Rozdział 42: I'd Do Anything To Be Your Everything

1.3K 94 82
                                    

Ulica nie wyglądała tak, jak ją zapamiętał. Małe domy w zabudowie szeregowej pomalowano na takie same odcienie, a każdy frontowy ogród był schludny i pełen kwiatów. Nawet chodniki były nowe, nie było już wybojów wypełnionych błotnistą wodą i rozrzuconych wzdłuż drogi niedopałków papierosów. Kilka przecznic dalej znajdowała się działka ze starannie zaaranżowanymi drogami i ogromnym strachem na wróble w jasnożółtym kapeluszu. Wisząca na jego szyi tabliczka radośnie głosiła „Cokeworth's Community Lot!".

Najbardziej szokująca była rzeka. Zamiast kęp śmieci i dziwnego wózka sklepowego po błyszczącej powierzchni pędziły ze sobą dziesiątki łodzi wiosłowych. Prawdopodobnie mogliby wpaść i nie zarazić się wirusowym zapaleniem wątroby typu C, zdecydował Severus. Co wcale nie przypominało tego, co widział ostatnio.

Stali przed jedynym domem, który nie został wciągnięty, kopiąc i krzycząc, do obecnego stanu gentryfikacji. Ministerstwo zapewniło ich, że zaklęcie odstraszające mugoli działa z pełną mocą i prawdopodobnie tak było. Jego stary murowany dom wciąż był brudny i zaniedbany. Podwórko było plątaniną zieleni. A stary rower podparty pod ścianą był całkowicie zardzewiały. To był pierwszy raz, kiedy Severus wrócił do domu, odkąd opuścił go, by niechętnie przejąć pałeczkę dyrektora Hogwartu, prawie dziesięć lat temu.

Pchnął zasuwę w bramie i weszli do małego zarośniętego ogrodu.

- Nie mogę uwierzyć, że pozwolili, aby był w takim stanie. Jaki brak szacunku - jęknęła wiedźma.

Uwielbiał to, że była zła w jego imieniu, gdyż powrót był dla niego tak przytłaczający, że mógł tylko stać w milczeniu i obserwować.

- Tu coś jest! – zawołała Hermiona. Poszła dalej w kierunku drzwi wejściowych.

Snape podszedł do niej i gdy to zrobił, poczuł ciężkie, gęste uczucie w powietrzu. Na pewno coś tam było. Rzucił Revelio i marmur rozwinął się przed nim tak szybko, że uderzył w czubek jego prawego buta.

– Łał – powiedziała czarownica. – To, hm, nieoczekiwane.

Duży marmurowy posąg Severusa zajmował teraz pierwsze miejsce wśród chwastów i zarośniętych krzaków jeżyn na frontowym podwórku. Posąg stał wyprostowany, z różdżką w gotowości, a zza fałd płaszcza zaglądała mała łania. Severus spojrzał na posąg. Przypuszczał, że to on, chociaż był całkiem pewien, że nigdy nie wyglądał tak dobrze.

- Jest jak ten w Dolinie Godryka - stwierdziła Hermiona, gdy szła wokół posągu w kierunku małej tablicy. - Och, na tym też jest napis!

- Jest? - zapytał czarodziej z roztargnieniem. Właściwie uważał, że posąg jest nieco niepokojący. Wszystko w nim po śmierci wydawało się większe niż w życiu. Odważniejsze, ciekawsze i, według tego posągu, zdecydowanie lepiej wyglądające.

Hermiona mlaskała językiem w sposób, który zaalarmował go o jej skrajnym niezadowoleniu z czegoś. Obszedł do niej posąg.

– Wydajesz się zaniepokojona – powiedział.

— To nic — odrzekła bezbarwnie. - Właśnie przypomniałam sobie, jak bardzo nienawidzę ludzi. Chcesz wejść do domu?

- Czy to uogólniona nienawiść czy coś wyspecjalizowanego? - dopytywał z pewnym rozbawieniem. Ludzie zwykle byli zmorą jej egzystencji. Generalnie przez jakiś przejaw głupoty. Fajnie było, że mieli ze sobą coś wspólnego.

– Uogólniona – pociągnęła nosem i mocno skrzyżowała ramiona na piersi.

Miała na sobie koszulkę, którą kupił jej na urodziny. Zauważył ją w sklepie i chociaż mógł z łatwością transmutować coś dokładnie tak, żeby wyglądało identycznie, nie zrobił tego. Chciał, żeby miała mugolską. Więc rozstał się z dwudziestoma(!) funtami i starannie ją dla niej zapakowano. Była jaskrawoczerwona, z białymi literami, które głosiły „Badass Feminist Witch".

HGSS Zmienność niezmiennego czasu (polski przekład) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz