Rozdział XV

69 19 207
                                    


-Potrzebujesz pomocy? - Usłyszałam głos Sama, gdy stałam przy punkcie odbioru zamówień. Przyjrzałam mu się. Nie wyglądał, jakby był świadomy tego, co zaszło przed chwilą. Jakaś część mnie oczekiwała, że ze wszystkimi swoimi absurdalnymi umiejętnościami zauważy Dana, który ze mną rozmawia. Spodziewałam się nawet, że nam przerwie. 

-Przydałoby się. Zamówiłam Ci największy czekoladowy deser, jaki mają. - Jego twarz rozświetlił dziecinny uśmiech. Starałam się nie myśleć o wieczornych planach. Nie chciałam, żeby się dowiedział, póki nie byłam pewna, co tak naprawdę chce z tym zrobić. Bałam się bezpośredniej konfrontacji z Orifielem, szczególnie po tym, jak próbował na mnie wpłynąć, i to jak cholera, ale miałam do niego dużo pytań. Z drugiej strony byłam na niego wściekła, no i Sam nigdy w życiu nie puściłby mnie na to spotkanie. Z kolei spotkanie we trójkę nie miało racji bytu. Skupiliby się tak bardzo na okazywaniu sobie nienawiści, że niczego bym się nie dowiedziała. Gdy kasjerka podała nam zamówienia, widziałam jak oczy Sama dosłownie zaczynają się błyszczeć.

-Ty na prawdę kochasz czekoladę, co? - mruknęłam, obserwując jak wpycha do ust truskawkę, którą umoczył w ogromnej ilości gęstej słodyczy. Nawet nie zdążyliśmy dojść do stołu. Mimo całej swojej groźnej fasady, cieszył się czymś tak prostym, jak deser lodowy. Moje serce topniało, kiedy patrzyłam na niego.

-Czego tu nie kochać? - zapytał retorycznie, uśmiechając się półgębkiem. Gdy dotarliśmy do stolika, Hexa wpatrywała się w telefon ze skonsternowaną miną. 

-Co jest? - zapytałam, gdy podniosła na mnie wzrok. 

-Nic. - Wbiła łyżeczkę głęboko w lody i sapnęła. Jej teatralność zazwyczaj mnie bawiła, ale coś w jej zachowaniu było dziwne. Kąciki jej ust drżały delikatnie.

-Hexa... - ponagliłam ją. Sam spojrzał na nas obie i wyglądał przy tym, jakby chciał się zapaść pod ziemię. "Czyżby upadły anioł bał się damskich pogaduszek?" - zaśmiałam się w duchu, widząc jak się peszy. Czasem był taki sam jak chłopcy, których znałam ze szkoły. 

-Olał mnie. Odwołał spotkanie i nawet nie wysilił się na tyle, żeby się porządnie wytłumaczyć - powiedziała płasko i wepchnęła do ust łyżkę pełną lodów. Jej oczy niebezpiecznie się szkliły. 

-Jake? - Sam ożył. Hexa pokiwała głową, ale nic nie powiedziała. Jadła lody, jakby chciała je zamordować małą łyżeczką. Sam wyglądał na zmieszanego. Jego reakcja mnie zastanowiła. Czyżby jego demoniczny kolega na serio lubił Hexe? 

-Ale co, teraz odwołał spotkanie? - Gdy Hexa usłyszała moje pytanie, podsunęła mi pod twarz telefon.

"Siema, dzisiaj się nie zobaczymy. Do usłyszenia." - Przeczytałam ostatnią wiadomość od Jake'a, wysłaną trzy minuty temu. Serce mi się ścisnęło, jak widziałam, że dziewczyna walczy ze łzami. Chłopak nawet nie próbował się tłumaczyć, tak jak mówiła. Nie przepadałam za demonicznym kolesiem, ale wiedziałam jak bardzo Hexa musi go lubić. To chłopcy zazwyczaj ganiali za nią, a nie na odwrót. Miałam ochotę go zdzielić przez łeb patelnią.

-Słuchaj, może on ma coś ważnego do zrobienia. - Spróbowałam dotrzeć do niej polubownym tonem.

-Nie Rose. Zawsze pisał, jak coś mu wypadło. On mnie po prostu olał. Szkoda, że nie napisał mi tego, zanim przewaliłam kieszonkowe na ciuchy na te głupią randkę! - mówiła podniesionym głosem, więc parę osób obejrzało się na nasz stolik. Chyba to zauważyła, bo wzięła głębszy oddech. 

-Walić go, leszcz z niego. - Spojrzałam na Sama wymownie, mając nadzieje, że nie załączy mu się jakaś dziwna anielsko-demoniczna solidarność. Jednak Sam wyglądał tylko na zamyślonego. Nagle wpadłam na pomysł. Genialny pomysł. 

Spalona - część 1Where stories live. Discover now