XV

10.8K 701 41
                                    

Czasami mamy przyjemność doświadczyć tego uczucia, tego błogostanu gdy jest się szczęśliwym, spokojnym wiedząc, że wszystko jest dobrze i że ma się przed sobą jeszcze wiele szczęśliwych chwil u boku ukochanej osoby. Nic cię nie trapi, a tobie nie chce się myśleć o negatywach życia.

Przewracam się na drugi bok. Jest mi niesłychanie wygodnie i miękko. Przypatruję się plecom Zacka i uśmiecham się sama do siebie. W tym momencie nie trapi mnie zło tego świata, nieszczęście innych ludzi, bo tak jak podpowiedziała mi moja podświadomość, raz w życiu muszę pomyśleć o sobie. Prawda jest taka, że teraz nawet gdybym chciała odejść od Zacka i zostawić go z powodu tego do czego doprowadził, to prędzej czy później stoczyłabym się na dno. Tak samo jak próbowałam popełnić samobójstwo za pierwszym razem. Ale teraz wiem, że dzięki wielkiej miłości, którą go darzę, jestem w stanie wybaczyć mu całe okrucieństwo tego świata.

Wreszcie zrozumiałaś. Jestem z ciebie dumna!

Och, znowu się odezwała. A czy ty przypadkiem nie jesteś mną?

Ano faktycznie. Jestem z siebie dumna!

Śmieję się pod nosem i oddycham głęboko. Przytulam się do pleców wampira. Porusza się, po czym odwraca do mnie przodem.

-Witaj kochana- rozkłada ramiona a ja wtulam się w nie mocno. Kładę mu głowę na nagiej piersi i wdycham jego cudowny zapach.

-Cześć- mruczę. 

-Jak się spało?

-Nigdy nie było lepiej. Która godzina?

-Coś koło dziewiątej- podrywam się od razu do pionu.

-O nie, spóźnię do szkoły! Nie można się spóźniać! Jezu, wywalą mnie...

-Nie martw się maleńka- siada na łóżku i przeciera zaspane oczy- dopilnuję, żeeby nikt nie wyciągnął  konsekwencji z tego, że nie będzie Cię dzisiaj cały dzień- całuje mnie namiętnie.

-Ehhh... Dobrze. I tak muszę niedługo do domu wracać. Mama się martwi, z resztą mam jeszcze pracę.

-Nie kochanie, nie będziesz już pracować. Zamierzam Ci dać wszystko czego potrzebuje twoja rodzina. Już nigdy nie zaznacie głodu, czy niedostatku. Teraz, jesteście pod moją opieką- przysuwa się do mnie i czule przytula. Widząc jak zbieram się do oporu, przerywa mi- nie próbuj oponować. Nie przyjmę odmowy. Jesteś teraz partnerką najbogatszego wampira na świecie, to wiąże  z pewnymi przywilejami- podnosi moją brodę i całuje krótko.

-Jejku... Szczerze? Nie mam pojęcia co odpowiedzieć.

-Nic nie odpowiadaj. Chodź, przejdziemy się na śniadanie, to przy okazji oprowadzę cię po zamku. Zaraz przyniosę Ci jakieś świeże ubrania. Zaczekaj tu- wychodzi z pokoju. Po chwili wraca niosąc torbę, którą rzuca na łóżko, przede mną. Otwieram ją i wyjmuję ciuchy.

-Skąd to masz?- pytam oglądając na prawdę ładny sweter.

-Jedna dziewczyna, na dole zajmuje się szyciem ubrań. Wychodzi jej to znakomicie i wszyscy w zamku korzystamy z jej wyrobów.

-Jej, muszę ją poznać. Ma dziewczyna ogromny talent- mówię przywdziewając uroczy sweterek. Zaraz po nim zakładam jeansy. Następnie zakładam swoje czarne trampki i czekam aż Zack wyjdzie z łazienki.

-Gotowy?-krzyczę.

-Daj mi jeszcze chwilę. Włącz sobie telewizor- odpowiada mi zza drzwi.

Wchodzę do salonu,  i szukam pilota. Nigdzie nie mogę diabelstwa znaleźć, więc postanawiam rozejrzeć się po apartamencie. W przeciwieństwie do ogółu zamku, ta komnata jest wyjątkowo nowoczesna. Ogromny telewizor, pokaźnych rozmiarów, barek z alkoholami, czarne kanapy i wielkie okno zajmujące całą ścianą. Pochodzę do niego. Nie wiem które to piętro, ale jest dość wysoko. Za oknem rozciąga się piękny widok. Śliczna fontanna na środku całego placu,  wielki, piękny ogród i mnóstwo zielonego trawnika, który przecina tylko kamienna ścieżka. Wszystko to otoczone wysokim kamiennym murem, za którym rozciąga się gęsty las. Nagle czuję czyjeś dłonie oplatające mnie w tali. 

