Rozdział 4

6.8K 142 0
                                    

Luiza
Przez cały tydzień dochodziłam do siebie i dopinałam na ostatni guzik przerzut narkotyków. Z racji mojego stanu do akcji zaangażowałam Matthew, którego z reguły nie brałam ze sobą. Coś mi jednak śmierdziało w tym zadaniu i wolałam mieć go przy sobie w razie jakichś kłopotów. Właśnie czekałam na ciężarówkę z towarem, a Matt siedział obok mnie w samochodzie i zajadał żelki.

-Chcesz?- zapytał, wyciągając w moją stronę paczkę.

-Skup się. Nie czas teraz na jedzenie- warknęłam.

-A na czym mam się skupiać? To tylko przerzut. Robiliśmy to setki razy- powiedział i włożył do ust kolejny smakołyk.

-Już Ci mówiłam. Nie wierzę, że ojciec zlecił mi taką prostą akcję bez powodu. Coś jest na rzeczy.

-A ty znowu to samo. Po prostu chciał Cię upokorzyć i tyle. Co to pierwszy raz?

Na szczęście w tym momencie podjechała ciężarówka, inaczej nie powstrzymałabym się przed uderzeniem chłopaka. Wysiadłam i zatrzasnęłam drzwi od samochodu. Kierowca ciężarówki wraz z pasażerem podeszli do nas. 

-Mamy towar. Ale najpierw kasa- odezwał się mały łysy człowieczek.

-Najpierw to ja go sprawdzę- odpowiedziałam patrząc na niego surowo.

-Jak sobie chcesz. Towar jest pierwsza klasa.

Zaszłam na tył i otworzyłam drzwi od pojazdu. Weszłam do środka. W pogotowiu trzymałam broń. Nigdy nie wiadomo, co tamci kombinują. Sprawdziłam pierwszą skrzynię z towarem. W porządku. Druga i trzecia również. Nie chciało mi się sprawdzać każdej, ale miałam jakieś głupie przeczucie. Poza tym ojciec by mnie zabił, gdyby coś było nie tak z którąkolwiek partią. Kazałam chłopakom powoli wynosić towar sprawdzony przeze mnie.

-Ej laleczko, a kasa to kiedy?

-Matt, przekaż im połowę. Reszta, gdy wszystko będzie w porządku.- Widziałam jak kierowca zaczął się wkurzać.

-A co ma być nie w porządku. Od lat razem handlujemy i wszystko zawsze było w porządku. Co się nagle miało zmienić?!

-Nie twierdze, że coś jest źle. To kwestia ostrożności- odezwałam się, dalej spokojnie robiąc swoje.

-Ja ci dam ostrożność głupia pizdo- rzekł wyjmując pistolet.

W tym samym czasie zrobiliśmy to ja i Matt. 

-Opuść ten pierdolony pistolet, albo zostanie z ciebie krwawa miazga- warknęłam wkurzona. Nie będzie mi groził jakiś podrzędny kierowca. Mężczyzna spojrzał na mnie zjadliwie, potem na moich pracowników, którzy też już trzymali broń w dłoniach, gotowi w każdej chwili zabić faceta. Zrezygnowany zaczął powoli opuszczać pistolet, który od razu przejął Jack, jeden z pracujących ze mną mężczyzn.

-A teraz spokojnie dokończymy sprawdzanie towaru, dostaniesz swoje pieniądze i każdy odejdzie zadowolony w swoją stronę. No chyba, że coś ukrywasz- zakończyłam z uśmieszkiem i wróciłam do pracy.-A co to?- spojrzałam na proszek. Na pierwszy rzut oka niby wszystko było dobrze. Zbliżyłam twarz do otwartej skrzyni. Wzięłam proszek na palec, przyjrzałam mu się dokładniej, posmakowałam. Kurwa! To podróba! Zajebista, ale jednak nie to zamawialiśmy. Miał być towar pierwszej klasy, a nie to! Wkurwiłam się. Ten chuj chciał nas wydymać. Ruszyłam, rzucając w jego stronę jeden z moich noży. Mężczyzna złapał się za ramię w które trafiłam.-Handlujemy ze sobą od lat?! Wszystko zawsze było w porządku?! To, że dajesz nam lipny towar ma być w porządku?!- wykrzyczałam.

-Ale nie to na pewno pomyłka. Wszystko musi być dobre- powiedział z wyczuwalnym lękiem w głosie. Nie budziłam co prawda nigdy takiego przestrachu jak moje chłopaki, ale też potrafiłam nieco nastraszyć, zwłaszcza, gdy zaczynałam używać swojej broni.

Złączeni umowąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz