Rozdział XXIII

35 16 103
                                    

Gdy obudziłem się, leżałem w łóżku Jake'a. Moje rany były opatrzone i czułem się już o wiele lepiej. Patrząc na zegarek, zdałem sobie sprawę, że dzień dobiega końca. Rose była tam gdzieś sama już pół dnia. Wymknąłem się, przeklinając w myślach. Gdy wsiadłem do auta i odpaliłem silnik, wiedziałem że muszę ją szybko znaleźć. Wcześniej owładnęły mną emocje. Pierwszy raz od dawna czułem strach. Przez to postąpiłem nierozważnie, zostawiłem ją tam samą, na pastwę Księcia i mojego brata. 

Moje myśli wirowały nieskończenie, gdy przedzierałem się przez las. Bałem się o nią. Widziałem więcej, niż dziesięciu początkujących łowców podczas swojego pobytu na tym padole, ale żaden z nich nie potrafił tego, co Rose. Ta dziewczyna dała radę mnie skrzywdzić. Machinalnie dotknąłem ramienia, które dalej było poparzone i skrzywiłem się. Moje zdolności regeneracyjne najwyraźniej nie dawały sobie rady ze zranieniem, a to znaczyło tylko jedno. To czym mnie poparzyła, to był Anielski Ogień. Przypomniałem sobie złoto eksplodujące naokoło jej źrenic chwile po tym, gdy jej oczy zalśniły błękitem. Orifiel miał mi dużo do wyjaśnienia. Co jej zrobił, dlaczego reagowała inaczej niż inni?

„Niezależnie od wszystkiego, nie pozwolę mu jej dorwać" - obiecałem sobie. Byłem tak podminowany, że przechodząc obok jaśniejącego świetlistymi kolorami Drzewa Życia, nawet nie zaszczyciłem go spojrzeniem. Zaciskałem pięści, starając się zachować spokój. To była moja przewaga w rozmowie z bratem, który mnie nie oczekiwał. Gdy dotarłem do skalistego zbocza, znajdującego się na obrzeżach Krainy Snów, dostrzegłem ciemne skrzydła.

-Czekasz na kogoś? – zapytałem cicho, nie próbując ukryć wrogości w swoim głosie. 

Obrócił się powoli, a jego skrzydła rozmyły się. Chłopak w kapeluszu spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek i zakręciło mi się w głowie. Cofnąłem się o trzy kroki, pamiętając z kim mam do czynienia.

-Samael. – Uśmiechnął się kącikiem ust i uniósł dłonie wierzchem do góry w zapraszającym geście –dawno Cię tu nie widziałem. – Mimo jego gościnnego zachowania wiedziałem, że chłopak jest niebezpieczny. Książe Snów, jak nazywali go w dawnych opowieściach moi bracia, nie wyjawiał nikomu swojego imienia.

-Witaj książę. Jestem całkiem pewien, że widziałeś mnie tutaj wcale nie tak dawno temu – powiedziałem oschle. -Szukam mojego brata.

Chłopak podrapał się po brodzie w zamyśleniu, a ja wywróciłem oczami w odpowiedzi na ten teatralny gest. Koło moich stóp przeskoczył królik bez ogona. Wzdrygnąłem się. Mimo tego, że wiedziałem, że królik nie istnieje, poczułem obrzydzenie, patrząc na zabliźnioną ranę na jego ciele. Jego „pokrzywdzeni towarzysze" byli tak naprawdę duszami, których z jakiegoś powodu nie wypuścił, niegdyś ludźmi, którym nie dał się obudzić. Książe był okrutny, a jego motywacje pozostawały mi nieznane.

-Brata, czy Rose? – zapytał. Mięśnie na moich plecach stężały. Zapomniałem, że znał jej imię.

-Czy to ważne? – odpowiedziałem pytaniem, nie zdradzając obaw. Książe uniósł jedną brew.

-Jeżeli znajdziesz jedno, znajdziesz drugie. – Czułem, jak frustracja gromadzi się w moich trzewiach. Jednak wiedziałem, że pytania muszę zadawać precyzyjnie. Książe nie kłamał, jednak wiedział, jak uciekać od odpowiedzi.

-Gdzie jest w tym momencie Orifiel? - nie odpuszczałem, jednak on to zignorował i podszedł powoli do mnie. Bezprecedensowo położył dłoń na moim ramieniu, przyglądając mu się z zaciekawieniem. 

-Ciekawa rana. Nie wiedziałeś, że nie można igrać z ogniem? - Przesunął jednym z długich palców w dół mojego ramienia, a ja poczułem jak mięśnie na moich plecach spinają się jeszcze bardziej, niemalże boleśnie. Wydawał się niezdrowo zaciekawiony. 

Spalona - część 1Where stories live. Discover now