XXX

6.5K 567 47
                                    

Wchodzę za Joshem do kina. Jest środa, wieczór. Na dworze jest zimno i pada śnieg, więc cieszę się gdy znajdujemy się już w ciepłym budynku kina. 

-Wybierz film, ja pójdę kupić nam przekąski- mówi chłopak i odchodzi do kasy. Patrzę na tablice z dzisiejszym repertuarem. Ilość romansów na dziś przytłacza mnie. Postanawiam wybrać coś optymalnego, żeby chłopakowi nie narobić nadziei. Dołączam do kolegi stojącego w kolejce. 

-Tak myślałam, może pójdziemy na tę komedie?- wskazuję palcem na reklamę filmu. Przez chwilę na jego twarzy widać cień rozczarowania, ale zaraz kupujemy bilety. Tak, każdy sobie. Sama zapłaciłam za swój bilet, nie chciałam żeby miało to jakiś dziwny wydźwięk. 

Film jest naprawdę świetny. Co jakiś czas cała sala wybucha śmiechem.  Chyba częściej muszę chodzić do kina z Kath. Dawno nie wychodziłyśmy gdzieś razem, tylko we dwie. 

W pewnym momencie czuję jak Josh obejmuje mnie ramieniem w najbardziej oklepany sposób jaki istnieje. Tak, właśnie udał, że się przeciąga, po czym położył mi swoje ramie za moją szyją. Mruczę jego imię w dezaprobacie i zdejmuję z siebie jego rękę. Dalej oglądamy film, póki sytuacja nie powtarza się.

-Josh- szepczę zirytowana- przestań.

-Och, sorki- zabiera ramię i wyraźnie speszony poprawia się na fotelu. 

Pomimo, iż film  mi się podoba, z niecierpliwością czekam na koniec seansu, a co za tym idzie, koniec spotkania z Joshem. Kurcze, chłopak jest naprawdę fajny, całkiem przystojny i miło mi, że się mną zainteresował, ale do diabła mam już dość tego wieczoru. Jest zbyt nachalny, nie wspominając już nawet o tym, że czuję się jakbym zdradzała Zacka. A przecież nie zdradzam, prawda?

Wychodzimy z sali kinowej i mam nadzieję, że krótkie "Cześć" wystarczy, żebym mogła wreszcie pójść do domu. Jednak Josh ma inne plany.

-Hej Liv, może pójdziemy jeszcze do kawiarni obok na ciastko?- pyta uśmiechając się szeroko. Koncentruję całą swoją siłę woli żeby nie przewrócić teraz oczami. 

-Umm... Nie dzięki Josh, jestem zmęczona, wolałabym wrócić już do domu...

-Och, no dobra, w takim razie odprowadzę cię- łapie mnie za rękę i szybko ciągnie do wyjścia z kina. Może zbyt chamsko, ale wyrywam mu się i idę obok, nie dając się złapać ponownie. 

Idziemy w ciszy spowitymi w mroku ulicami miasta. Do godziny policyjnej zostało nam już tylko kilkanaście minut. Ja się nie martwię, mam w sobie krew Zacka i w razie czego mogę do niego zadzwonić. Co innego Josh. Widzę jak niespokojnie rozgląda się na prawo i lewo.

-Wiesz co Liv? Znam taki jeden skrót... Chodźmy teraz w prawo, a po kolejnych kilku skrętach będziemy już pod twoim blokiem- patrzę na niego sceptycznie. Już ja wiem jak to może się skończyć.

-Nie jestem przekonana, chodźmy już normalnie, na około.

-No co ty, nie zdążymy przed godziną policyjną, życie ci nie miłe?!- znowu chwyta moją rękę i ciągnie mnie za sobą w pierwszą uliczkę po prawej. 

Idę tak za nim jakieś dwadzieścia minut, klnąc pod nosem i skręcając w coraz to nowe uliczki. W końcu chłopak zatrzymuje się w jakimś zaułku i patrzy na mnie przepraszająco. 

-No nie pierdol, że się zgubiliśmy- warczę zła. Nie wiem dokładnie która godzina, ale na ulicach nie ma już ludzi. Wszyscy pouciekali do domów. Na patrol jeszcze nie natrafiliśmy, ale to już kwestia czasu. 

-Liv, ja tak strasznie, strasznie cię przepraszam! Nie wiem jak to się stało! Musiałem jakoś źle skręcić czy coś...- chodził dookoła własnej osi łapiąc się za głowę. 

Uniknąć ŚmierciWhere stories live. Discover now