Rozdział 11

5.1K 143 3
                                    

Ned
Spotkanie z moją mamą nadzwyczaj dobrze wyszło. Może nawet uwierzyła, że się kochamy. Ale późniejsze zachowanie mojej narzeczonej mnie martwiło. Coś było na rzeczy i ja świetnie zdawałem sobie z tego sprawę. Jednak dziewczyna nie chciała mi zdradzić o co chodzi. Zazwyczaj nie obchodziły mnie problemy innych, skąd więc u mnie taka nagła troska o nią. Przecież niczego ode mnie nie oczekiwała, wręcz przeciwnie miałem wrażenie, że chcę abym się od niej odczepił i nie wypytywał tyle. Może właśnie dlatego tak bardzo pragnąłem jej pomóc? Bo jako jedyna niczego ode mnie nie oczekiwała? Wchodząc do sypialni zauważyłem, iż kobieta dalej nie zrezygnowała ze spania na podłodze. Wkurzało mnie to. Bo nie tego oczekiwałem, gdy zarządziłem wspólną sypialnie. Jednak po dzisiejszym dniu postanowiłem jej odpuścić. Jutro się z nią o to pokłócę- pomyślałem wchodząc do łóżka i zmęczony zamykając oczy.

-Nie dziś! Proszę! Nie dziś!- obudził mnie czyjś krzyk. Szybko zerwałem się na nogi podnosząc broń, którą zawsze miałam przy sobie. Okazała się ona jednak niepotrzebna, gdy zorientowałem się skąd dobiegały krzyki. To dziewczyna wrzeszczała przez sen.

Szybko usiadłem przy niej na podłodze i zacząłem delikatnie potrząsać próbując ją obudzić.

-Luizo, Luizo.

W końcu otworzyła oczy i oberwałem porządnego prawego sierpowego. Zgiąłem się z bólu.

-Co? Co? Co się stało?- zapytała mnie przerażona.

-Miałaś koszmar- wydusiłem.- I próbowałem Cię obudzić. Nie spodziewałem się, że też oberwę- powiedziałem powoli dochodząc do siebie.

-Przepraszam- odezwała się blondynka nie wyglądając na szczególnie skruszoną. Chciałem ją porządnie ochrzanić, ale zobaczyłem jak delikatnie pociera swoje ramiona, nadal przestraszona po koszmarze.

-Chcesz o tym porozmawiać?- zapytałem więc tylko.

-Nie- odpowiedziała twardo i ponownie położyła się na podłodze zapewne zamierzając spać dalej.

-Chyba kpisz. Kładziesz się do łóżka ze mną, I nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu. Po pierwsze nic ci nie zrobię, a po drugie należy mi się jakaś rekompensata za ten cios- dostrzegając jej rozszerzające się ze strachu źrenice dodałem- Nic Ci nie zrobię. To był żart. Nie musisz się mnie tak ciągle bać- powiedziałem przewracając oczami po czym wstałem i poklepałem miejsce obok mnie na łóżku. Widząc wahanie w jej spojrzeniu dodałem- żebym nie musiał Cię przenosić siłą.

Dziewczyna powoli wstała i położyła się obok mnie. Przykryła się swoim kocem i odwróciła do mnie plecami.

-Dobranoc- powiedziałem robiąc to samo.

-Dobranoc- odpowiedziała.

Dalsza część nocy minęła już bez dodatkowych atrakcji. Ranek przywitał mnie zapachem pieczonych naleśników. Wstałem przecierając oczy i ruszyłem zaspany do kuchni. Zastałem tam Luizę sprzątającą kuchnie.

-Dzień dobry- przywitałem się.

-Dzień dobry- odpowiedziała mi nawet na mnie nie patrząc.

-Wyczułem naleśniki- dodałem, rozsiadając się na jednym ze stołków barowych.

-Miałam ochotę- wzruszyła ramionami podając mi talerz z kilkoma naleśnikami.- Zrobiłam więcej, jeżeli lubisz.

-Pewnie- powiedziałem i zacząłem jeść.- Za pół godziny musimy się ruszyć do biura, jeżeli chcesz dziś rozpocząć pracę- rzekłem, gdy zerknąłem na zegar wiszący na ścianie.

-Ok- odpowiedziała tylko dziewczyna i wyszła z pomieszczenia zostawiając mnie samego. Punktualnie o 9.00 wyszliśmy z budynku. Droga minęła nam w ciszy. W biurze zaprezentowałem wszystko Luizie, a ona zaskakująco szybko wszystko łapała. Spodziewałem się raczej, że będę musiał jej wszystko mozolnie tłumaczyć. Widząc, że kobieta świetnie sobie radzi postanowiłem zająć się swoją robotą. Zacząłem odpisywać na maile i czytać raporty przy okazji obserwując pracującą blondynkę. Naprawdę wciągnęła się w swoje zadanie. Kompletnie nie zwracała na mnie uwagi. Włosy związała sobie w luźnego koka na czubku głowy i przygryzając długopis co chwilę wklepywała coś w komputerze, jednocześnie przerzucając dokumenty leżące na jej biurku.

