Rozdział XI

39 19 29
                                    


Sam

Mój umysł zawiesił się. W półmroku widziałam jego wystające kości policzkowe. Cienie tańczyły walca na szerokiej szczęce, przysłaniając połowę twarzy chłopaka. Ciemne, falowane włosy opadały na wysokie czoło, a usta były wykrzywione w chłodnym uśmiechu. Jego brwi były lekko uniesione, jakby ze mnie drwił, ale to właśnie pod nimi te zielone oczy przeszywały mnie na wylot. Mój puls przyspieszył, ale tym razem nie ze strachu. Chłopak zdecydowanym krokiem zmniejszył dystans między nami, poruszał się jak drapieżnik - którym właściwie był. Natychmiastowo owiał mnie słodki, ciężki zapach. 

- Co tu robisz? - zapytał, nie odrywając oczu od moich. 

- Przyszłam do ciebie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, starając się wytrzymać ciężar jego spojrzenia. Przyglądał mi się badawczo. 

- Spotkałaś Jake'a? 

Skrzywiłam się, a Sam uśmiechnął.

- Uznam to za odpowiedź twierdzącą. - Oparł nonszalancko jedną dłoń o ścianę po mojej lewej stronie. Mimo tego czułam się bezpiecznie, co może było głupie, skoro wiedziałam, jak Sam działa na ludzi. 

"Ale Ty nie jesteś człowiekiem" - cichy głos w mojej głowie przypomniał mi o oczywistym. Zaklęłam w myślach.

- Czego potrzebujesz? - zapytał i zamachał teatralnie wolną ręką. Uśmiechnęłam się, widząc jego swobodne zachowanie. 

- Muszę z tobą porozmawiać, szczerze. 

- A skąd mam wiedzieć, że jesteś szczera? - Pochylił się i jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko moich. Zamarłam. Dreszcze rozbiegły się wzdłuż mojego kręgosłupa. 

- Chyba musisz mi zaufać - szepnęłam, nie zdradzając drżenia głosu. Nie musiał wiedzieć, jaki ma na mnie wpływ. Chociaż jego drapieżny uśmiech świadczył o tym, że jest go raczej świadomy. Sam odsunął się, po czym położył wolną dłoń po drugiej stronie muru. 

"Świetnie. Zamknął mnie, tylko dał mi więcej przestrzeni" - zdałam sobie sprawę.

W jego spojrzeniu kryło się oczekiwanie. Mimo jego wymuszenie swobodnej postawy małe szczegóły zdradzały, że jest spięty. Odchrząknęłam i stwierdziłam, że czas przejść do rzeczy zanim zejdę na zawał ze stresu. 

- Orifiel i ja... W sensie Orifiel. Kurna - zaklęłam, nie umiejąc się wysłowić, a jeden z kącików jego ust powędrował do góry. - To nie jest tak, jak myślisz - powiedziałam, a on wgapiał się we mnie chłodnym spojrzeniem. Streściłam mu mój pobyt w "niebie" i rozmowy z Orifielem.

- Co rano wiem, że u mnie był, ale nawet ze mną nie rozmawia. Jak próbuje sobie cokolwiek przypomnieć, to zaczynam mieć migrenę jak cholera, mam wrażenie, że on celowo nie chce oddać mi moich wspomnień - podsumowałam, wypluwając z siebie szybko słowa. Spojrzałam na Sama, chłopak wyglądał na zamyślonego. 

- Czyli on nagadał ci o mnie jakiś głupot i dlatego myślałaś, że to ja zepchnąłem Cię ze schodów... - mruknął pod nosem, bardziej sam do siebie. Widziałam, jak jego szczęka się zaciska, a oczy momentalnie ciemnieją. Cieszyłam się, że tym razem to nie na mnie jest zły. Po chwili oparł się plecami o ścianę obok mnie i nerwowo przeczesał włosy dłonią, jak gdyby walczył ze sobą. Zastanawiałam się, jaką bitwę toczy w zaciszu własnego umysłu.

- Przepraszam - powiedziałam cicho, nie wiedząc co innego mogłabym zrobić. Całokształt jego zachowania od kiedy się wybudziłam sugerował, że zależało mu na mnie - i to bardzo. Mimo tego, że niewiele pamiętałam, sama czułam, że coś mnie z nim łączy. Coś, czego nie rozumiałam, ale było bardzo silne. W ułamku sekundy chłopak pojawił się przede mną, jak gdyby wiedziony tym samym uczuciem.

- Nie przepraszaj. Przed tym wszystkim obiecałem ci, że nie pozwolę, aby ten dupek ukradł twoje życie i nie dotrzymałem tej obietnicy. To nie ty jesteś mi winna przeprosiny. - W jego głosie słyszałam echo cierpienia, które mnie zmroziło. On na prawdę obwiniał siebie. A przecież nawet nie mógł ochronić mnie przed moim przeznaczeniem, to było niewykonalne nawet dla anioła. Zbliżył się niepewnie do mnie, patrząc mi w oczy z nadzieją, która odbierała mi dech. 

Wybacz mi. - Jego głos przebił się przez mój umysł tonem tak delikatnym, że chłopak w tym jednym momencie wydał się nad wyraz kruchy.

Położyłam niepewnie dłoń na jego klatce piersiowej i wzięłam głęboki oddech, gdy nachylał się nade mną. Kiedy jego usta dotknęły moich, poczułam jak całe zimno, strach i gniew które ogarniały moje zmysły przez ostatnie dni, wypłynęły z mojego ciała. Byliśmy tylko my. I nic więcej. 

Spalona - część 1Where stories live. Discover now