XIII

9.6K 728 50
                                    

Po czterech dniach wreszcie wyszłam ze szpitala. Krew Zacka w moim organizmie zdziałała cuda, i już we wtorek mogłam o własnych siłach wyjść z budynku. Przez ostatnie dni upewniłam się w przekonaniu, że muszę odnaleźć Zacka i wrócić do niego. Oczywiście biorę pod uwagę fakt, że bardzo możliwe jest , że on najzwyczajniej w świecie odprawi mnie i nie będzie chciał mnie widzieć. Może już sobie kogoś znalazł? Na faceta takiego jak on, kobiety rzucają się masowo. Ale ja muszę przynajmniej spróbować, a nawet jeśli go nie odzyskam, muszę mieć pewność, że nie ma szans.

-Liv, gdzie ty idziesz?- pyta Kath widząc, że po wyjściu ze szpitala nie kieruję się z nimi do domu, a wręcz przeciwnie, do centrum.

-Wiem, że Ci się to nie spodoba, ale zamierzam dać się złapać po godzinie policyjnej. Już późno więc od razu idę na miasto.

-Powaliło cię?!- wybucha przyjaciółka.

-Nie, wszystko przemyślałam. Złapią mnie, wywiozą jak z łapanki, a potem to tylko będę musiała przekonać jakiegoś wampira bo zabrał mnie do Zacka- mówię zadowolona.

-Tobie to chyba na prawdę na mózg padło.

-Dzięki Kath, też Cię kocham- puszczam jej buziaczka w powietrzu i idę w stronę miasta.

Powoli zaczyna roić się ciemno, a mnie opuszcza cały wigor. Zaczynam mieć wątpliwości co do mojego planu. Bo co jak po drodze któryś ze strażników mnie zabije? Ehh... Ale muszę znaleźć Zacka i nie mogę się wycofać, bo umrę z tęsknoty.

Idę ciemnymi liczkami miasta i nie natrafiłam jeszcze na żaden patrol. To jakieś żarty?! Już dawno po umownej porze, chodzę sobie nielegalnie po ulicach i jak na razie zero patrolu. Mijam kilkoro wampirów, którzy najzwyczajniej w świecie biorą mnie za wariatkę. Żaden z nich nie odważa się mnie zaatakować, ponieważ wyczuwa w moich żyłach krew swojego Pana. Duży plus dla mnie.

W końcu zrezygnowana opadam na ławkę nie daleko jakiegoś klubu. Obserwuję wampiry wchodzące i wychodzące ze środka. Niech ktoś wreszcie zwróci na mnie uwagę! Widzę jakąś parę wychodzącą na zewnątrz. Stają pod ścianą i bez skrępowania zaczynają się obściskiwać i nie patrzą na to co się dookoła dzieje. Przyglądam się uważniej. Ja znam tego wampira! To jest brat Zacka, nie pamiętam jak ma na imię, ale to moja jedyna nadzieja.

Zanim jednak zdążam jakoś zareagować, on jak oparzony odskakuje od dziewczyny i w mgnieniu oka pojawia się przy mnie.

-Znalazłem Cię!

-Właśnie widzę jak szukałeś- prycham- ale to dobrze, bo mam sprawę. Musisz mnie zabrać do swojego brata- patrzę na niego błagalnie. Oń zaczyna się śmiać.

-Serio, myślałem, że będę Cię musiał siłą zaciągnąć. Szukałem Cię, bo Zack kompletnie oszalał odkąd go zostawiłaś. Nie wychodzi z komnaty, nie kontaktuje się ze światem, nawet nie przyjmuje krwi. Od twojego wyjazdu nie pożywiał się ani razu. On chyba planuje się zagłodzić. Dlatego chciałem Cię znaleźć i na siłę zaciągnąć do mojego brata, a tu proszę- uśmiecha się szeroko- problem sam się rozwiązał.

-Muszę go przeprosić i odzyskać...- nie dokończam bo w tym momencie podchodzi do nas wampirzyca zostawiona przez mojego rozmówcę.

-Amonie, z kim ty rozmawiasz?! Zapomniałeś już o mnie!- histeryzuje.

-Zamknij się, nasz wieczór skończony- olewa ją całkowicie, po czym łapie mnie za rękę i ciągnie w jakimś kierunku.

-Co ty taka jakaś niemrawa i osłabiona jesteś? I skąd masz krew mojego brata?

-A, tak tylko sobie skoczyłam z okna- uśmiecham się sarkastycznie. Nie wiem jak się dowiedział, ale Zack podał mi swoją krew gdy byłam nieprzytomna, ratując mi tym życie.

-Serio skoczyłaś z okna? To po chuj od niego odchodziłaś skoro teraz tego żałujesz?- podchodzimy do drogiego samochodu. A jak by inaczej. Kurtuazyjnie otwiera mi drzwi. Wsiadam bez zastanowienia

-Bo jestem idiotką. I prowadzę rozmowy w myślach sama ze sobą- ruszamy z parkingu.

-To teraz możesz sobie uciąć drzemkę idiotko, bo będziemy jechać jeszcze jakieś trzy godziny- faktycznie jest późna pora, a ja jestem śpiąca. Opieram głowę o szybę i przymykam oczy.

-Co jak on mi nie wybaczy? Nie zechce mnie...?- mruczę cicho.

- Żartujesz?! On umiera bez Ciebie. Jak Cię zobaczy to zgaduję, że nie wyjdziecie z sypialni przez następne kilka dni- chichoczę.

-Taka opcja mi pasuje.

~*~

-Hej mała- budzi mnie głos Amona- już prawie jesteśmy.

Otwieram szerzej oczy i wyglądam przez szybę. Pomimo, że jest środek nocy, wszystko widzę dobrze bo dziedziniec zamku jest świetnie oświetlony. Wszystko wygląda zupełnie inaczej niż ostatniego razu gdy tu byłam. Wtedy byłam porwana i nie patrzyłam na śliczny ogród. Podjeżdżamy pod bramę. Brat Zacka mówi coś do wampira w środku i ogromna brama otwiera się przed nami.

-Trochę się stresuję- mówię bawiąc się palcami w nerwach.

-Nie masz czemu- zapewnia mnie i parkuje samochód w wyznaczonym miejscu- będzie dobrze- uśmiecha się pokrzepiająco, po czym wychodzimy z auta- Trzymaj się blisko mnie i postaraj się nie zgubić.

Idziemy przez wspaniały dziedziniec, mijamy wielu strażników na nocnej zmianie, którzy przyglądają mi się z zaciekawieniem.

-Czemu wszyscy się tak na mnie gapią?

-Nie dość, że jesteś człowiekiem, to jeszcze jak ostatnio Cię widzieli, to Zack o mało co nie zrównał całego zamku z ziemią- dopiero teraz pojęłam ile cierpienia nam obojgu przysporzyłam moim odejściem.

Strażnik otwiera przed nami drzwi. Amon puszcza mnie przodem. Ehh... Show must go on.

~*~

Uwielbiam wasze komentarze i wiadomości na priv. Jesteście super mili. Dziękuję! ♥











Uniknąć ŚmierciWhere stories live. Discover now