Rozdział XIII

58 19 65
                                    

Gdy tylko dotarliśmy, napisałam Hexie smsa, że udało mi się złapać Sama i wracam z nim, żeby się nie martwiła. Musieliśmy nieźle się nagimnastykować, aby dostać się do domu tak, aby moja mama nas nie przyuważyła. Przed wyjściem upewniłam ją, że śpię u Hexy i za chiny nie chciałam jej tłumaczyć, w jaki sposób wylądowałam u nas w domu, wyglądając jak totalna katastrofa z podejrzanie przystojnym chłopakiem. 

Kiedy wreszcie dotarliśmy do mojego pokoju, byliśmy cicho. Sam skierował się w stronę okna, po czym bez wahania usiadł na parapecie. Musiałam powstrzymywać się od histerycznego śmiechu widząc dosłownie "Diabła", siedzącego wśród różowych poduszek na białym wykuszu. Nie odzywał się, gdy zmywałam makijaż i potem czesałam włosy. Widząc, że najwyraźniej zgubił się gdzieś w myślach, wzięłam do rąk czysty ręcznik i pokierowałam się w stronę drzwi. Ciepły prysznic pozwolił mi nieco oczyścić głowę. Oczy piekły po długim płaczu, a moje mięśnie były obolałe do granic możliwości, więc stałam pod gorącym strumieniem wody przez nieskończoność. Gdy wyszłam z kabiny, cała łazienka skąpana była w gęstej jak mleko parze.

Weszłam do pokoju, wycierając wilgotne włosy. Sam stał przed oknem z dłońmi splecionymi za plecami. Jego profil delikatnie oświetlało światło księżyca. Zapaliłam światło, a chłopak odwrócił się powoli w moją stronę. Na chwilę zabrakło mi oddechu. Jego wzrok był zagadkowy, gdy powoli szedł w moją stronę.

- Pomogę ci - powiedział cicho i delikatnie wyciągnął ręcznik z moich dłoni, po czym siknął na łóżko. Usiadłam, a Sam nucąc pod nosem, zabrał się do wycierania moich włosów. Potem zaczął je czesać. Te oznaki czułości sprawiły, że moje serce zatrzepotało. Czułam się spokojna i nieco rozbawiona, widząc, jak oddaje się tak błahym rzeczom. Kiedy skończył, usiadł obok mnie i przekrzywił nieco głowę.

- Co? - wypaliłam, nie wiedząc jak zareagować. Jego zachowanie nieco mnie speszyło. W dalszym ciągu się nie odzywał. Cień uśmiechu przebiegł po jego twarzy, gdy nachylił się i pocałował mnie w policzek. Rumieńce omal nie wypaliły mi dziur w twarzy.

- Czy od dzisiaj jesteś niemową? Przeszedłeś jakąś transformację, której nie widziałam? Prawie brakuje mi twoich przytyków. - Szturchnęłam go w bark. Zmrużył oczy i przybliżył się do mnie.

- Jeśli otworzę usta, zacznę mówić o tym, jak zabawna jest twoja różowa piżama. Czy nie jesteś nieco za stara na misie? - Momentalnie poczułam, jak ogarnia kolejna fala wstydu. No tak, odruchowo wzięłam do łazienki swoją ulubioną piżamę, którą mama przywiozła mi z wycieczki w góry. Chciałam zapewnić sobie odrobinę komfortu. Ale wybrałam te najbardziej infantylną. Różową. W misie. Cholera jasna. Wcale tego nie przemyślałam.

"Głupia, głupia!" - Mój mózg beształ mnie, a ja miałam ochotę schować się pod ziemie. Całkowicie się z nim zgadzałam. Sam ujął jeden z kosmyków moich włosów w dłonie i zaczął się nim leniwie bawić, by po krótkiej chwili wypuścić go luzem. Patrzył na mnie wyczekująco.

- Przynajmniej jest wygodna - odpaliłam po dłuższym milczeniu. Chłopak zaśmiał się cicho i położył na plecach. Czułam się dziwnie, widząc, jak leży w moim łóżku.

- Nie możesz tu zostać na noc, wiesz o tym? - Co prawda przemknęliśmy się do pokoju, zanim moja mama wyszła na nocną zmianę, a ojciec był w kolejnej delegacji, ale rano obydwoje mieli być w domu. Wolałam, żeby nie znaleźli go w mojej sypialni. Byłabym uziemiona na zawsze.

- Nie mam zamiaru ryzykować. Kiedy ja stąd wyjdę, Orifiel pewnie złoży ci wizytę. - Skrzyżował dłonie pod potylicą i przymknął oczy. Mimo jego pozorowanego rozluźnienia, umiałam dojrzeć zaciśnięte szczęki i tańczące na szyi ścięgna. Był spięty bardziej, niż chciał przyznać.

Spalona - część 1Where stories live. Discover now