Rozdział XXXIII

29 15 55
                                    



Moje ciasto dokończyłam w milczeniu, a ona nie próbowała mnie zagadywać. Nie wyglądała też na zrażoną, najwyraźniej rozumiała, że potrzebuje chwili, aby pozbierać myśli. Gdy opuściłyśmy kawiarnie i udałyśmy się w stronę parku, przerwała ciszę.

-Przepraszam. Wiem, że byłam mało delikatna - powiedziała.

-Spoko. Ktoś w końcu musiał mną potrząsnąć, cieszę się, że to byłaś Ty - przyznałam szczerze, wiedząc że miała dobre intencje. W milczeniu zeszłyśmy po schodach, prowadzących do starego parku nieopodal podstawówki, do której uczęszczałyśmy. Słońce powoli zachodziło, oświetlając złocistymi promieniami krajobraz. Spojrzałam przed siebie na rozciągający się przed nami widok. Park był stary, ale zadbany. Trawa była równo przystrzyżona, gdzieniegdzie poustawiane były pojedyncze ławki. W centrum parku znajdowała się duża fontanna, którą tworzyło "coś" na wzór starych greckich rzeźb bogów i filozofów. Jej trzon składał się z połączonych ze sobą sylwetek atletycznych mężczyzn w przeróżnych pozach. Obok fontanny stała ogromna wierzba płacząca - to właśnie do niej powolny krokiem zmierzałyśmy. Była naszym ulubionym miejscem spotkań, gdy byłyśmy młodsze. To za sprawą starej, zaniedbanej ławki, która znajdowała się w odosobnieniu, odcięta od świata przez gałęzie wierzby. Kiedy przedarłyśmy się przez upstrzone kolorowymi liśćmi gałęzie, usiadłyśmy. Hexa rozpostarła się na ławce, a raczej spróbowała. Brakowało co poniektórych desek, co nie pozwalało na przyjęcie idealnie komfortowej pozycji. Obserwowałam ją w milczeniu, zastanawiając się, jak do wyartykułować to, co miałam na myśli. Cała sytuacja była kosmicznie dziwna. 

-No dalej, gadaj. - Patrzyła na mnie wyczekująco, stukając długimi paznokciami o deskę, z której odchodził lakier. Westchnęłam. 

-Chodzi o mojego tatę - zaczęłam. Jej mina momentalnie zmieniła się. Z udawanego znudzenia przeszła w szczere zmartwienie. 

-Zachorował? Stało mu się coś? - zapytała dosłownie po sekundzie. Pokręciłam głową, a ona spojrzała na mnie podejrzliwie. 

-W takim razie? 

-Mój tata chyba nie jest człowiekiem - wypaliłam. Czułam się głupio, mówiąc to. 

-Że co do cholery? - sapnęła, a jej oczy mimowolnie rozszerzyły się. 

-Wygląda na to, że mój tata, przepraszam, Daniel, jest aniołem. Sam go rozpoznał - powiedziałam, opierając się o to, co zostało z oparcia ławki. Przymknęłam oczy, chcąc wyciszyć wszystko inne. Czułam się przebodźcowana i nawet delikatne, późnojesienne światło, przebijające się przez gałęzie płaczącej wierzby raniło moje oczy. 

-Kurwa mać. - Dziewczyna zaklęła. 

-Język - odpowiedziałam zaczepnie, chwytając się chociaż odrobiny normalności zanim zwariuję. Pomimo zamkniętych oczu byłam pewna, że wywraca oczami.

-Co teraz się stanie? - zapytała, w jej głosie słyszałam duże napięcie. Otworzyłam oczy. Jej własne były szeroko otwarte, dziewczyna wydawała się bledsza. Czułam jej strach, jak kwaśny smak na języku, a moje serce przyspieszyło w odpowiedzi na jej emocje. 

-Spokojnie. - Starałam się nie pokazywać swoich emocji mówiąc. Bóg wiedział, że Hexa była bardziej zestresowana, niż kiedykolwiek wcześniej przy mnie. -Mojemu tacie nic nie grozi, przynajmniej póki okrutnie stare, niezainteresowane niczym anioły się nie dowiedzą, a dodatkowo nie postanowią czegoś z tym zrobić - wyjaśniłam, zdając sobie sprawę, jak pełne niewiadomych jest jego bezpieczeństwo. Zrobiło mi się nieco zimno w środku. 

-Nie o to się martwię. Skoro jest aniołem, to jakoś sobie poradzi. Co z Tobą? - Na jej twarzy dalej malował się strach. Uniosłam jedną brew, zastanawiając się nad odpowiedzią.

Spalona - część 1Kde žijí příběhy. Začni objevovat