-Łazienka wolna- trąca nosem moje ucho. Odwracam się do niego przodem i kładę mu ręce na barkach. Ogolił się, odświeżył i wygląda dużo lepiej niż wczoraj.

-W takim razie czekaj na mnie- muskam ustami jego policzek i wychodzę z salonu. 

Po skorzystaniu z toalety i przemyciu twarzy zamierzam wyjść z łazienki, ale coś przykuwa moją uwagę. Podchodzę do wanny. Na jej brzegu widoczne są trzy spore wgłębienia i jedno nieznacznie mniejsze. Przypominam sobie wydarzenia z nocy i moment w którym Zack w chwili uniesienia zaciska ręce na brzegach wanny. To jego palce odcisnęły takie ślady na drogim kompozycie. Przejeżdżam delikatnie palcami po wgłębieniach. Jakie pokłady siły muszą w nim drzemać by bez problemu zrobić coś takiego? Nawet się wtedy nie kontrolował. Zrobił to nieświadomie, tak więc co by było gdyby sam postanowił użyć na kimś  swojej siły? Uśmiecham się pod nosem. Byłabym najbezpieczniejszą osobą na świecie. Jestem. Wychodzę z łazienki.

-Gotowa?

-Jasne- otwiera przede mną drzwi i wychodzimy z komnaty.

  Zack podaje mi rękę gdy idę za nim korytarzem. Czuję się strasznie zażenowana gdy mijający nas strażnicy, na nasz widok chylą nisko głowy.

-Jadalnia jest na niższym piętrze- rozglądam się na boki- nie przejmuj się nimi- wyczuł najwidoczniej, że krępuje mnie to, że każda mijająca nas osoba kłania mu się. Schodzimy po schodach i idziemy kolejnym korytarzem.

-Jak ty tu się nie gubisz...

-Przyzwyczaisz się. Niedługo będziesz znała ten zamek jak własną kieszeń- zatrzymuję się. Zack też. 

-Nie zamierzam się do Ciebie wprowadzić- krzywi się zawiedziony.

-Póki co- dokańcza moje zdanie.  

-Ehh... W najbliższym czasie- potwierdzam.

-Ale codziennie po lekcjach... i weekendy, będziesz spędzać ze mną- gładzi dłonią mój policzek. Wyłapuję ciekawskie spojrzenia.

-Na prawdę chcesz teraz o tym dyskutować?

-Tak.

-Nie mogę. Muszę pomagać w domu, zajmować się siostrą, PRACOWAĆ i...

-Liv- mówi widocznie rozeźlony- rozmawialiśmy już o twojej pracy i myślałem, że jasno się wypowiedziałem.

-Mam też przyjaciółkę, którą ostatnio zaniedbałam i jakbyś nie zauważył, to sam dojazd tutaj zajmuje 3 godziny!- ja także zaczynam się irytować.

-Jest helikopter- uśmiecha się szeroko- a poza tym mam jeszcze apartament w mieście. 

-Dobra! Pasuję. 

-I tak powinno być od początku- przyciąga mnie do siebie i obdarza długim namiętnym pocałunkiem. Gdy wchodzimy do jadalni Zack idzie do kuchni coś dla mnie zamówić, podczas gdy ja siadam na jednym z krzeseł przy stole. Po chwili wraca i siada koło mnie.

-Dostaniesz omlet z owocami. Może być?

-Jasne. Uwielbiam omlety- uśmiecham się szeroko- sala jest wielka. Siedzimy na początku długiego stołu ciągnącego się przez całą jej długość. Nagle drzwi do jadalni się otwierają i wchodzi przez nie Amon.

-Och! Widzę, że moje gołąbeczki już wstały- śmieje się mężczyzna. Siada na przeciwko nas, przy stole.

-Witaj Amonie- uśmiecham się. Całe śniadanie mija nam w przyjemnej, wesołej atmosferze. Omlet jest przepyszny i podany z ogromnym przepychem. Brat Zacka rozśmiesza mnie praktycznie cały czas. Za którymś razem opluwam się sokiem pomarańczowym, ze śmiechu.

-Na co masz teraz ochotę, kochana?- pyta mnie Zack po śniadaniu.

-Chodźmy do ogrodu!

***


Uniknąć ŚmierciWhere stories live. Discover now