Rozdział 12

5.4K 127 4
                                    


Luiza                

Kilka kolejnych dni minęło mi na pracy, uczęszczaniu na siłownie i ostatnich przymiarkach do ślubu, który zbliżał się wielkimi krokami. Z Nedem nie rozmawialiśmy za wiele, obydwoje zajęci swoimi sprawami. Nadal jednak spałam z nim w jednym łóżku a w razie powracających koszmarów zawsze był obok, przytulał, pocieszał. Powoli przestawałam się go obawiać, tak jak na początku. Jego dotyk nie wywoływał już tak wielkiego strachu, a raczej poczucie komfortu. Przyzwyczajałam się do jego obecności. Do jego despotycznego charakteru i przenikliwego spojrzenia. Czasami miałam wrażenie, że czyta we mnie jak w otwartej księdze. Nie umiałam go okłamać. A nawet, gdy próbowałam, to on od razu o tym wiedział. To było cholernie irytujące.

-Wystarczy pracy na dziś- usłyszałam męski głos.- Jedziesz ze mną. Mam niespodziankę.

-Co?- zapytałam zaskoczona dopiero teraz podnosząc wzrok znad leżących przede mną dokumentów.

-Chodź, przekonasz się- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Westchnęłam, przewróciłam oczami i zamknęłam laptopa. Wiedziałam, że nie ma sensu kłócić się z narzeczonym, gdy jest w takim nastroju. I tak bym go nie przekonała.

-Mój szef nie będzie zadowolony, że tak wcześnie wychodzę- mruknęłam pod nosem, na co on uśmiechnął się półgębkiem.

-Uwierz mi, zrozumie.

Wspólnie wyszliśmy przed budynek, gdzie stało zaparkowane jego czarne bmw. 

-To gdzie jedziemy?- zapytałam zapinając pas.

-Przecież to niespodzianka. Nie mogę Ci powiedzieć.- Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Ponownie przewróciłam oczami, ale już więcej o nic nie pytałam, tylko uważnie obserwowałam trasę jaką pokonywaliśmy. Im dłużej jechaliśmy, tym bardziej oddalaliśmy się od miasta. Zaczęłam się niepokoić.

-Chyba nie planujesz mnie zabić?- zapytałam patrząc uważnie na mężczyznę.

-Gdybym chciał to zrobić, już dawno byś nie żyła. Myślałem, że już przeszliśmy ten etap- spojrzał na mnie urażonym wzrokiem. Nic nie odpowiedziałam, wyjrzałam tylko ponownie przez okno. Starając się zapamiętać jak najwięcej z drogi jaką pokonujemy. Po około 20 minutach jazdy dotarliśmy do jakichś starych magazynów. Teraz byłam już naprawdę przerażona.-Spokojnie, naprawdę nic ci się nie stanie- powiedział brunet dostrzegając moją nerwowość. - Chodź, wysiadamy- dodał otwierając drzwi. 

Niechętnie ruszyłam za nim. Ned zdjął kłódkę blokującą wejście do budynku i wszedł do środka. Gdy przekroczyłam próg, poczułam charakterystyczny zapach krwi. Wiedziałam, że jest to miejsce likwidowania nieprzyjemnych świadków. Ponownie zerknęłam na bossa wchodząc za nim coraz głębiej do środka. On jednak nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Szedł spokojnie dalej. Ja taka opanowana nie byłam. Próbowałam wyglądać normalnie, aby nie wzbudzać zbytnich podejrzeń. Wewnętrznie jednak byłam kłębkiem nerwów. Wypatrywałam tylko dogodnego momentu do ucieczki. W chwili, gdy brunet zajął się odkluczaniem kolejnych drzwi, ja nie wahając się zadałam mu szybki cios w kroczę i ruszyłam biegiem w stronę wyjścia.

-Ughh- wydał z siebie jęk bólu- Luiza, zaczekaj!- usłyszałam po chwili jego krzyk, ale nie oglądałam się za siebie. Biegłam ile sił w nogach, starając się po raz kolejny uniknąć śmierci. Gdy już myślałam, że uda mi się dopaść drzwi wejściowych poczułam na sobie silny uścisk rąk. Zaczęłam się wyrywać, próbując go uderzyć, aby udało mi się wyswobodzić z jego chwytu, ale mężczyzna skutecznie bronił się przed moimi atakami.

-Puszczaj mnie!- zaczęłam wrzeszczeć- Puszczaj! Zostaw!- Miotałam się panicznie.

-Uspokój się. Nic Ci nie zrobię. Spokojnie- powtarzał mój narzeczony tak długo, aż w końcu świadoma swojej porażki opuściłam zrezygnowana ręce.

Złączeni umowąWhere stories live. Discover now