Rozdział XXXIV

23 15 39
                                    


-Boże do cholery - jęknęłam, kiedy prosto po obudzeniu poczułam obezwładniający ból.  

Powoli spróbowałam się podnieść, ale ciężkie łańcuchy krępowały moje ruchy. Udało mi się usiąść. Otoczyłam pomieszczenie spojrzeniem. Byłam w ciemnej piwnicy, która wyglądała jak średniowieczny loch. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i terroru, od którego ciarki przebiegały mi po plecach. Na moich nadgarstkach i nogach zamknięte były błyszczące kajdany, przytwierdzone do podłoża. One jedyne wyglądały na nowe. Świeciły się srebrzystym poblaskiem. 

-Srebro nie pasuje do tego miejsca - mruknęłam. Mój głos był chrapliwy, jakbym nie piła od wielu godzin. 

-Prawie. Tylko platyna utrzyma nefila - złudnie piękny głos dobiegł z rogu piwnicy. Starałam się dojrzeć osobę, kryjącą się w cieniu, ale poległam. Ból głowy uniemożliwiał mi użycie wyuczonych przy Samie zdolności. 

-Kim jesteś? - zapytałam, nie licząc na odpowiedź. Jednak nieznajomy powoli wyłonił się z cieni.

Krótko przystrzyżone, blond włosy opadały na jego czoło. Jego oczy miały kolor ciepłego, płynnego złota. Usta były wykończone pięknym, ostrym łukiem kupidyna. Za szerokimi plecami rozkładały się skrzydła barwy świtu, przechodzące z szarości w złoto. Jego barwa głosu i to jak wyglądał całkowicie nie zgadzało się z tym miejscem. Na moment zaniemówiłam, nie wiedząc jak zareagować. Dlaczego mnie porwał? Wpatrywałam się w niego, a po chwili mężczyzna odezwał się.

-Nazywam się Ezeiach. Jestem wolą siedmiu - powiedział. Jego głos brzmiał tak samo, jak wcześniej, a jednak gdy wymawiał te słowa czułam w powietrzu nakład mocy, przepływający przez pokój jak fale. Włoski na karku stanęły mi dęba i byłam pewna, że stoję przed potężnym aniołem. 

-Dlaczego tutaj jestem? - Zapytałam, starając ukryć się mój strach. Jego protekcjonalny uśmiech pokazywał, że słabo mi to wychodzi. 

-Też zadałem sobie te pytanie, kiedy zobaczyłem Cię w Królestwie pierwszy raz. Zastanowiłem się czemu Orifiel przyprowadził do Królestwa brudnego nefila - powiedział z jadem. 

Mięśnie moich pleców się napięły, rozpoznając zagrożenie. Najwyraźniej to on był powodem, dla którego Hexa nagle oszalała. Na myśl o przyjaciółce w moim sercu obudził się jeszcze większy strach, duszący i bezkresny. Czy zrobił jej coś? Czy mój ojciec dotarł na czas? Czy oni jeszcze żyją? 

Poczułam uderzenie smagające mój policzek. Złote oczy wpatrywały się we mnie ze spokojem, a jego uśmiech był zabójczy, nie w dobrym znaczeniu tego słowa. Syknęłam w szoku i złapałam się za obolałą skórę.

-Niegrzecznie jest tak rozkojarzać się w trakcie rozmowy ze starszymi, nie sądzisz? - zapytał. Jego głęboki głos ciągnął się jak miód. Nie potrafiłam zrozumieć, jak takie piękne stworzenie może być tak okrutne i pełne nienawiści. Walczyłam ze sobą, żeby nie odgryźć się. Wiedziałam, że jestem w potrzasku. Ale jeśli mój tata żyje, będzie mnie szukał. A jeśli nie... Zagryzłam policzek do krwi, starając się opanować emocje. W każdym razie wiedziałam, że muszę przeżyć, póki ktoś mnie nie znajdzie. A to znaczyło, że muszę być na tyle atrakcyjną rozrywką, na ile trzeba, aby to osiągnąć. 

-Przepraszam - bąknęłam, siląc się, aby zabrzmiało to szczerze. Anioł zaśmiał się uradowany. Stwierdziłam, że spróbuję skorzystać z tej krótkiej zmiany humoru. 

-Dlaczego mnie porwałeś?  - zapytałam tym razem precyzyjniej. Złoto w jego oczach na chwilę jakby przygasło, kiedy nie odpowiadał. Po chwili westchnął teatralnie i zaczął mówić.

-To nic osobistego, wiesz? Jesteś młoda i w normalnych warunkach miałabyś przed sobą całe krótkie, śmiertelne życie. To nie twoja wina, że anioł stwierdził, że zabawi się ze śmiertelniczką. Ale tak się stało i tak się tutaj znaleźliśmy. 

Wpatrywałam się w niego zagubiona. Brzmiał jak typowy rasista, który tłumaczy dlaczego nienawidzi osób o innym kolorze skóry i dlaczego to usprawiedliwia wszystko co chce zrobić takim ludziom. 

-Co ze mną zrobisz? - zadałam kolejne pytanie, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Skoro chciał mnie zabić, to mógł to zrobić jeszcze w parku, albo zanim się obudzę. Na chwile obudziła się we mnie nikła nadzieja, że może jednak sytuacja wygląda lepiej, niż mi się wydaje. 

-To co powinno być zrobione dawno temu. Jesteś nieczysta. Nie jesteś człowiekiem. Nie jesteś aniołem. Jesteś abominacją - powiedział twardo z wyraźnym wstrętem, a ja poczułam jak ta chwilowa nadzieja, którą poczułam kurczy się i znika, jak zdeptana butem. Czułam, jak łzy cisną mi się do oczu, ale nie chciałam dawać mu tej satysfakcji. Spuściłam wzrok w dół, wgapiając się w moje skute dłonie. 

-Widzisz. Nawet się nie bronisz. A może sama rozumiesz jak bardzo twoje istnienie jest niewłaściwe - mruknął już spokojniej. Nie nabrałam się na ten spokój w jego głosie. Ezaiach stracił zmysły, był szalony. Miałam przerąbane. 





Spalona - część 1Where stories live. Discover now