X Część Pierwsza

9.8K 737 17
                                    

Jedziemy już prawie 2 godziny gdy nagle samochód zatrzymuje się i światło wpadające przez otworzone drzwi razi nas. Wszyscy zaczynają panikować i płakać. Tylko ja i Vera siedzimy cicho.

-Wysiadać, ludzkie pomioty- przerażeni ludzie potulnie wychodzą by zostać brutalnie złapanym- wy dwie też.

-To się tu pofatyguj i nas zanieś- warczy Veronica. Mamy podobne charaktery. Szkoda, że nie możemy normalnie się przyjaźnić.

-Jak ja was zaraz...

-Mark rusz dupę, cele czekają- słyszę jakiś głos z oddali. Wampir rzuca się w naszą stronę i mocnym uściskiem wyciąga nas na zewnątrz. Rozglądam się dookoła. Jest pięknie. Jesteśmy w środku lasu, a przed nami rozciąga się wspaniały, wielki zamek.

-Gdzie my jesteśmy?- pyta moja towarzyszka.

-Przed śmiercią doświadczacie ogromnego zaszczytu- prycha wampir ciągnąc nas w stronę drzwi zamku- odwiedzacie siedzibę samego władcy. Jeśli wam się poszczęści, może któraś z was zostanie jego kolacją.

-Doprawdy wielki zaszczyt- sapię.

Brutalnie ciągnięte przez wampira w mundurze wchodzimy tylnym wejściem. Schodzimy na dół, idziemy wieloma ciemnymi korytarzami. Widać, że lochy są bardzo nowoczesne jak na... lochy. Ściany ze stali, drogie oświetlenie, wszystko  błyszczy nowością. Z daleka słychać płacz i zawodzenie innych ofiar łapanek. Wchodzimy do dużego pomieszczenia. Pod każdą ścianą są ogromne cele, w których siedzą zapłakani ludzie. My zostajemy wepchnięte do trzeciej od lewej. Ludzie z cel na widok prowadzącego nas wampira odbiegają jak najdalej krat. Opieram się o ścianę i pocieram zmarznięte dłonie. Przynajmniej tutaj jest ogrzewanie.

-Veronica... Mamy jeszcze szanse. Umówiłam się z chłopakiem na jutro. Może kiedy się nie pojawię, to się zorientuje co się stało i przyjdzie nas uratować, a bez ciebie się nie ruszę.

-Super, to teraz musimy tylko przeżyć do tego czasu. 

Przez kolejne kilka godzin zdążyłyśmy się nieźle poznać. Nie rozmawiałyśmy z nikim innym z celi, bo wszyscy bili zbyt przerażeni by się odezwać. Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Do środka weszła dwójka wampirów i wyciągnęli cztery kobiety z celi obok. Oczywiście nie obyło się bez krzyków przerażenia wśród moich współwięźniów. -Och zamknijcie się mówię poirytowana- wrzaski nic wam nie dadzą, a mnie doprowadzają do białej gorączki- ostatnie kilka słów chrypię zamiast mówić, bo tracę głos. Grało boli mnie niesamowicie. Czuję, że mam jakieś potworne choróbsko, a do tego nic nie jadłam od 2 dni, bo ostatnie posiłki oddawałam Mii. Na myśl o mojej siostrze gwałtownie opuszcza mnie wola walki. Nawet jeśli uda nam się przeżyć, to na pewno wylecę z pracy za kilkudniową nieobecność. Jak poradzi sobie moja rodzina podczas gdy ja tu będę siedzieć? A jeśli w ogóle nie wrócę?  Wybucham niekontrolowanym szlochem.

-Nie płacz, kochanie- przytula mnie Veronica- będzie dobrze...

-Nie będzie dobrze! Wszyscy tu umrzemy!

-Boże Liv uspokój się! Zaczynasz wariować. Nie dawaj im tej satysfakcji! Musisz być silna, jeśli umrzemy, umrzemy z godnością, a nie tak jak oni- kiwa głową w stronę ludzi za nami.

-Wiesz...- ocieram wierzchem dłoni mokre policzki- masz rację. Muszę wziąć się w garść.

-No i prawidłowo. Fakt, nasza sytuacja jest beznadziejna, ale nie pogardzajmy jej bezskutecznym lamentem- patrzy z pogardą w stronę zapłakanego tłumu.

-Chyba się prześpię- mówię i opieram się zmęczona o ścianę- głodna jestem.

-Ja też, ale musimy wytrzymać- Vera przytula się do mnie, ogrzewając mnie swoim ciałem i w takiej pozycji zasypiamy.

