Rozdział 7- część 2; Rozdział 8

5.3K 121 0
                                    

Rozdział 7- część 2

Luiza

Ja, pierdolę on mnie o mało nie zgwałcił. A ja nic nie mogłam zrobić. Te wszystkie lata treningów na nic się zdały. Jak mogłam dać tak się podejść? Jak mogłam aż tak stracić czujność? Muszę stąd uciekać. Nie mam wyjścia. Mój ojciec będzie musiał odejść na boczny plan. Zajmę się nim późnej. Na razie najważniejsze jest moje przeżycie. Nie wiem dlaczego Ned się zatrzymał i nie dokończył tego co zaczął, ale nie zamierzam czekać aż wróci i zechce skończyć. Już i tak dużo od niego wycierpiałam. Nie zniosę więcej- pomyślałam ścierając łzy z policzków. 

-Popłaczesz sobie potem- powiedziałam do siebie.

Wstałam z łóżka i szybko ubrałam się w czerwoną sukienkę. Nie miałam tu nic innego, więc nie miałam wyboru. Cicho wyszłam z pokoju. Nasłuchując udałam się do drzwi wyjściowych. W tym momencie niezmiernie cieszyłam się, że znam rozkład mieszkania. Nie napotkawszy nikogo po drodze otworzyłam drzwi i szybko wsiadłam do windy. Tam ubrałam szpilki i poprawiłam swój wygląd. Nie chciałam wzbudzać zbytnich podejrzeń. Przybierając na twarz maskę łatwej laski podeszłam do portiera i bełkotliwie poprosiłam go aby wezwał mi taksówkę.

-Jestem zbyt pi..pijana, aby sa..sama wracać do dddomu- powiedziałam lekko czkając.

Mężczyzna uśmiechnął się do mnie obleśnie i już po chwili siedziałam w taksówce wiozącej mnie wprost do mojego mieszkania. Musiałam się przebrać i zabrać parę najpotrzebniejszych rzeczy zanim zniknę z radaru.

 Wysiadając poleciłam kierowcy aby poczekał, aż przyniosę mu pieniądze. O dziwo nie miał z tym żadnych problemów. Stwierdził tylko znudzony, że licznik nadal bije. Przytaknęłam i biegiem ruszyłam na górę. Tam migiem się przebrałam i zapakowałam kilka rzeczy w tym paszport z nową tożsamością, gotówkę oraz telefon z nieużywaną dotąd kartą sim. Po czym ruszyłam na dół. Zapłaciłam taksówkarzowi, a gdy ten odjechał ściągnęłam kolejnego i kazałam mu zawieźć mnie na lotnisko. W drodze wysłałam sms-a do Matta'a „Muszę uciekać. Sprawka Neda. Odezwę się jak będzie bezpiecznie. Nie martw się o mnie. I proszę ogarnij kwestię mojego mieszkania. No i skasuj tego sms'a jak tylko odczytasz". Po czym wcisnęłam swój stary telefon w siedzenie taksówki.

Wysiadłam na miejscu, gdzie kupiłam bilet na pierwszy lot na jaki udało mi się załapać. Nie miało znaczenia, gdzie wyląduje i tak planowałam zrobić jeszcze kilka przystanków, aby zmylić ewentualny pościg. Założyłam czapkę z daszkiem na głowę i ruszyłam w stronę odpraw. Czas zacząć nowe życie-pomyślałam.

Rozdział 8

Ned

Minęły cztery miesiące od kiedy prawie zgwałciłem Luizę. Cztery pierdolone miesiące od momentu kiedy uciekła nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Musiałem przesunąć ślub o kolejny miesiąc wymawiając się, że kobieta złamała nogę a chcę móc tańczyć na własnym weselu. Głupia wymówka, najważniejsze jednak, że nikogo zbytnio nie dziwiło opóźnianie uroczystości. Ale jeżeli nie znajdę jej podczas następnych tygodni to nie wiem czy uda mi się po raz kolejny zamydlić oczy mojej matce. Aż cały się spinam na myśl, że może nie uda mi się jej odnaleźć. Nie mogę ogłosić, że moja narzeczona ode mnie uciekła. To zrujnowało by moją reputację. Prędzej powiem, że nie żyje. Mam nadzieję, że nie będę zmuszony do aż tak drastycznego kroku. 

-Wejść- warczę, usłyszawszy pukanie.

