Rozdział XXVI

44 15 124
                                    


Gdy obudziłam się rano, sypialnia była pusta. Przełknęłam uczucie rozczarowania i poczłapałam na dół. Nie zamierzałam iść dziś do szkoły, ale musiałam iść wytłumaczyć się mamie. Nie miałam pojęcia w jaki sposób wybrnę z tego, że tak późno przyprowadziłam chłopaka do domu. Dodatkowo, musiałam wymyślić jakąś wymówkę, żeby móc zostać w pokoju resztę dnia. Schodząc po schodach, czułam w powietrzu zapach naleśników, które tym razem, o dziwo, nie pachniały spalonym karmelem. Gdy weszłam do kuchni i rozejrzałam się, stanęłam jak wryta. Orifiel stał sobie, jak gdyby nigdy nic, przy kuchence, gdy moja mama śmiała się, najwyraźniej w odpowiedzi na jakiś żart, który zaserwował jej wcześniej. Jeszcze chwila i zbierałabym szczękę z podłogi. Gdy mnie zauważyła, skrzętnie oddaliła się, puszczając mi oko. Jak tylko nabrałam pewności, że nas nie usłyszy, podeszłam do niego, piorunując go wzrokiem.

-Czy Ciebie totalnie pogięło? - syknęłam, a on spojrzał na mnie skonsternowany. 

-Ja wiem, że nie wiesz jak działają interakcje międzyludzkie, ale jesteś w moim domu, domu NASTOLATKI, która mieszka z rodzicami, zostajesz na noc i rano zaczynasz robić naleśniki. Jak ja według Ciebie mam się z tego niby wytłumaczyć rodzicom?  

-Twoja mama nie wyglądała na zdenerwowaną. - Przekrzywił lekko głowę z miną niewiniątka. On totalnie nie rozumiał, jak dziwacznie wyglądała cała sytuacja. Westchnęłam.

-Nigdy więcej tak nie rób, albo wiesz co, nigdy więcej tu nie nocuj może po prostu - wymamrotałam i przetarłam rozdrażniona skronie. Tłumaczenie mu prostych, ludzkich rzeczy było przytłaczające i nie miałam zamiaru wykładać mu od A do Z, w jaki sposób pogwałcił normalne zasady zachowania. Wiedziałam, że nie bardzo mogę go winić, skoro on nie do końca jest człowiekiem, ale ciężko było mi się nie wkurzać na niego w takich momentach. Czułam się okropnie zawstydzona. A to sprawiało, że byłam jeszcze bardziej nie w sosie.

-Czekaj, skąd właściwie wiesz jak robić naleśniki? - Zawahałam się, zdając sobie sprawę, że to nielogiczne. Skoro nie wiedział, że zostając tu na noc narusza jakieś ludzkie tabu, to skąd do cholery umiał gotować? Czy anioły jedzą? Sam w sumie ze mną jadł...

"Sam jest inny" - podpowiedział głos w mojej głowie, jednak kazałam mu się ugryźć. Był na tyle 'inny', żeby ze mnie zrezygnować w momencie, gdy go potrzebowałam.

-To nie takie trudne. Obserwowałem ludzi przez dłuższy czas, niż może Ci się wydawać - jego głos przerwał moją wewnętrzną kłótnie. Orifiel wzruszył ramionami, przerzucając naleśnika na talerz. Musiałam przyznać, że jedzenie wyglądało idealnie. 

-Wpłynąłeś na moją mamę? - zapytałam podejrzliwie, kiedy zdałam sobie sprawę, że być może istniało wytłumaczenie na jej przedziwną akceptacje Orifiela. W naszym domu. Z rana. 

Chłopak roześmiał się głośno, a moje serce przyspieszyło. Gdy się śmiał, przymykał delikatnie oczy i rozluźniał się tak bardzo, że był prawie nie do poznania. Zacisnęłam na chwilę powieki, próbując opanować to dziwne uczucie, które powodował ten widok. 

-Oczywiście, że nie - powiedział po chwili. Musiał nie zauważyć mojej reakcji, a przynajmniej nie było po nim nic widać. Niezależnie od wersji, byłam wdzięczna. 

-To czemu w takim razie omal nie zaćwierkała Cię na śmierć?

-Tak już działam na ludzi. Najwyraźniej czuje, że jesteś przy mnie bezpieczna. - Odwrócił się w moją stronę, wyłączając kuchenkę i delikatnie pochylił się nade mną. Moje serce praktycznie stanęło. 

-Możliwe, że nie wszyscy widzą mnie, jako tak ogromne zagrożenie, jak ty, nie sądzisz? - zapytał cicho i podniósł jeden z kosmyków moich włosów. Bezwiednie się nim bawił, patrząc mi prosto w oczy. Oczekiwał odpowiedzi. A ja zapomniałam języka w gębie. 

Spalona - część 1Onde histórias criam vida. Descubra agora