Rozdział XVI

57 19 214
                                    


Stałam pod lasem dłużej, niż chciałabym przyznać, zastanawiając się co teraz mam ze sobą do cholery zrobić. Sam mnie kochał. Orifiel... Chyba wolałam nie rozumieć jego intencji. Łatwiej było mi go postrzegać, jako apodyktycznego i pozbawionego sumienia. 

Jego pocałunek był przyjemny i nie umiałam tego przed sobą przyznać. Nie chciałam czuć tych rzeczy, nie przy nim. Okłamał mnie zbyt wiele razy. Chciał podkopać moje zaufanie do Sama i z początku mu się to udało. Dalej nie pamiętałam wszystkiego sprzed wypadku, ale to co pamiętałam, wystarczyło bym była pewna, że Sam mnie kochał. Ale Orifiel... Mimo tych wszystkich kłamstw nie potrafiłam zapomnieć tego, jak uspokajał mnie, gdy całe moje życie stanęło do góry nogami. Nie potrafiłam zapomnieć dotyku jego dłoni i jego głosu oraz tego, jak na mnie działał, gdy spotkałam go pierwszy raz. 

Posiadał magnetyzm, któremu nie potrafiłam się oprzeć, nawet gdy próbowałam. Teraz nie potrafiłam wyrzucić z głowy tego pocałunku. 

"Co mam teraz z nim zrobić? Jak mam przestać o nim myśleć?"

"Czy to Anielski Ogień wpływa tak na mnie, czy po prostu zakochuje się w nim?" 

Te pytania drążyły dziurę w moim mózgu, a nie potrafiłam na nie odpowiedzieć, bazując na logice. Nic w moim świecie nie było już logiczne. Czułam się, jakbym miała zwymiotować. Wzięłam parę głębokich oddechów i przymknęłam oczy, wiedząc, że nie mogę odwlekać powrotu do domu w nieskończoność. W każdym momencie któreś z moich rodziców mogło zejść na dół i zobaczyć Hexę, która siedzi sama na kanapie. Modliłam się w myślach, mając nadzieje, że jeszcze do tego nie doszło. Wolałam po tym wszystkim nie doświadczać przesłuchania, szczególnie, że zakończyłoby się szlabanem. Z zszarganymi nerwami weszłam do domu przez taras. Hexa dalej siedziała w salonie, przykryta milionem koców jadła chrupki kukurydziane i oglądała horror. Niebieskie światło ekranu padało na jej twarz.

-Szybko wróciłaś - powiedziała, trzymając chrupka przed twarzą. Spojrzałam na zegar. Wskazywał 23:30 ilekroć na niego nie spojrzałam. To było niemożliwe. Byłam tam co najmniej godzinę. Bóg wie, jak długo zajęło mi dojście do dziwnego chłopaka na pniu, a co dopiero do Lśniącego Drzewa i Orifiela. Zakręciło mi się w głowie i wiedziałam, że atak paniki się zbliża. To wszystko było tak nierealne. 

-Rose? Weź usiądź, bo jesteś biała jak papier. Zaraz zemdlejesz. - Głos Hexy docierał do mnie, jak zza ściany. Po chwili przyjaciółka złapała mnie drobnymi dłońmi i podprowadziła do kanapy, na której wcześniej siedziała. Moje barki trzęsły się, gdy okrywała mnie kocem. 

-Rose, co tam się wydarzyło? - W odpowiedzi spojrzałam na nią, nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Hexa marszczyła brwi i patrzyła na mnie wyczekująco.

-Chyba spieprzyłam sprawę. - Gdy wreszcie udało mi się odezwać, mój głos się łamał. Ledwo potrafiłam mówić przez ściśnięte od emocji gardło. 

-Hej, spokojnie. Powiedz co się stało. - Gdy dotknęła mojego ramienia, odruchowo je cofnęłam. Nie potrafiłam znieść w tym momencie dotyku. 

-On mnie... Pocałował - powiedziałam, mój głos brzmiał mechanicznie. Oczy mnie piekły, było mi cholernie zimno. Nie wiedziałam, czy to pokój przyjął ujemną temperaturę, czy to moje serce zamarzło. 

-Zrobił Ci krzywdę? - W jej głosie pobrzmiewała nuta złości. Wiedziałam, że nie jest zła na mnie, ale jej troska sprawiła, że jeszcze bardziej brzydziłam się sobą. 

-Nie - odpowiedziałam krótko i odchyliłam się do tyłu, aby wesprzeć się na oparciu sofy. Zamknęłam oczy, postanawiając zwierzyć się przyjaciółce drugi raz tego wieczoru. 

Spalona - część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz