XL

6.2K 580 99
                                    

-Boże, Kath, co ja mam teraz zrobić?- siedzę na klapie od toalety i chowam twarz w dłoniach. Moja przyjaciółka pochyla się nade mną i uspokajająco głaszcze po ramieniu- Przecież mam tylko siedemnaście lat...

-Po pierwsze, za niecały miesiąc kończysz osiemnaście. Po drugie- mówi  surowym matczynym głosem- powinnaś się cieszyć. Nosisz pod sercem mały cud. Takie rzeczy się nie zdarzają, a tutaj, niespodziewanie, ty i Zack macie możliwe, że jedyną szansę zostać rodzicami. 

Ona ma racje. Wampiry nigdy nie miały dzieci, może to jest cud, jedyna okazja żeby w przyszłości założyć rodzinę.

-A co jak Zack się wścieknie? Jak mnie zostawi?- podnoszę wzrok i spojrzałam na Katherine.

-Właśnie dostał pierwszą i może ostatnią szansę, żeby być ojcem. Na pewno się ucieszy. To- dotyka delikatnie dłonią mojego jeszcze nie wypukłego brzucha- będzie wasz mały cud. 

Uśmiecham się. 

-Od kiedy ty potrafisz rozmawiać na poważne tematy?

- Jak możesz wątpić w moją powagę?- pyta pseudo obrażonym tonem i zakłada ręce na piersiach.

-Jejku, co ja bym bez ciebie zrobiła- wstaję i mocno ściskam dziewczynę.

-Weź się ogarnij bo zaraz się rozkleję- mówi nienaturalnie wysokim głosem i już wiem, że się wzruszyła.

-Teraz tylko muszę o wszystkim powiadomić Zacka. To nie będzie łatwa rozmowa...

***

Niepewnie, acz szybko stawiam kroki po ośnieżonym chodniku. Z Zackiem umówiłam się u niego w apartamencie w mieście. Chciał po mnie przyjechać, ale nie zgodziłam się. Wolałam się przejść i na spokojnie odetchnąć świeżym powietrzem, nim powiem mu wszystko. 

Mimo zapewnień Kath wciąż mam  pietra. Stresuję się strasznie, potwierdzeniem tego są ręce, które okropnie się trzęsą gdy wybieram numer piętra w wielkim budynku. Gdy winda dojeżdża na samą górę, mam ochotę uciekać stamtąd jak najszybciej, ale teraz nie mogę się już wycofać. W drzwiach wita mnie mój chłopak i od razu wciąga do środka. Przyciska mnie do siebie a ja wtulam się w niego z ufnością. 

-Strasznie blada jesteś, zmarzłaś?- pyta gdy odsuwamy się od siebie.

-N-nie...- odpowiadam strapiona. Idziemy przez hol do salonu.

-Coś się stało?- przystaje i patrzy na mnie zmartwiony. Biorę głęboki wdech. 

-Lepiej usiądź- mówię z nikłym uśmiechem, żeby rozładować lekko atmosferę, ale przynosi to odwrotny skutek i on poważnieje. 

-Nie zasłabnę- mówi z przekąsem- o co chodzi?

-Zack ja...- patrzę na niego błagalnie, może się domyśli? Może nie muszę tego mówić? Czemu to takie trudne?!- jestem w ciąży...

Patrzę  na niego, żeby odczytać emocje i jego reakcję. Po moich słowach jego źrenice zwężały się nienaturalnie, a tęczówki pociemniały. Rysy jego twarzy się wyostrzyły. 

-Nie cieszysz się?- pytam niepewnie na co z jego ust wyrywa się ciche warknięcie.

Momentalnie przypiera mnie do ściany i z jedną ręką zaciśniętą na mojej szyi. Tracę oddech i ziemię pod stopami. Wiszę w górze, trzymana jedynie za szyję. 

-Z czego mam się cieszyć?!- wypluwa te słowa ze wściekłością- Moja dziewczyna okazała się dziwką! Komu dałaś dupy?!- w moich oczach wzbierają łzy. Jego oskarżenia ranią mnie gorzej niż jego dłoń boleśnie ściskająca moją szyję.

-Nigdy nie spałam z nikim innym- charczę póki jeszcze mam resztki powietrza w płucach- przysięgam- strumienie łez płyną niepohamowanie po moich policzkach. W tym momencie się go boję. Naprawdę się go boję. 

-To skąd ta ciąża?! Niepokalane poczęcie?- jego głos brzmi jakby nie należał już do mojego chłopaka, tylko do samego diabła. 

