XXXV

5.9K 505 28
                                    

Patrzy na mnie z takim bólem, że aż mi go szkoda. Powoli odsuwa się na stosunkowo bezpieczną dla mnie odległość. W jego spojrzeniu jest coś takiego, co sprawia, że zaczynam sądzić, że on mnie zna. 

-My się znamy prawda?- pytam smutno, on kiwa potwierdzająco głową- czy przed tą operacją, byliśmy ze sobą blisko?

-Bardzo- uśmiecha się smutno. 

-Chciałabym pamiętać... Po prostu wydajesz mi się zupełnie obcy. Nie mogę ci się tak po prostu oddać, nie jestem taka. Może i mnie znasz, ale ja ciebie nie pamiętam i... Przepraszam- podnosi spuszczoną w dół dotychczas głowę i obdarza mnie przenikliwym spojrzeniem szarych oczu. Jest tak perfekcyjnie przystojny, że nie mogę się powstrzymać przed pogratulowaniem sobie w duchu, że kiedyś udało mi się wyrwać takie ciacho. 

-Nie przejmuj się. To nie twoja wina, z resztą rozumiem twój dystans. Jesteś rozsądną dziewczyną, nie oczekuję, że od razu rzucisz mi się w ramiona. Ale nie odpuszczę, Liv. Kocham cię i  udowodnię ci, że ty też mnie kochasz. 

-Próbuj- uśmiecham się.

-W takim razie pójdziesz ze mną do kina w następny czwartek? Jak już cię wypuszczą ze szpitala?- pyta z nadzieją. Chyba mogę z nim pójść na randkę, chciałabym odzyskać choć część wspomnień, a spotkanie z ucieleśnieniem seksapilu może w tym pomóc. 

-Zgoda.Zimno mi już, odprowadzisz mnie do szpitala? - pytam wstając z ławki i poprawiam na sobie cienki płaszczyk. 

-Jasne- on też się podnosi- trzymaj- zdejmuje swoją kurtkę i narzuca mi ją na ramiona.

- Teraz tobie będzie zimno.

-Nie będzie, nawet jeśli to przytulę się do ciebie- puszcza mi oczko na co rumienię się lekko- no co, przytulić cię chyba mogę?- pyta rozbawiony. 

-Ale tylko dlatego, że mam twoją kurtkę- żartuję.

 Obejmuje mnie jedną ręką i przysuwa do siebie. Nie oponuję, bo jego bliskość nie dość, że mnie ogrzewa, ale jeszcze sprawia mi niemałą przyjemność. Idziemy powoli pustymi ulicami. Jestem od niego dużo mniejsza i niższa, co w sumie jest urocze. Co jakiś czas ktoś nas mija, ale zdarza się to sporadycznie. Jakaś grupka pijaków, albo narkomanów. Idziemy w ciszy, ale nie przeszkadza mi to. Nie jest niezręcznie, cicho, ale to odprężająca cisza. 

Zatrzymujemy się przed wejściem do szpitala. 

-Dzięki, że mnie odprowadziłeś- mówię nieśmiało starając się nie patrzeć w jego hipnotyzujące oczy.

-Dzięki, że dałaś mi szansę- przybliża się do mnie i już myślę, że mnie pocałuje, ale on tylko bierze moją dłoń i po dżentelmeńsku, delikatnie muska ją swoimi wargami- Do zobaczenia, Liv. 

Odwracam się i po cichu wchodzę do budynku. Staram się ominąć recepcję i już po chwili idę korytarzem wprost do mojej sali. Gdy już mam wchodzić do środka czuję czyjąś dłoń zaciśniętą na moim nadgarstku. 

- Gdzie to się po nocach chodzi?!- widzę wściekłą twarz niskiej pielęgniarki na nocnym dyżurze. 

-No bo ja...

-Nie powinnaś w ogóle wstawać z łóżka! 

-Przepraszam, musiałam się przewietrzyć.

-Zgłoszę to ordynatorowi.

-Już i tak wracam- mruknęłam i weszłam do sali. Zdjęłam Kurtkę Zacka, której zapomniałam mu przez przypadek oddać i swój płaszczyk. Wsunęłam się pod kołdrę i spróbowałam zasnąć. 

~*~

Przepraszam was, że tak krótko, ale można uznać, że nadprogramowo. Normalnie nie byłoby dzisiaj rozdziału, ale nie mogę spać (uwaga, bezsenność ssie) więc postanowiłam spożytkować nadmiar czasu. No więc tak jakby dodatkowo wstawiam tu ten krótki rozdział i enjoy! ;3  

Miłych snów tym, co nie mają problemów z zaśnięciem. 

Cała reszta cierpi ze mną. 

Kocham, wasza princessa67577

Ps. Komentarze nie gryzą! A jak motywują!  



Uniknąć ŚmierciWhere stories live. Discover now