Po czterech godzinach intensywnej pracy, stwierdziłem, że czas na przerwę.

-Luiza- podniosła głowę zaskoczona.

-Tak?

-Głodna?

-W sumie to tak- odpowiedziała jakby z lekka zaskoczona.

-To chodź, idziemy na obiad.

-Daj mi proszę pięć minut. Muszę skończyć.

-Czekam na zewnątrz.- Dziewczyna skinęła mi tylko głową wracając wzrokiem do ekranu. Pokręciłem głową z uśmiechem. Wyczuwałem pracoholizm, czyli do mnie pasuje- pomyślałem i zaraz skarciłem się za te myśli. To nie jest moja prawdziwa narzeczona. I nigdy nie będziemy ze sobą naprawdę. Jak tylko zabijemy jej ojca, rozstaniemy się. Ja zostanę z całym tym bagnem, a ona odejdzie.

Podszedłem do baru, gdzie Alec uzupełniał zapasy alkoholu na wieczór.

-Witaj szefie- przywitał się.

-Nalej mi kieliszek czystej.- Chłopak bez słowa wykonał polecenie. Wypiłem go jednym haustem po czym spokojnie odwróciłem się patrząc na salę i czekając na narzeczoną. Wróciła po 10 minutach, zaróżowiona.

-Przepraszam, coś mi się nie zgadzało. Musiałam to wyjaśnić.

-O co chodzi?- zapytałem zaniepokojony. Wszystko powinno grać.

-To błahostka. Twoja poprzednia księgowa zrobiła błąd w zapisach i dlatego nie zgadzał mi się stan. Ale już wszystko ok- machnęła ręką.

-Ostatnio to ja prowadziłem księgi.

-I wszystko Ci się zgadzało?- zapytała zaskoczona.

-Na tyle na ile- odpowiedziałem enigmatycznie. Generalnie nie zajmowałem się księgowością, bo nie za bardzo ją lubiłem. Ale iż ostatnio byłem zmuszony wyeliminować księgowego to musiałem się chwilę z nią pomęczyć. I nie powiem, abym szczególnie przykładał się do tego zadania.

-To gdzie idziemy?- zmieniła temat dziewczyna.

-Obok jest całkiem niezła włoska pizzeria. - Uśmiechnęła się z aprobatą. -To jak Ci się podoba praca?- zapytałem.

-Zawsze to lepsze niż siedzenie w domu- powiedziała, po czym rozdzwonił się jej telefon. Wyraźnie się ucieszyła, gdy zobaczyła kto dzwoni.

-No siema- odebrała.- Tak... Już nie... Może jutro. Odezwę się- odpowiadała lakonicznie osobie po drugiej stronie słuchawki.

-Nie jesteś zbyt rozmowna- mruknąłem.

-To Matt, on gada za nas dwoje- zaśmiała się.

Obiad zjedliśmy rozmawiając o klubie. Luiza naprawdę była pracoholiczką i wcale tego nie ukrywała. Chciała wiedzieć dosłownie wszystko o funkcjonowaniu "Nero".

Po wspólnym posiłku zostawiłem kobietę w biurze, a sam musiałem jechać porozmawiać z dostawcami. Ostatnio zbyt mocno się ociągali i nie dotrzymywali terminów, a to zawsze wiązało się z większymi kosztami. Musiałem to zdusić w zarodku.

Do mieszkania dotarłem późnym wieczorem. Rozmowy przeciągnęły się ale ostatecznie byłem zadowolony z osiągniętych rezultatów. Od dziś każdy dzień zwłoki będzie ich kosztował parę tysięcy dolarów a rekompensatą za dotychczasowe opóźnienia jest kilka kilogramów najwyższej klasy kokainy. Dobry deal.

Zmęczony ruszyłem prosto do sypialni. Moja przyszła żona już spała w naszym łóżku. Zadowolony, że nie zastałem jej na podłodze, rozebrałem się do bokserek i położyłem obok niej. Szybko zmorzył mnie sen.

-Pomocy! Pomocy! Tato! Tato, gdzie jesteś?!- ponownie obudził mnie krzyk.

Tym razem już wiedziałem, że to blondynka obok mnie tak wrzeszczy. Tak jak wczoraj zacząłem ją budzić. Dziewczyna obudziła się, ale nadal była jakby w amoku. Trzęsły jej się ręce, z oczu leciały łzy. Nie zważając, że znowu mogę oberwać objąłem ją ramionami. Kobieta kilka sekund siedziała sztywno, jednak już po chwili płakała w moich ramionach. Tuliłem ją do siebie, jednocześnie zastanawiając się, co w tak silnej kobiecie jak ona może wywoływać takie przerażenie.


Złączeni umowąWhere stories live. Discover now