Rozdział XVIII

61 18 127
                                    

Przeciągnęłam się leniwie, leżąc rozwalona w pościeli. Przez półprzymknięte powieki do moich oczu docierał delikatny blask świec. Zapach cynamonu i gorącej czekolady owiał mnie, gdy otuliły mnie ciepłe ramiona. Jego klatka piersiowa poruszała się rytmicznie, muskając moje plecy. Uśmiechnęłam się i powoli przewróciłam na bok. Spod wysokiego czoła poprzecinanego ciemnymi kosmykami włosów, wpatrywały się we mnie ciemnoniebieskie, roześmiane oczy. Moje serce przyspieszyło, gdy Orifiel wyciągnął dłoń w moją stronę i pogładził mój policzek, a wcześniejsza nuta została zastąpiona zapachem morza i lasu. Jego usta wylądowały na moich w leniwym pocałunku. Gdy odsunął się nieco ode mnie westchnęłam cicho. Anioł pochylił się i wyszeptał mi do ucha:

-Śpij. Musisz nabrać sił.

*

Obudziłam się dysząc. Najwyraźniej nawet nie mogłam odespać stresu. Kiedy anioły nie błąkały się po moich myślach w dzień, moje lęki docierały do mnie w nocy. Miałam kaca moralnego. Totalnie. Czemu ten błazen śnił mi się po nocach? Jeszcze tego brakowało. Zastanawiałam się czy to wpływ wracających powoli do mnie wspomnień i przeklinałam w duchu, to jak wymęczający musi być ten proces. 

Moja pościel pachniała czymś dziwnym. Ciężkim. Chciało mi się od tego dalej spać, ale nie miałam zamiaru znowu zasypiać. Zbyt się bałam tego co zobaczę wtedy pod powiekami. Mimo wszystko nie wstawałam z łóżka, póki nie dałam rady sobie wmówić, że ten sen to manifestacja moich najgorszych lęków. Przecież nic nie czułam do Orifiela. Jasne, był ciasteczkiem, ale to tyle. Jego wpływ na mnie był widoczny tylko kiedy był obok mnie. Ot tak fizyczna atrakcyjność zmieszana z Anielskim Ogniem. Nie zapominałam jednak o jego drugiej stronie. Był też apodyktyczny, próbował mną manipulować, a nawet naginać moją wole wpływem. Kiedy wreszcie przetłumaczyłam sobie, że jestem niewinna, a to tylko sen, powoli wywlekłam się z łóżka i przeciągnęłam. Wszystko mnie bolało, dosłownie wszystko i czułam się chora. Mozolnym krokiem podeszłam do lustra, mierząc się wzrokiem. Czułam się jakbym patrzyła na nieznajomą. Niby nie zmieniło się nic ważnego w tym jak wyglądałam. Przecież moje włosy dalej były bardzo jasne, a oczy niebieskie. Gdy skupiłam się na zmianach zauważyłam tylko to, że cienie, które malowały się ostatnimi czasy pod oczami nie były tak wyraźne jak tydzień wcześniej. Mimo tego nie umiałam rozpoznać siebie. Wiedziałam, że to nie mój wygląd się zmienił - to ja. Trudno było pogodzić moje nowe życie z ziejącymi dziurami w pamięci i co raz większą ilością pytań, formujących się w mojej głowie. To wszystko mieszało w moim umyśle, napawając mnie lękiem. Odetchnęłam głęboko jeszcze raz, wiążąc włosy w ciasny koński ogon, starając się skupić bardziej na obmyślaniu jakiegoś konkretnego planu działania, zamiast na użalaniu się nad sobą. Byłam umówiona z Hexą popołudniu w galerii i musiałam się mentalnie przygotować na namawianie jej do wizyty w imprezowni, w której pracuje Jake. I to w halloween. To nie mogło być łatwe. Ona dalej była wpieniona po tym jak Jake ją wystawił w praktycznie ostatnim momencie i wątpiłam, aby chciała spędzać swój ulubiony dzień w roku obok niego.

Tak więc spędziłam pierwszą część dnia, będąc kłębkiem nerwów. Krążyłam po domu niespokojnie, raz po raz napotykając się na mojego kota. Kiedy światło słoneczne przybierało na sile i wybiła jedenasta zdałam sobie sprawę, że nie dam rady usiedzieć w miejscu. Musiałam wyciszyć myśli, które huczały niemiłosiernie w mojej głowie, przekrzykując jedna drugą. Potrzebowałam ruchu. Ubrałam jasne dresy, które leżały na dnie mojej szafy, starając się zmotywować do ruchu. Mój tata zawsze mówił, że bieganie oczyszcza głowę, a ja desperacko potrzebowałam posprzątać swój umysł. 

Już stojąc w progu domu zaczęłam wątpić w słuszność tej metody. Po przebiegnięciu paru przecznic, kiedy do bólu niewytrenowanych mięśni dołączyła kolka, doszłam do wniosku, że "oczyszczenie głowy" może być tak na prawdę skutkiem doświadczenia bliskiego śmierci. Zatrzymałam się przed skrajem lasu i zgięłam się w pół, opierając dłonie o uda. Całe płuca mnie paliły, jakbym nawdychała się wybielacza. Łakomie łapałam powietrze, czując jak wypala mi oskrzela do tego stopnia, że aż mnie zemdliło. 

Spalona - część 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz