Rozdział XXXVI

24 15 39
                                    


Ocknęłam się. Czy Książe naprawdę ze mną rozmawiał, czy to tylko halucynacje wywołane postraumatycznym stresem? Wcześniej, gdy Ezaiach uderzył mnie z nieludzką mocą, kiedy nie dosłyszałam czegoś, co powiedział, nagle nastała ciemność. Zadrżałam na samo wspomnienie i moja dłoń powędrowała do policzka. O dziwo, nie bolał specjalnie mocno, mimo tego, że uderzenie mnie ogłuszyło. Westchnęłam z nieznaczną ulgą. To, że szalony anioł jeszcze mnie nie zabił, nie dawało mi spokoju. 

"Czemu tak właściwie dalej żyje?" - zadawałam sobie pytanie raz za razem, obserwując wysłużone, archaiczne, drewniane drzwi na przeciwległej ścianie. Jego chwilowa nieobecność dawała mi krótki moment na namysł. Ściany były nieotynkowanymi murami, co nadawało pomieszczeniu wygląd lochu. Brakowało tylko krat w małych oknach, przez które przebijało teraz światło księżyca. Było go zaskakująco dużo. 

"Czy to pełnia?" - zastanowiłam się. 

Nie umiałam sobie przypomnieć, jak wyglądało niebo, gdy przeszłam przez gałęzie płaczącej wierzby. Czułam pod skórą, że to mogła być moja ostatnia szansa na podziwianie księżyca i gwiazd. Na podziwianie czegokolwiek. Panika wkradała się do moich żył, podsycając inne emocje do natężenia, którego nie mogłam wytrzymać. Bałam się o Hexę i o tatę. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek zobaczę Sama, a tak wiele rzeczy jeszcze sobie nie wyjaśniliśmy. Tęskniłam za nim, za tym jak całą sytuacje obróciłby w żart. 

Tęskniłam za Orifielem i tym, jak z rozwagą rozwiązałby to wszystko i uratował dzień, za spokojem, który mi dawał. W tym momencie nawet nie obchodziło mnie to, czy to moralne kochać ich obu. Tak po prostu było. Byłam zła na Ezaiacha za to co zrobił, za to jak przez niego skończyłam, za to co zrobił Hexie. Te wszystkie emocje krążyły we mnie co raz szybciej, aż w końcu w mojej piersi obudziło się znajome ciepło. Tym razem nie przestraszyłam się go. Łagodnym tempem rozprzestrzeniło się po moich żyłach, a kiedy zobaczyłam delikatny zielony rozbłysk na moich dłoniach, wpadłam na pomysł. Dosyć ryzykowny.

Przybliżyłam jaśniejącą rękę do obręczy na mojej kostce. Mimo tego, że nie celowałam bezpośrednio w nogę, momentalnie na skórze poczułam ciepło. Zamknęłam oczy z całej siły i zacisnęłam zęby, czekając na piekący ból poparzenia, ale nigdy się nie pojawił. Uchyliłam powieki, gdy usłyszałam cichy syk, mówiący mi, że spoiwa przy bransolecie powoli puszczają. Kiedy moja prawa noga była wolna powtórzyłam to samo z lewą, potem z rękoma. W końcu uwolniłam je obie i zmierzyłam wzrokiem okno. 

W tym momencie bardzo cieszyłam się, że podobieństwo do lochu kończyło się na nim. Było małe, ale na tyle duże, abym dała radę się przez nie przecisnąć. Nie miałam tylko pojęcia jak się do niego dostane. Mogłam dosięgnąć dłońmi parapetu, ale moje ramiona nie były najsilniejszą częścią mojego ciała. Westchnęłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu po raz kolejny. Więcej łańcuchów pod ścianami sprawiło, że zastanowiłam się ilu nieszczęśników w przeszłości czekał podobny los. Były poczerniałe, wyglądały na kruche, a piętno jakie odcisnął na nich czas mówiło, że to działo się wiele ludzkich żyć temu. To była wystarczająca motywacja do tego, żeby spróbować się wydostać, nawet jeśli szanse były nikłe. 

Otrząsnęłam się z ponurych myśli i wzdychając cicho, podeszłam do parapetu. Ku mojemu zdziwieniu, bez problemu dałam radę podciągnąć się do góry. Sięgnęłam do klamki, modląc się w myślach, aby okno nie zaskrzypiało. Nie wiedziałam, gdzie był Ezaiach, ale podejrzewałam, że jego zmysły były tak samo wyczulone jak Sama, jeśli nie bardziej. Opatrzność najwyraźniej miała mnie w swojej opiece, bo udało mi się uchylić okno prawie na oścież całkowicie bezgłośnie. Miałam ochotę zapiszczeć z radości. Gdy przeciskałam górną połowę ciała przez małe okienko, wzięłam głęboki wdech nocnego powietrza w płuca. 

"Tak smakuje wolność" - cichy głos w mojej głowie powiedział z aprobatą. 