~*~

Budzi mnie szczęk otwieranych krat. To nasza cela została otworzona. Wszyscy z przestrachem cofają się do tyłu. My razem z nimi. Jakiś wampir wchodzi do środka. Chwyta pierwszą lepszą kobietę z brzegu i wyciąga ją z celi. Po chwili do pomieszczenia wchodzi jeszcze kilku innych wampirów. Między innymi znany mi już Mark. Ten skurwiel co lubi się ze mną kłócić. Oni również wyciągają po jednej osobie zza krat. Mark wchodzi do naszej celi. Podchodzi do mnie.

-Wybieram ją- mówi zadowolony, po czym łapie mnie za ramię i podnosi do góry. Zamachuję się i dostaje ode mnie najmocniejszego policzka na jakiego było mnie stać.

-Puść mnie kretynie!- warczę zła i zaczynam się szarpać.

-Och jaka waleczna. Jednak zostawię sobie Ciebie na później- rzuca mnie z powrotem na ziemię i wyciąga z celi chłopaka, który siedział wcześniej obok mnie.

Oddycham z ulgą i przysuwam się do mojej nowo poznanej znajomej. Veronica łapie mnie za rękę i przytula do siebie. Patrzymy jak wampiry ciągną swoje ofiary pod ścianę. Ludzie płaczą, a oni się podle śmieją. Po chwili każdy z nich zaczyna się pożywiać na swojej ofierze. Zduszam odruch wymiotny i spokojnie patrze jak strużki krwi płyną po posadzce. Gryzą ich w przeróżnych miejscach. Odwracam wzrok. Po jakimś czasie słyszę kroki i trzask drzwi. Wyszli. Zabrali ciała.

-My też tak skończymy- mówię smętnie.

-Och Liv, nie dołuj mnie. Ja wciąż mam nadzieję na szczęśliwszy obrót akcji.

- Mhmm... Ja zaczynam ją powoli tracić...

~*~

Siedzimy tu już trzeci dzień. Od czterech dni nic nie jadłam. Kilka razy przynieśli nam wodę. Nadzieja opuściła mnie na dobre. Veronica co raz próbuje mnie pocieszać, ale ja już nie mam siły udawać, że wszystko będzie dobrze. Nie jest, z godziny na godzinę czuję się coraz gorzej. Wygłodzenie nie pomaga.

-Verr... Ja dłużej nie dam rady...

-I mówi to dziewczyna, która jako pierwsza odważyła się postawić tym potworom. I przeżyła! Masz w sobie więcej odwagi niż ja, Liv. Wyjdziemy stąd.

W tym momencie drzwi do pomieszczenia się otwierają. Wchodzi dwójka wampirów. Podchodzą do naszej celi.

-Tę- mówi jeden z nich wskazując na mnie.

-Ale ona jest chora, wyziębiona i jakaś taka chuda. No spójrz tylko. Sama skóra i kości. Nie nadaje się. Jakiemuś strażnikowi ja damy.

-Stary, patrz tylko jaka ona ładna. Jak na ludzką samicę, jest naprawdę niczego sobie- przepraszam bardzo, że co?! Nie powiem, żeby nie pocieszł mnie ten komplement. Nie to, że nie. Ale o czym oni mówią?!- Co z tego, że chuda. Z resztą krew to krew, jak mu się nie spodoba to chuj z tym.

-Ehhh... Widać, że jesteś nowy...- mówiąc to wampir podchodzi do mnie, łapie mnie za ramię i wyciąga z celi. Jestem zbyt wycieńczona i zmarnowana by się bronić więc tylko rzucam wyzwiska i obelgi.

-Nie gorączkuj się tak- prycha jeden z nich ciągnąc mnie po schodach. Oboje mają na sobie czarne mundury i są uzbrojeni po same gacie- masz szczęście. Zostaniesz kolacją brata naszego Pana. To naprawdę wielki zaszczyt jak na waszą rasę.

-Wielkie mi pocieszenie- warczę.

-Co kto woli- wampir wzrusza ramionami.

Przeszliśmy już kilka pięter w górę. Idziemy teraz korytarzami jakże innymi od tych więziennych. To chyba najnowocześniejszy pałac jaki mogłabym sobie wyobrazić. Ściany są z białego marmuru, gdzieniegdzie srebrne. Mijamy wiele drzwi. W końcu przystajemy przed jednymi, na końcu korytarza. Są większe od pozostałych. Puka kilka razy, po czym wchodzimy do środka.

-Paniczu, kolacja- mówi i wychodzi zostawiając mnie w tym ogromnym pomieszczeniu.




Uniknąć ŚmierciWhere stories live. Discover now