XI

10.2K 726 48
                                    

Od dawna nie spałam tak dobrze. Przeciągam się zaspana na wygodnym łóżku. Zaraz zaraz. To nie jest moje łóżko. Za miękka pościel. To także nie jest mój pokój. Otwieram oczy. Na widok pokoju w jakim się znalazłam, przypominam sobie wszystkie wczorajsze wydarzenia. Z moich ust wydobywa się jęk przerażenia. Rozglądam się dookoła w panice, szukając jakiejś drogi ucieczki. Drzwi do pokoju niespodziewanie się uchylają i do środka wchodzi Zack. Widząc moją wykrzywioną strachem twarz, podchodzi do mnie, siada na łóżku obok mnie i czule mnie obejmuje. Wtulam się w jego ramiona płacząc cicho.

-Csii... Kochanie... Ja... Muszę Ci wszystko wytłumaczyć. Proszę wysłuchaj mnie- patrzy na mnie, a jego oczy wyrażają niepewność i zmartwienie.

-Nic nie rozumiem- pociągam nosem- To wszystko jest...

-Wiem. Obiecuję Ci, że dowiesz się wszystkiego, całej prawdy o mnie. Tyle, że strasznie boję się, że nie wybaczysz mi. Więc... Ehh, no cóż. Nasze pierwsze spotkanie- uśmiecha się blado na to wspomnienie- zobaczyłem Cię wtedy z siostrą w tej cukierni. Mówiłaś do niej. Twój głos od razu mnie zahipnotyzował. Zapragnąłem go więcej usłyszeć. Twój zapach, jak morska bryza. Twa delikatność, niewinność. Zaciekawiłaś mnie. Potem w tej restauracji, kiedy opowiadałaś mi o sobie, po raz pierwszy w życiu pożałowałem moich czynów. Obudziłaś tę część mnie, która czuła się odpowiedzialna za całą Zagładę- krew odpływa mi z twarzy. Elementy układanki zaczynają do siebie pasować.- Nigdy bym nie pomyślał, że mogę się zakochać w kimś w tak krótkim czasie, w dodatku w ludzkiej dziewczynie. Chciałem Ci wyznać prawdę, ale z każdym kolejnym naszym spotkaniem upewniałem się że znienawidzisz mnie jeśli się dowiesz. Więc tchórzyłem. Odwlekałem to, co nieuniknione. Moment, w którym

odchodzisz ode mnie. Odchodzisz, bo Ci powiedziałem. Liv, maleńka- przeczesuje palcami włosy- To ja jestem odpowiedzialny za Zagładę. Za cały ból, strach i śmierć. To ja władam wszystkimi wampirami, ludźmi i całym światem. To z mojej winy przez ostatnie cztery lata żyłaś w nędzy i strachu. Liv... Powiedz coś..- głos mu się łamie gdy tak rozpaczliwie prosi o jakąś reakcję z mojej strony.

Siedzę na łóżku niezdolna do otworzenia ust. Łzy suną się po moich policzkach.

-Nie bój się mnie maleńka...- jak żałośnie wygląda teraz. On, taki władczy, silny i panujący.

-Nie boję się- mówię spokojnym głosem. Przez jego twarz przemyka cień nadziei- wiem, że mnie nie skrzywdzisz. Masz rację. Nie mogę tego zaakceptować. Od czterech lat, jesteś najbardziej znienawidzoną przeze mnie osobą. Kocham Cię, jednak nie mogę z tobą być. Nie po tym co usłyszałam- krzywi się, tak jakby coś go zabolało.

-Liv... Nie rób mi tego. Jesteś moim światłem. Nie mogę Cię stracić-rozpacz w jego głosie łamie mi serce.

-Proszę, wypuść mnie żebym mogła iść do domu.

-Nie trzymam Cię tu siłą. Powiem szoferowi by odwiózł Ciebie i koleżankę do domu- wypowiada to z bólem, oddychając głęboko. Coś w nim pęka widzę to. Smutek zamienia się w chłodny dystans.

Wstaję z łóżka. Zakładam bluzę i patrzę na niego wyczekująco. Podnosi się.