-Szefie, mamy ją- odzywa się jeden z moich informatyków pracujących nad odnalezieniem Luizy. Ulga, jaką odczułem usłyszawszy te słowa była nie do opisania. 

Jest. Udało się ją znaleźć. Teraz wystarczy ją tu sprowadzić i wszystko znowu wróci na właściwe tory.

-Gdzie się znajduje?- zapytałem pierwszy raz od kilku miesięcy zadowolony .

-Na Hawajach.

-Powiadom pilota, że za trzy godziny ma być gotowy do wylotu- mówię, po czym szybko wychodzę, aby załatwić najważniejsze rzeczy. Nie wiedziałem ile czasu zajmie mi przekonanie narzeczonej do powrotu. 

 Po kilku godzinach lotu wsiadłem w wynajęty samochód. Wrzuciłem w nawigację adres mieszkania Luizy, a raczej Marry, gdyż takim imieniem obecnie się posługiwała. Jazda miała mi zająć jakieś dwadzieścia minut, stąd miałem jeszcze sporo czasu, aby przemyśleć dokładnie co jej powiedzieć. Najgorsze, że nie wiedziałem, jak mam ją przekonać. Jak zmusić do powrotu. Nie sądziłem, że jakiekolwiek kłamstwa przekonają ją do wrócenia ze mną do domu. Postanowiłem więc zrobić jedyną rzecz jaka wydała mi się sensowna, czyli powiedzieć prawdę i liczyć na to, że to wystarczy. W najgorszym przypadku zawsze pozostawało stare, dobre porwanie. 

 Dzielnica w której obecnie mieszkała dziewczyna nie wydała się bezpieczna. Powiedziałbym wręcz, że bez odpowiedniej broni lepiej się w niej nie znaleźć. Choć wiedziałem, że blondynka umie o siebie zadbać poczułem lęk, że mogło jej się coś stać. Co było cholernie irracjonalne zważywszy na to ile wycierpiała z moich rąk. Wysiadłem z auta. Wyróżniało się ono wśród starych gruchotów, które pewnie nie jedno już przeszły.

-Ziomeczku, lepiej weź stąd tą furę, bo długo tu nie postoi- odezwał się do mnie jakiś mężczyzna w zaniedbanym ubraniu.

-Dam ci tysiąc dolarów, jeżeli po moim powrocie będzie dalej stał w nienaruszonym stanie.- Zobaczyłem jak oczy mu się zaświeciły.

-Nie ma problemu kolego, ale połowa od razu.- Mógł mnie oszukać, ale w takiej dzielnicy lepiej było mieć jakąś ochronę dla auta, inaczej rzeczywiście po powrocie go nie zastanę. Wyjąłem więc 500 dolarów i mu je dałem.

-Ale jak mnie wydymasz to nie żyjesz- mruknąłem odsłaniając pistolet ukryty za moją kurtką.

-Oczywiście szefie, oczywiście- podniósł ręce na znak poddaństwa. Spojrzałem na niego ostatni raz i ruszyłem pod właściwy adres. Miałem nadzieje, że kobieta jest w domu.

Wszedłem do bloku, który w środku wcale nie wyglądał najgorzej zważywszy, gdzie się znajdował. Miał nawet działającą windę co było dla mnie miłym zaskoczeniem. Wysiadłszy na właściwym piętrze, ruszyłem korytarzem do mieszkania 41b. Zadzwoniłem do drzwi, ale nikt nie otworzył. Zapukałem jeszcze kilka razy licząc na to, że usłyszę jakiś ruch ze środka. Gdy tak się nie stało, otworzyłem zamek wytrychem i z wyciągniętą bronią ostrożnie wszedłem. Jednak wewnątrz nikogo nie było. Najwidoczniej Luiza była na mieście. Czekając na nią rozejrzałem się po mieszkaniu. Było urządzone bez jakiś szczególnych luksusów. Malutka kuchnia z aneksem łącząca się z salonem. Jedna sypialnia i łazienka. Wszystko wyposażone w najpotrzebniejsze sprzęty, które z pewnością nie były pierwszej młodości. Co mnie zaskoczyło to, że było tu zadziwiająco czysto. Nie spodziewałem się tego szczególnie, że Luiza na pewno nie zatrudniała obecnie sprzątaczki. Czyżby sama sprzątała? Wydawało mi się to szokujące. Moje przemyślenia przerwało przekręcanie klucza w zamku.

Złączeni umowąWhere stories live. Discover now