Rozdział 45

267 20 2
                                    

Było późne popołudnie, a ja siedziałam na pomoście, mocząc nogi w wodzie. Tuż koło mnie siedział tata, w dość podobnej pozycji. Gdzieś nieopodal bawiła się Morgan, a Pepper wylegiwała się w słońcu, zerkając co chwilę na dziewczynkę. Słońce idealnie prażyło i można było w spokoju posiedzieć na zewnątrz, zrelaksować się, odpocząć.

- Naprawdę nie musisz, tato. Już jest lepiej, odpoczęłam w ostatnim czasie. Peter też. - powiedziałam do mężczyzny, spoglądając na niego kątem oka. Naprawdę nie chciałam, żeby wysyłał nas gdziekolwiek, wystarczyło mi, że był obok, że było już po wszystkim. Nie potrzebowałam kolejnych wycieczek, na razie bynajmniej.

- Ale tu nie ma nic do gadania. Wszystko już załatwione. Lecicie jutro z rana. - oznajmił tata, nie przyjmując do siebie żadnego sprzeciwu. Westchnęłam cicho, bo zdawałam sobie sprawę, jak bardzo uparty potrafił być.

- Nie mamy odwrotu, tak? - spytałam dla upewnienia, mimo że doskonale znałam odpowiedź. Nie musiał przytakiwać. Natychmiast podniosłam się na równe nogi i spojrzałam na niego ponownie. - Dobra, muszę go o tym poinformować. - dodałam, kierując się do budynku, gdzie zostawiłam telefon.

- Pozdrów go ode mnie! - zawołał jeszcze za mną, a na jedynie pokręciłam głową, uśmiechając się pod nosem.

- Ta, ta, jasne.

Już po chwili dostrzegłam mój telefon i odłączyłam go od ładowarki, bo jak się okazało, naładował się już. Od razu wybrałam numer do Petera i przyłożyłam urządzenie do ucha. Chłopak odebrał zaraz po drugim sygnale.

- Pete? Bo jest sprawa. - zaczęłam, zakładając niesforny kosmyk za ucho. Włosy miałam związane w koka, choć te i tak wychodziły i opadały bezwiednie na moją twarz, bądź ramiona. - Mam nadzieję, że nie masz planów na najbliższe kilka dni.

~*~

Już następnego dnia z samego rana, ja i Peter wylądowaliśmy na lotnisku w Nowym Jorku, a po kilku minutach w odpowiednim samolocie, który ponownie miał nas zabrać do Europy. Czułam się dziwne z faktem, że muszę tam wrócić. Niby było już po wszystkim, było już wszystko dobrze, ale ta obawa wciąż pozostawała.

- Nasze pierwsze, wspólnie spędzone, a przede wszystkim bez żadnych akcji, misji i tym podobnych, wakacje. - oznajmiłam, opierając się wygodnie o oparcie fotela, w którym siedziałam. Peter siedział tuż obok, sam również opierając się o fotel. - Jak czujesz się z tym faktem? - spytałam, zerkając w tym samym momencie, co on na mnie.

- Powiem ci, że... - zaczął, po czym poprawił się na swoim siedzeniu i spojrzał na mnie tymi brązowymi tęczówkami. - Mógłbym tak codziennie. - dokończył z uśmiechem. - Gdyby nie to wczesne wstawanie. Jest dopiero siódma rano, a my już jesteśmy w samolocie.

- Kiedy tata powiedział: rano, myślałam, że około dziewiątej, dziesiątej. Wstanie o piątej... To nie idzie w parze z moim ostatnim wstawaniem.

- Z moim też. - dodał, kiwając głową ze zrozumieniem. Choć jeden rozumiał, że spanie długo było w naszym wieku normalne. - Są wakacje, chciałem się w końcu wyspać porządnie, odpocząć. Należy nam się.

- Ale przynajmniej teraz możemy to nadrobić choć trochę. - powiedziałam, posyłając w jego stronę uśmiech. Podobała mi się wizja ponownego spania, szczególnie że wciąż było wcześnie, a my mieliśmy trochę do przebycia.