-Więc chodź- mówi to tak lodowatym tonem, że zaczynam się bać.

Jego twarz nie okazująca żadnych uczuć pozostaje niezmieniona, gdy prowadzi mnie przez korytarze. Wszyscy się nam przyglądają z ciekawością. Nikogo nie zaszczyca spojrzeniem. Gdy zatrzymujemy się przed jakimiś drzwiami, Zack szybkim ruchem otwiera je.

-Wyłaź- warczy w stronę dziewczyny siedzącej na łóżku. Przestraszona Veronica wybiega z pokoju i wpada w moje ramiona.

Idziemy dalej. Vera patrzy na mnie pytająco, ja tylko spuszczam głowę nie mogąc powstrzymać łez.

Przechodzimy przez dziedziniec, aż do limuzyny. Zack otwiera nam drzwi.

-Żegnaj maleńka- mówi wciąż kontrolując uczucia. Zamyka drzwi pojazdu z trzaskiem.

Całą drogę do miasta, wiję się w spazmach szlochając na całe gardło. Szofer nie zadaje pytań. Veronica też nie. Wychodząc z limuzyny obawiam się, że nogi się pode mną ugną. Ale nie. Idę, nie żegnając się z Verą, do domu, żyć dalej.

~*~

Nie muszę wspominać, jaka była reakcja mamy i Mii na moją osobę pojawiającą się w drzwiach. Zdziwiło mnie tylko, że jeszcze wczoraj wieczorem mama została powiadomiona o tym, że nic mi nie jest, jestem bezpieczna i dostała wpłatę społeczną o wysokości 10 000$. Ehh. To było zanim odeszłam od Zacka.

Och, ile to razy tego wieczoru mama pytała mnie co się stało? 14. Ani razu, nawet słowem, nie wytłumaczyłam im nic. Od powrotu do domu, czyli od jakiś 7 godzin siedzę zamknięta w swoim pokoju. Moja poduszka już od dłuższego czasu jest przemoczona od łez. Kath, gdy się dowiedziała, że jestem w domu, przybiegła do mnie jak najszybciej. Jej też nie wpuściłam. Od trzech godzin siedzi pod moimi drzwiami.

-Livie, kochana wpuść mnie- od jakiegoś czasu rozumiem, że to jej natarczywe dobijanie się, jest nie tylko spowodowane zmartwieniem o mnie jak i ciekawością. Nie ma co się dziwić. W końcu wpadłam na łapance, a po pięciu dniach wracam do domu.

Kolejny szloch wstrząsa mym ciałem.

Czemu to akurat ja mam takiego pecha? Czemu akurat gdy spotykam miłość swojego życia, wszystko się wali, bo zakochałam się w największym potworze na świecie?

Na chwiejnych nogach podchodzę do okna. Otwieram je i czuję powiew świeżego powietrza na twarzy. Siadam na parapecie i przerzucam nogi na drugą stronę. Obserwuję ludzi chodzących po ulicy. Niedługo ktoś zwróci uwagę na dziewczynę siedzącą na oknie. Przyszłą samobójczynię. Ale nie chcę żeby ktoś zwracał. Muszę skoczyć już teraz. Zanim się rozmyślę. Powoli odpycham się od parapetu.


~*~

So, here we are! Rozdział bardzo krótki, wiem.

Nawet nie wiecie jak mnie kusiło, by ten rozdział nazwać "Epilog" i was strollować xd Ale pomyślałam, że nie będę was tak straszyć. Ogólnie, to miałam strasznego lenia, ale jak zalogowałam się dzisiaj rano na Wattpada i zobaczyłam tyyyle super miłych komentarzy, to po prostu obiecałam sobie, że dodam dziś nowy rozdział. Strasznie miło mi się zrobiło, poważnie. Dlatego ten rozdział dedykuję wszystkim którzy komentują tą historię. Jesteście moją największą motywacją. <3

Kolejny niedługo. ;)


Ps. Czy tylko ja się wzruszyłam gdy czytałam ten rozdział by sprawdzić błędy?

Uniknąć ŚmierciWhere stories live. Discover now