Rozdział 33

215 15 4
                                    

Ledwo zdążyłam wejść na piętro, na którym znajdował się mój pokój, gdy na horyzoncie pojawiła się Michelle. Dziewczyna prędko mnie dostrzegła i natychmiast pojawiła się koło mnie ze zmartwioną miną.

- Stella! - zawołała, wpadając wręcz w moje ramiona. Zacisnęłam usta, by nie wydać z siebie syku bólu, bo nieświadomie dotknęła mojego uda. - O matko! Nic ci nie jest? - spytała, odsuwając się ode mnie. Założyła kosmyk włosów za ucho, przyglądając się mi.

- Mam lekkie obrażenia, ale tak to nic mi nie jest. - powiedziałam zgodnie z prawdą, sama na siebie spoglądając. Nie wyglądałam najlepiej, nie dziwiły mnie nawet pytające spojrzenia innych ludzi, personelu, czy Michelle, które posyłali w moją stronę.

- Jesteś cała we krwi. - stwierdziła, wskazując w moją stronę. Pokręciłam głową, uśmiechając się dość nerwowo.

- Ah, to. To nic takiego, po prostu rozcięłam se nogę. Będę żyć.

- Wyjaśnisz mi to wszystko, nie? Chcę wiedzieć wszystko. - powiedziała Michelle, nawiązując do moich wcześniejszych słów. Westchnęłam cicho, bo choć obiecałam jej, to jednak miałam przed tym pewne obawy. A co jeśli wyjawi moją drugą tożsamość? Co jeśli nie dochowa tajemnicy może już do końca życia?

- Tak, jasne. - przytaknęłam niemalże od razu, nie chcąc po sobie poznać, że rzeczywistość była zupełnie inna. Mimo wszystko należała się jej prawda. - Ale na pewno nie dzisiaj. Ani nie w najbliższym czasie. - dodałam natychmiast, bo w tamtym czasie nie za bardzo też było kiedy to wszystko wyjaśnić. Przecież już następnego dnia miało mnie tu nie być.

- Co? Czemu?

- Wyjaśnię ci wszystko, jak wrócimy do Nowego Jorku. A na razie muszę się ogarnąć, opatrzyć jakoś tą ranę, zmyć z siebie ten brud.

Dziewczyna potarła swoje ramiona z wyraźnym zawiedzeniem, ale nie byłam w stanie temu zapobiec. Musiała mnie zrozumieć, wiedziałam, że jest w stanie to zrobić, nawet jeśli bardzo chciała znać prawdę.

- Jasne, rozumiem. - odpowiedziała wreszcie, wysilając się na uśmiech. Odwróciła się na moment, po czym wróciła do mnie wzrokiem, czego jednak nie skomentowałam. - To... Do zobaczenia.

- Cześć.

Michelle odeszła, a ja stałam tam jeszcze przez chwilę, po czym sama udałam się do swojego pokoju hotelowego, by nieco się ogarnąć.

~*~

- Idę! Już idę! - zawołałam z łazienki, gdy ktoś zaczął pukać do drzwi. Ze szczotką w ręku, skierowałam się ku drzwiom, by otworzyć osobie po drugiej stronie. - Przecież się nie pali.

Nacisnęłam na klamkę i otworzyłam na oścież. Moim oczom natychmiast ukazała się tak znana sylwetka chłopaka, teraz nieco przygnębionego.

- Cześć. Mogę... Mogę wejść?

- Jasne, wchodź. - odparłam od razu, odsuwając się nieznacznie, by mógł bez problemu wejść. Nastolatek natychmiast wszedł do środka i poszedł dalej, a ja, po zamknięciu za nim drzwi, ruszyłam tuż za chłopakiem. - Stało się coś? - spytałam, stając przy łóżku.

- Jak się czujesz? - spytał, jak gdyby nigdy nic, co ciut mnie zdziwiło. Coś musiało się stać, ale nie chciałam wyciągać to z niego na siłę, prędzej czy później sam by mi powiedział, o co chodzi.

- Jest lepiej.

Peter odwrócił się w moją stronę ze smutnym wzrokiem. Nie ruszyłam się z miejsca, ale spojrzałam na niego, dając mu tym samym znak, że słuchałam.

- Jutro wyjeżdżamy.

Przez dłuższą chwilę trawiłam jego słowa, która nie za bardzo do mnie dochodziły. Pomrugałam kilkukrotnie, patrząc na niego w szoku. Takiej wiadomości za nic się spodziewałam.