- Jestem za.

~*~

Już po kilkunastu godzinach, rozpakowaniu się w jednym z najlepszych paryskich hoteli i zjedzeniu obiadu w hotelowej restauracji, wybraliśmy się na spacer po Paryżu. Naszym pierwszym celem było zwiedzenie wieży Eiffla i tam też się udaliśmy.

- Wow! Jak tu pięknie. - powiedziałam z zachwytem, patrząc na ogromną panoramę miasta. Ludzie wyglądali, jak malutkie, kolorowe kreski, przemieszczające się w jedną i drugą stronę bez większego celu. W dodatku słońce zaczynało pomału zachodzić, co dodawało tylko uroku temu miejscu.

- Wieża Eiffla. Niesamowite. - wyszeptał Peter, stając tuż za mną. Zamknął mnie w pułapce, ale nie przeszkadzało mi to, a podobało się bardzo. Czułam się z nim tam naprawdę bezpiecznie. - Chciałem cię tu zabrać. - dodał, nachylając się do mojego ucha. Spojrzałam na niego przez ramię, ale zaraz odwróciłam się do niego twarzą.

- Ale to ja zabrałam tu ciebie. - odpowiedziałam,uśmiechając się delikatnie w jego kierunku. Mój wzrok mimowolnie poleciał na jego usta, lecz żadne z nas nie zrobiło nic z tym faktem. - A bardziej tata nas tu wysłał.

Peter oparł swoje czoło o moje i zamknął oczy, co zrobiłam również ja. Ludzie obok przestali mieć jakiekolwiek znaczenie w tamtej chwili. Byliśmy w Paryżu, w mieście miłości, na wieży Eiffla, w swoim towarzystwie. Wtedy nie potrzeba mi było już nic więcej.

- Po tym bliskim spotkaniu z Mysterio... I kiedy wyszłaś z hotelu po tym wszystkim, po tej kłótni... Myślałem, że już więcej nie wrócisz, że już cię więcej nie zobaczę. - wyszeptał Peter, przerywając tym samym ciszę panującą między nami. Otworzyłam oczy, ale nie odsunęłam się ani na moment, dając mu możliwość objęcia mnie mocniej, co było bardzo przyjemne. - A później sam miałem z nim nieprzyjemną sytuację, wylądowałem pod pociągiem, obudziłem się w Holandii... A potem przyleciałaś ty i Happy, i... Wtedy zrozumiałem, jak wiele mogłem stracić.

Serce uderzyło kilka razu mocniej, a przed oczami znów pojawiły się też sytuacje sprzed kilku tygodni. Ale prędko zniknęły, gdy do świadomości dotarło, że było już po, że to już nigdy więcej się nie powtórzy.

- Beck nie żyje, jest już tylko przeszłością. Nie powinniśmy zawracać sobie nim więcej głowy, bo to i tak nic nam nie da. - powiedziałam, odsuwając czoło od jego tylko po to, by złapać twarz chłopaka w swoje dłonie. - Żyjmy chwilą. TĄ chwilą. Tym pobytem tutaj, w Paryżu. - dodałam z uśmiechem, wskazując na wszystko wokoło. Mogliśmy się cieszyć, bawić, żyć, jak normalni nastolatkowie w naszym wieku. - I nie zapominaj, że ja się tak łatwo nie poddaję. Paliło się i waliło na głowę, a jednak oboje wciąż tu jesteśmy. Żywi, szczęśliwi i bezpieczni. To co było, nie ma już najmniejszego znaczenia, pozostawiło po sobie jedynie wspomnienie tego, co razem przeszliśmy.

Chłopak uśmiechnął się szeroko, po czym przytulił mocno do swojej piersi, trzymając w swoich ramionach, w których się wręcz rozpływałam. Wtedy, tam, to było niesamowite uczucie.

- I znów wróciła moja optymistyczna Śnieżynka.

- I mój kochany Pajączek.

Inna niż wszystkie 2Where stories live. Discover now