-Zack, to twoje dziecko!- piszczę ostatkiem sił- krzywdzisz mnie!- tracę czucie we wszystkich czterech kończynach.

-Nie kłam!- odchyla się by uderzyć mnie otwartą dłonią w policzek, a ja mrużę oczy z przerażenia. Jednak po chwili otwieram je bo nie czuję ciosu. Jego dłoń zatrzymuje się dokładnie przed moją twarzą. Zaczynam się dusić, a obraz przed oczami zaczyna się rozmazywać. 

-Uwierz mi... Proszę...- mój głos jest już tak zachrypnięty i cichy, że praktycznie niezrozumiały. 

Niespodziewanie silny uścisk na mojej szyi znika i upadam twardo na podłogę. Przez chwilę nie mogę się ruszyć i czekam aż wróci mi czucie w rękach i nogach. 

-Spieprzaj stąd- patrzy na mnie z pogardą, a ja mam ochotę wymiotować ze strachu pod tym spojrzeniem- zanim się rozmyślę.

Nieporadnie, przytrzymując się ściany, wstaję na nogi i chwiejnym krokiem ruszam ku drzwiom. Tak desperacko pragnę, by mnie teraz zatrzymał, żeby powiedział, że mi wierzy. Ale docieram do windy i nie mam odwagi się odwrócić. Gdy drzwi windy zasuwają się za mną i zaczynam sunąć w dół, z mojego gardła wyrywa się niekontrolowany szloch. Opieram się o ścianę aby nie upaść i płaczę głośno. Strasznie chce mi się wymiotować i mam wrażenie, że to nie wina ciąży, tylko stresu, strachu i smutku. 

Na zewnątrz jest już dawno ciemno, to dobrze, bo przechodnie nie widzą mojej zapłakanej i opuchniętej twarzy. Słyszą tylko moje zawodzenie. Nie daję rady przejść więcej niż dwóch przecznic, gdy po prostu siadam na schodach przed wejściem do jakiegoś sklepu i zaczynam ryczeć jeszcze głośniej. 

Nie mogę w to uwierzyć. Zack mnie nienawidzi, jest przekonany, że go zdradziłam. A ja jestem  z nim w ciąży. Wiem, że to jego dziecko, jestem pewna, nie licząc już nawet tego, że nigdy nie uprawiałam seksu z nikim prócz niego. Nie mogę nawet myśleć o nim, bo czuję, że zaraz wyrwę sobie serce. Po prostu siedzę i ryczę, starając się nie zastanawiać czemu. Tak mniej boli. 

Nie wiem jak długo już rozpaczam. Po bliżej nieokreślonym czasie wyciągam telefon i dzwonię do Kath. Przyjaciółka odbiera, chyba ją obudziłam

-Liv? Czemu dzwonisz tak późno?- mówi zaspanym głosem.

-Błagam- chlipię- przyjdź po mnie. Nie wrócę sama do domu. 

-Jezu, Livie, czemu płaczesz? Gdzie jesteś kochana? 

-Nie wiem- jęczę przeciągle i kolejna fala łez zalewa moje policzki. 

-To sprawdź, albo się kogoś spytaj. Zaraz będę. 

Tej nocy Kath przyszła po mnie, zaprowadziła mnie do domu i została ze mną do rana. Potrzebowałam jej, chociaż to i tak niewiele dało. Chyba się odwodniłam. W czasie tych kilku godzin raz pomyślałam o samobójstwie. Raz i więcej się to nie powtórzyło. To już nie chodzi tylko o mnie, gdyby tak było, w tamtym momencie zabiłabym się bez wahania, ale byłam odpowiedzialna za dwa życia. Musiałam przetrwać, dla dziecka. 

~*~

OMG zaraz sama się popłaczę :___:

PRZEPRASZAM, musiałam tak rozegrać akcję :-: mam nadzieję, że mi wybaczycie i nie znienawidzicie Zacka z ten mały atak wściekłości XD

Specjalnie się zebrałam do pisania dzisiaj i dodaję rozdział, bo pod ostatnim była naprawdę ogromna aktywność! DZIĘKUJĘ <3 Żeby tak było zawsze :') W dobę wbiliście razem 124 gwiazdki i 35 komentarzy. Dlatego właśnie teraz się spięłam i nie poszłam na dzikie party które rozgrywa się na dole, żeby napisać dla was rozdział :") 

Jejku jak ja kocham moich czytelników :")

Wasza princessa67577 <3

PS. MAMY 40 ROZDZIAŁ :O POBIJECIE REKORD Z TEJ OKAZJI? TRZYMAM KCIUKI <3


Uniknąć ŚmierciWhere stories live. Discover now