba nie...

- Nie, co ty? Powiedziałam, że wujek mnie uczył. - odparłam, nieświadomie odwracając się do Happy'ego. Ten mrugnął do mnie, uśmiechając się delikatnie. - Co w sumie nie było takim kłamstwem.

Tata przytulił mnie po raz kolejny, po czym jego miejsce zajęła Pepper, również gratulując zdania. Cieszyłam się, jak dziecko, nie potrafiłam w to uwierzyć. Marzyłam, by sama jeździć i nie wykorzystywać Happy'ego, który w ostatnim czasie dość często spędzał czas z May. A teraz miałam tą możliwość i strasznie się tym cieszyłam.

- To może zorganizujemy jakiś poczęstunek z tej okazji? Zaprosimy bliskich, przyjaciół i w ogóle. - zaproponował Stark, kiedy wszyscy usiedliśmy na kanapie w salonie.

- Nie głupie. - stwierdziłam zgodnie z prawdą. Wizja zobaczenia niektórych osób i świętowania z nimi była naprawdę kusząca. - Do kogo dzwonić? - spytałam, wyciągając z kieszeni telefon. Mężczyzna uśmiechnął się jedynie.

~*~

Jeszcze tego samego dnia stałam przed naszym domem, wyczekując przyjazdu gości. Mieli być sami najbliżsi, którzy o dziwo wiedzieli, że Tony Stark żyje.

- Cześć, Stella.

- An! - zawołałam, widząc na horyzoncie czarnowłosą kobietę. Zaraz podbiegłam do niej, wpadając w jej ramiona. Kobieta zaśmiała się jedynie z mojej reakcji. - I Bucky! Nie wiedziałam, że przyjedziecie. Ale miło was widzieć razem. - powiedziałam, dostrzegając, że tuż za Anastasią stał też jej mąż z szerokim uśmiechem. - I ciebie też Sam. - dodałam, dostrzegając też drugiego mężczyznę, który o dziwo nie był tam sam.

- Hej, młoda. - przywitał się ciemnoskóry, podchodząc do mnie bliżej. Chwilę później wskazał na znaną mi już kobietę, która posłała w moją stronę uśmiech. - Poznaj proszę Briar. Zabrałem ją ze sobą.

- My się już znamy. - odezwała się dziewczyna, przybliżając się do mnie bardziej. Potem dotarło do mnie, że tak naprawdę chciała stanąć koło mnie i objąć mnie ramieniem.

- Dokładnie tak. - przytaknęłam, sama obejmując ją w pasie. Cała trójka przyjaciół spojrzała w naszym kierunku ze zdziwionymi minami.

- Kiedy?

- Długa historia. Może nawet wam opowiemy. A na razie, wchodźcie. Niektórzy czekają już w ogrodzie. Drogę chyba znacie.

Bez żadnego już słowa, skierowali się do budynku, a stamtąd zapewne już do ogrodu. W drzwiach wyminął ich Peter, zerknął za nimi, a chwilę później stanął tuż obok mnie, patrząc jeszcze za znikającymi dorosłymi.

- Nie sądziłem, że twój tata zaprosi aż tyle ludzi, skoro mówił, że nie chce by wiele osób wiedziało. - odezwał się, spoglądając na mnie. W duchu naprawdę musiałam przyznać mu rację. O dziwo wiedziało serio dużo osób.

- Wiesz, Happy i May... Chyba są razem, więc nie mogło ich zabraknąć. Wujek Rodhey i Maia, jego partnerka, też od początku byli brani pod uwagę. Wujek jest naszą rodziną odkąd pamiętam. - oznajmiłam, wzruszając ramionami. Oni mogli wiedzieć, może oprócz May, ale jeśli była z Happy'm, a Happy to rodzina, więc nie mogło jej tu nie być, z resztą pewnie i tak dowiedziałaby się, że jednak Stark żyje. - Anastasia to dobra przyjaciółka mojego ojca, więc jej też nie mogło zabraknąć. A że wzięła ze sobą Bucky'ego i Sama, a on Briar... - powiedziałam, ponownie wzruszając ramionami. Tamta czwórka też miała pewne miejsce w naszej rodzinie, An chyba największe. - Przynajmniej wesoło będzie. Szkoda tylko, że reszty nie ma, że nie mogą przyjechać i się z nami bawić.

- Ważne, że oni są. - stwierdził Peter, łapiąc moją dłoń w swoją i ściskając ją lekko. On zawsze wiedział, jak sprawić, żebym znów się uśmiechnęła. - Chodź, pewnie się niecierpliwą.

- Fakt. - zaśmiałam się, po czym odwróciłam głowę w bok, gdzie nieopodal Morgan zrywała kwiatki z ogródka swojej mamy. - Morgan! Chodź, malutka! Pójdziemy coś zjeść i przywitać się z gośćmi.

Kiedy dziewczynka zaczęła kierować się w naszym kierunku, chłopak nachylił się nad moim uchem, tak że przeszły mnie przyjemne dreszcze.

- Jesteś najlepszą siostrą, jaką Morgan mogła sobie wymarzyć. - wyszeptał, a jego wargi zetknęły się delikatnie z płatkiem mojego ucha.

- Schlebiasz mi, chłopcze. - powiedziałam ze śmiechem, wyciągając dłoń do Morgan, która w międzyczasie zdążyła do nas dojść. Ścisnęłam też mocniej dłoń Petera i pociągnęłam go za sobą. - Ty też chodź.

Nastolatek zaśmiał się, ale dał się mi prowadzić.

Reszta dnia, a także spora część wieczoru i nocy była jedną z lepszych, które dotychczas przeżyłam.

Inna niż wszystkie 2Where stories live. Discover now