Epilog

18.9K 595 363
                                    

Pięć lat później.

Życie nauczyło mnie, że trzeba walczyć.

Mimo bólu, który ci funduje, mimo że masz ochotę się poddać, musisz iść dalej. Nie tracić wiary na lepsze jutro.

Przez całe życie chciałam w końcu komuś zaufać i w końcu poczuć się bezpiecznie. Chciałam oddać się komuś emocjonalnie i fizycznie. I to zrobiłam. Lecz los znów ze mnie zadrwił i pokazał, że musiałam polegać na sobie.

— Mamo! — krzyk wyrwał mnie z zamyślenia. Oderwałam wzrok od widoku za okiem i odwróciłam się do syna, który biegł w moim kierunku. — Ciocia Emily powiedziała, że potwory pod łóżkiem są prawdziwe. Mogę spać dziś z tobą, boję się.

Wywróciłam oczami, słysząc od kogo się dowiedział takich bredni. Mimo swojego wieku, Emily nigdy nie dorosła, ale pozostała sobą. Była zwariowana, ale uratowała mnie w moich najgorszych momentach i okazała wsparcie.

— Nie słuchaj się cioci, Nathan ― powiedziałam i uklęknęłam przed nim. — Będziesz dziś spał u siebie, a jeśli jakiś potwór cię dopadnie od razu go wygonie. Nikt nie może straszyć mojego maleństwa, a już zwłaszcza jakiś tam potwór — dodałam poważnie, ale w środku miałam ochotę się zaśmiać, widząc jego wystraszoną minę.

— Mamoo. — Jęknął przeciągle. — Miałaś mnie już tak nie nazywać. Jestem duży! — Oburzył się i tupnął nogą.

— Jasne, że jesteś. W końcu masz już pięć lat, ale zapamiętaj, że dla mamusi zawsze będziesz maleństwem. — Pocałowałam go w czoło, nim zdążył zaprotestować. — A teraz idź po swoją torbę, bo zaraz babcia Rosie po ciebie przyjdzie.

— Dobrze, ale mamo...― Urwał na chwilę i spojrzał na mnie swoimi jaskrawo-niebieskimi tęczówkami. — Powiesz babci, żeby dziś nie robiła tych swoich okropnej jajecznicy? Zawsze mnie po niej brzuszek boli, ale boje się jej to powiedzieć.

Zaśmiałam się perliście i skinęłam głową, mierzwiąc mu palcami jego brązowe loki.

— Powiem kochanie, ale teraz naprawdę musisz iść po torbę.

Moje małe szczęście od razu pobiegło do góry, mijając na schodach moje dwie przyjaciółki, które o czymś zawzięcie rozmawiały. Gdy Nathan je minął, Emily spojrzała na niego.

— I co już wypaplałeś swojej matce co powiedziałam ty mały smrodzie! — krzyknęła za nim. Nathan zaśmiał się i przyśpieszył. — Uważaj bo jeszcze się wywalisz! — dodała, kręcąc głową.

— Daj mu spokój, Emily — Skarciła ją Ava i trzepnęła w ramię. — To tylko pięciolatek.

— Pięciolatek, który wyrzucił moją kurtkę do śmieci! — powiedziała podniesionym głosem.

Obie kobiety wygodnie rozsiadły się w salonie i zwróciły w moim kierunku. Nie zwracałam uwagi na ich rozmowę, tylko wkładałam do swojej torby jeszcze trochę potrzebnych rzeczy.

— Przypominam, że pierwsza popsułaś mu rysunek dla Aurory. — Ava uniosła brew i założyła ramiona na klatce piersiowej.

— To nie usprawiedliwia jego zachowania! — Pokręciłam głową, z uśmiechem na ustach i prychnęłam. Tym samym zwróciłam uwagę Emily. — Och, a ty się jeszcze cieszysz. Wypchnęłaś z siebie pomiot szatana.

— Pomiot szatana, który sprawił że moje życie stało się lepsze. — Zauważyłam słusznie i zapięłam zamek od torby, gdy włożyłam do niej jedną z ostatnich rzeczy. — Jestem gotowa, możemy jechać. — Oznajmiłam.

— Wiesz, że wieczorem wracamy ze spa, prawda? — zapytała retorycznie Ava, spoglądając na mój bagaż. — Spakowałaś się jakbyś wyjedżała na tydzień.

— Życie z małym dzieckiem nauczyło mnie, że trzeba być gotowym na każdą ewentualność.

— Tymbardziej z tym małym smrodem. — Wtrąciła się Emily i sięgnęła po pilota od telewizora, który leżał na stoliku. — A teraz, zanim Rosie go zabierze i będzie pilnować obejrze sobie wiadomości.

Zignorowałam ją i ustawiłam torbę przy drzwiach od mojego nowego domu. Miałam dość mieszkania w samym centrum, potrzebowałam spokój na to, aby wychować na Nathana i móc się cieszyć rodzicielstwem. W firmie zatrudniłam pomocnika, który robił za mnie większość roboty, lecz nawet mimo to firma nadal dobrze prosperowała i rosła w siłę.

W oczekiwaniu na Rosie podeszłam do sofy i usiadłam na jej oparciu. Zaczęłam oglądać program wraz z dziewczynami, a na ekranie telewizora ujrzałam znajomą osobę.

Samael Santos. Pozował na ściance i jak zwykle wyglądał nieskazitelnie ubrany w trzyczęściowy, czarny garnitur. Roztaczał wokół siebie urok i przenikliwość, która kiedyś mnie urzekała.

Pięć lat temu zadał mi pytanie, na które chciałam odpowiedzieć twierdząco. Kochałam go i nadal kocham, ale wyrządził mi zbyt wielką krzywdę, abym mogła zapomnieć. Nie dałabym rady być z nim i zapomnieć o wszystkim co mi zrobił.

Starałam się pamiętać tylko te dobre chwile. Momenty, gdy sprawiał że czułam jak zupełnie inna osoba. Bo Samael mnie zmienił, przyczynił się do mojej zmiany i pokazał świat jakim nie miałam okazji na niego spoglądać przez bardzo długi czas. Sprawił, że znów mogłam ufać i czuć.

Nie wiedział o Nathanie. Dowiedziałam się o ciąży dwa miesiące po naszej rozmowie. Wiedziałam, że gdybym mu powiedziała o ciąży chciałby wrócić do mojego życia. Być może nawet starać się o wybaczenie. A byłam pewna, że z tym bym sobie nie poradziła.

Próbowałam być silna, dla Nathana i dla moich bliskich, ale obecność Samaela w moim życiu zniszczyła by mnie doszczętnie i nikt nie byłby w stanie mnie uratować. Już nie.

Pierwszy raz w życiu postawiłam na siebie. Po raz pierwszy to ja kontrolowałam sytuację.

W końcu byłam szczęśliwa i żyłam pełnią życia.

Ostatnim razem to Samael pokazał mi jak to jest.

I za to będę mu wdzięczna do końca moich dni.


K O N I E C 

Zapraszam do podziękować. Tam zrozumiecie bardziej moją decyzje dotyczącą zakończenia.

Komentujcie i gwiazdkujcie!

Do następnego xx

Samael / BDSM [+18]Where stories live. Discover now