- Żartujesz, prawda? - odezwałam się wreszcie, przybliżając się do niego o krok. Po lekach przeciwbólowych, schłodzeniu i opatrzeniu rany, która już zaczęła się goić, wszystko, co dotychczas mnie bolało, straciło wtedy swoje znaczenie. Bardziej niż to, obchodziło mnie, skąd wzięła się właśnie taka decyzja. - Ale przecież żywiołaki pokonane. Nie ma już zagrożenia. - powiedziałam, wskazując w jakimś kierunku dłonią.

- Nikt nam w to nie uwierzy. - oznajmił Pete, przejeżdżając dłonią po swoich włosach. Biała koszula, która wtedy idealnie eksponowała jego mięśnie, nie zwracała już mojej uwagi tak bardzo, jak wcześniej.

- A jeśli zagadałabym z kim trzeba i załatwiła to wszystko, żebyście zostali?

- Nie ma szans, Stella. Musiałabyś zadzwonić i namówić wszystkich rodziców uczniów z wycieczki. Na pewno ktoś się nie zgodzi.

- Kurde. - mruknęłam pod nosem, siadając na skraju materaca.

Przez kilka kolejnych minut siedziałam tam, a Peter tuż obok ze spuszczoną głową. Zdawałam sobie sprawę, że żadne z nas nie mogło nic zrobić w całej tej sprawie. Miałam znajomości, załatwiłabym wszystko, nawet jeśli nie należało to do moich obowiązków, ale nie byłam w stanie namówić wszystkich rodziców do zmiany decyzji. To było ich zdanie, ich dzieci były narażone, nawet jeśli niebezpieczeństwo minęło.

- Przejdziemy się? Póki jeszcze tu jesteśmy? - odezwał się nastolatek w pewnym momencie, spoglądając na mnie tymi swoimi dużymi, brązowymi tęczówkami.

- Taki ostatni spacer przed powrotem? - spytałam dla upewnienia, uśmiechając się pod nosem. Peter przytaknął skinieniem głowy też z delikatnym uśmiechem. - Jasne.

- To za dziesięć minut na dole?

- Za dziesięć minut na dole. - przytaknęłam, wstając, by odprowadzić go do drzwi.

- Okey. To jesteśmy umówieni.

Chwilę później patrzyłam, jak chłopak znika za najbliższymi drzwiami, które były całkiem niedaleko moich. Stałam tam przez chwilę, wpatrując się w różne zdobienia na balustradzie.

- Oo, Stella. - odezwał się ktoś, a ja od razu spojrzałam w odpowiednią stronę, natrafiając wzrokiem na jednego z nauczycieli Petera, który pojawił się kilka metrów ode mnie.

- Dobry wieczór, proszę pana.

- Słyszałaś pewnie, że wyjeżdżamy. - powiedział mężczyzna, zaczynając temat, który od kilkunastu minut zaprzątał moją głowę.

- Tak. Peter mi mówił. - odparłam zgodnie z prawdą, kiwając głową na potwierdzenie swoich słów. Pan Harrington uśmiechnął się delikatnie pod nosem, poprawiając swoje okulary.

- A ty pewnie zostajesz?

- Jutro jadę do Berlina. Mam tam pewną sprawę do załatwienia. - wyjaśniłam pokrótce, nie zdradzając nic, co mogłoby wywołać jego podejrzenia. Im mniej osób wiedziało, tym lepiej dla wszystkich. - Przykro mi z powodu wycieczki. - dodałam, patrząc na jego reakcję.

- Tak, mnie też.

- Mogę pana jedynie zapewnić, że raczej nic już więcej nie wyskoczy z ziemi, gdy gdzieś będziecie. W Europie w sensie. - oznajmiłam z powagą. Musiałam spróbować, nawet jeśli wiedziałam, że to i tak się nie uda.

Nadzieja umiera ostatnia.

- Miło, że tak uważasz. Ale wiesz... Rodzice i te sprawy. - odparł mężczyzna, wzruszając ramionami. Spuściłam głowę w dół, lecz prędko spojrzałam na niego.

- Jasne, rozumiem. - przytaknęłam natychmiast. - Do widzenia. - dodałam na pożegnanie, chowając się bardziej w pokoju, gdyż przez cały czas właśnie tam się znajdowaliśmy. Pan Harrington kiwnął głową na znak, że rozumie.

- Do zobaczenia, Stella.

Uśmiechnęłam się delikatnie, a potem zamknęłam drzwi. Już po chwili rzuciłam się na łóżko, wzdychając cicho.

~~~~~~~~~~
Ja tylko z małym pytankiem. Chcielibyście może jakiś mały maraton? Jest tak, to wszystko se uzgodnimy, a ja wam dam znać jutro.
I przy okazji zapraszam do Obiecaj mi, bo lecimy z tą książką. Później zajmiemy się też innymi.

Miłego dnia ✨😁

Inna niż wszystkie 2Where stories live. Discover now