Tym razem się z nim zgadzałam. Po chwili żmudnej walki dałam radę cała wyjść. Kucnęłam, starając się domknąć okno tak samo cicho, jak je otworzyłam, ale jak na złość zaskrzypiało. Zamarłam, czekając na grom z jasnego nieba. Czułam, jak wszystkie włoski na moim ciele stają dęba i wsłuchiwałam się w ciszę. Ogień po raz kolejny zajaśniał w moich dłoniach w oczekiwaniu na walkę, która na szczęście nie nadeszła. 

Oddaliłam się kawałek po cichu, rozglądając się po otoczeniu. Miałam rację, budynek w którym trzymał mnie anioł był jednopiętrowy, a ja wydostałam się z piwnicy. Wyglądał na bardzo stary i zapuszczony nieużytek, który niegdyś mógł być czyimś domem. Wykonany z szarej cegły, prezentował się mrocznie na tle drzew. Obróciłam się do przodu i zobaczyłam rzadko porozsadzane, iglaste drzewa. Wydawały się znajome. Coś mąciło taflę moich wspomnień, chcąc wypłynąć na powierzchnię, ale nie potrafiłam skupić się na tyle, aby to uchwycić. Szłam dalej, oddalając się cicho i szybko. Wszystkie drzewa wyglądały tak samo, żadne z nich nie było specjalne, a ja zaczynałam się frustrować. Nie wiedziałam gdzie jestem i dokąd prowadzi droga, którą podążałam. Napięcie rosło we mnie, gdy zastanawiałam się, czy Ezaiach już zauważył, że mnie nie ma. 

Nagle koło jednego z szablonowych drzew zamigał nikły rozbłysk czerwieni. Zatrzymałam się, wpatrując w nieokreślonego kształtu przedmiot, skryty częściowo w trawie. Poczułam pęd, który sprawiał, że chciałam się czegoś złapać, jak wtedy w centrum handlowym, gdy Sam uczył mnie jak potęgować zmysł słuchu. Tym razem to mój wzrok się wyostrzył jak na zawołanie. Przerażało mnie to tak samo mocno, jak intrygowało. Mogłam zobaczyć czerwoną opaskę, leżącą między źdźbłami pożółkłej trawy, tak jakbym trzymała ją na dłoni. Opaska z De-Town, którą bramkarze dają na wejściu po kupieniu biletu na płatne imprezy. 

Wiedziałam, że skądś znałam ten widok! Te same drzewa rosły naokoło imprezowni. Najprawdopodobniej była gdzieś tutaj. Puściłam się biegiem, mając nadzieje, że wygram z czasem, który działał na moją niekorzyść. Mijałam drzewa szybciej, niż zwykle i chyba pierwszy raz od dawna nie wypalało mi płuc podczas biegu. Nie wiedziałam, czy to adrenalina, czy wszystko inne co budziło się ostatnio we mnie do życia. Nie zdążyłam się zastanowić. Skupiając się na szybkim biegu nie zauważyłam korzenia, wyrastającego z ziemi. Zahaczyłam o niego palcami u stóp i poleciałam jak długa na ziemię. Zdążyłam podeprzeć się dłońmi i uniknąć pocałunku z zimną glebą. 

-Cholera jasna - jęknęłam, próbując się podnieść. Moje kolana paliły. Może geny nefila pozwalały na wiele fajnych rzeczy, jak nieprzyzwoicie szybkie bieganie, czy jastrzębi wzrok, ale definitywnie nie ograniczały wrażliwości na ból. Przesunęłam po omacku dłonią, szukając lepszego punktu podparcia, trafiając na coś twardego i zimnego. Skierowałam wzrok w tamtą stronę i zdębiałam. 

"Mój telefon" - pomyślałam bezwiednie, wgapiając się w leżącego na ziemi smartfona. Wpatrywałam się w urządzenie przez chwilę, zastanawiając się czy nie majacze. Tak, miałam telefon w kieszeni w chwili porwania, ale nie pomyślałam, że Ezaiach byłby na tyle głupi, aby go nie odebrać.

"Albo na tyle pewny tego, że mu nie uciekniesz, że nie widział ku temu potrzeby" - mój wewnętrzny głos mnie zastrofował, a ja zasępiłam się, zdając sobie sprawę, że to był bardziej prawdopodobny scenariusz. 

Sięgnęłam po urządzenie modląc się, aby nie było rozładowane. Nacisnęłam mały guzik z boku, zagryzając wargi. Ekran podświetlił się, a ja pisnęłam z radości. Szybko, drżącymi dłońmi wystukałam SMSa do Sama. 

Ezaiach mnie porwał. Jestem gdzieś w pobliżu De-Town. - wysłałam wiadomość szybko. Kiedy zobaczyłam ikonę, mówiącą, że została wysłana do adresata odetchnęłam z ulgą i zaczęłam pisać następną. Zanim zdążyłam wytypować pierwsze słowo, usłyszałam ten głos, kojarzący z lejącym się, płynnym miodem.

-Nie ładnie tak wychodzić bez pożegnania z gospodarzem - nawet nie odwróciłam się w jego stronę. Anioł zacmokał z dezaprobatą i usłyszałam szelest. Wiedziałam, że wystartował do lotu. I może nie miałam z nim szans, ale nie miałam zamiaru być łatwą zdobyczą. Zaczęłam biec. 

Spalona - część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz