Rozdział 4

33.7K 745 98
                                    

Wstrzymałam oddech. Miałam wrażenie jakby mnie otumaniono. Stał tam i wpatrywał się we mnie, swoim rozbrajającym wzrokiem. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Świetnie dopasowany, trzyczęściowy garnitur opinał każdy jego mięsień i ukazywał największe atuty. Pociągła i ostro zarysowana twarz idealnie uwydatniała duże oczy, w kolorze najczystszego błękitu.

Wyglądał niczym diabeł, który był stworzony, aby manipulować i omamiać. Pod swoim cholernie drogim garniturem, skrywał więcej tajemnic niż mogłoby się wydawać.

— Nie dasz za wygraną, prawda? — spytałam retorycznie.

— Jeśli ktoś mi zakazuje czegoś czego pragnę, to nie mam w zwyczaju odpuszczać — odpowiedział wzruszając ramionami. W jego głosie pobrzmiewała pewność siebie.

Nim zdążyłam odpowiedzieć podszedł do jednego z foteli i usiadł. Posłał w moim kierunku kpiący uśmiech i postukał palcami o oparcie. Na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, co od razu zauważył i zaśmiał się chrapliwie.

— Co tu robisz? Czy ostatnio nie wyraziłam się jasno? Wszystkie projekty będę ci wysyłać elektronicznie, a ty musisz je tylko zatwierdzić lub nanieść poprawki. Czy to takie trudne, Samaelu?!

— Wiesz...— urwał na chwilę, oglądając wnętrze gabinetu. — Wolę jak spotykamy się twarzą w twarz. Od razu praca staje się milsza. — Zacisnęłam dłonie w pięści ze zdenerwowania, które powoli zaczęło przejmować nade mną kontrolę.

Nie miałam pojęcia co on sobie myślał. Był dla mnie jedną wielką zagadką, a zapewne jej rozwiązanie będzie piekielnie niebezpieczne. Spogladając w jego tęczówki przypominały mi się chwile sprzed roku. Jego dotyk, usta pieszczące ciało i wzrok przeszywający mnie na wskroś. Czułam się wtedy chciana i czczona, jak bogini. Gdy moje spojrzenie spotkało się z jego, czułam niewidzialne iskry. Coś mnie do niego ciągnęło, coś sprawiało, że chciałam wpaść w jego ramiona i zgodzić się na wszystko co mi powie.

— Samaelu...

— Wiem, wiem. — Uniósł ręce w poddańczym geście, gdy mi przerwał. — Znów zaczniesz swoją gadkę o tym jakie to niemoralne i inne pierdoły. Pewnie cię to nie zaskoczy, ale mam to gdzieś. Przyszedłem do ciebie w sprawie kolacji, na którą cię dziś zapraszam. — Uniósł dłoń, gdy chciałam się odezwać. — Nie przyjmuję odmowy. Mój szofer będzie u ciebie po ósmej.

— Czego nie rozumiesz w słowach ''Nie'' i '' Odwal się" ?! — krzyknęłam, gdy wstał z fotela i zaczął poprawiać marynarkę.

— Dla mnie te słowa nie istnieją, maleństwo. — Podszedł do drzwi, chwytając klamkę odwrócił się jeszcze w moim kierunku. — Pamiętaj, dziś o ósmej. Ubierz tą niesamowitą, czerwoną sukienkę. ― Mrugnął i wyszedł z pokoju.

Zacisnęłam usta w wąską linię, nie wiedząc jak inaczej zareagować na to co przed chwilą miało miejsce. Chciałam go zrozumieć naprawdę, ale jak mogłam, skoro nie mogłam uwierzyć, że taki człowiek mógł być mną zainteresowany. Okazuje mi uwagę jakiej jeszcze nigdy nie miałam od mężczyzny. Posiada nade mną władzę, której nie jestem w pełni zrozumieć.

Kurwa mać. Czemu w moim życiu nic nie może być proste.

Warknęłam nieprzyjemnie pod nosem i zabrałam wszystkie rzeczy z biurka. Wiedziałam, że nie będę mogła się dziś skupić na pracy, dlatego pojadę do domu i spróbuję się jakoś przyszykować na wieczór.

Wzięłam teczkę do ręki i opuściłam swój gabinet. Przed wyjściem dałam znać Melissie, że do końca dnia będę niedostępna i udałam się do windy. Gdy tylko do niej wsiadłam, wcisnęłam przycisk na panelu. Czekałam aż metalowa puszka zjedzie na podziemny parking, gdzie zostawiłam auto. Podczas jazdy próbowałam uspokoić swój rozszalały oddech. Miałam wrażenie, jakby serce miało się wyrwać z klatki piersiowej. Wzięłam kilka głębszych oddechów, przez co drżenie rąk ustało.

Samael / BDSM [+18]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