2. Danse Macabre

9.2K 218 127
                                    


hej hej hej!!

Tak jak obiecalam i starałam się jak mogłam, aby zmieścić się w terminie, oddania wam rozdziału. Bardzo podoba mi się ten rozdzial, ponieważ jest wprowadzeniem w fabułę, ale uwaga!! Na tym się nie kończy, będzie tu wiele plow twistów, stopniowe odkrywanie tajemnic Anthei i tajemniczego pana, którego po raz pierwszy zobaczyła w klubie.

Bardzo lubię opisywać emocje bohaterów, nawiązywać je do wydarzeń z przeszłości i powoli odkrywać wszystkie karty, wiec mam nadzieje ze i wam to się podoba!

Koniecznie komentujcie i gwiazdkujcie bo to wiele dla mnie znaczy i sama bardzo lubię czytać wasze opinie i wiedzieć co wam się podoba <3

Nie jestem w stanie określić kiedy będzie następny rozdzial, ale będę starała się wrzucać je przynajmniej kilka razy w miesiącu, bo po prostu nie jestem w stanie przedłużyć doby - mam nadzieje ze to rozumiecie.

Pisanie zajmuje mi sporo czasu, ale nie chce pisać czegoś na siłę, bo później przestaje mi się to podobać i nie chce wam dawać jakiejś zapchaj dziury.

A TERAZ ZAPRASZAM DO CZYTANIA!!
MIŁEGO!!

***

Moje oczy jak zaklęte zastygły na na pozór zwyczajnej kartce papiery pokrytej czarnym atramentem, którym pozostawiony został oryginalny podpis nadawcy. Drżącymi palcami, musnęłam linię papieru, po czym z lekkim wahaniem, wzięłam dokument w dłonie, aby móc być pewna co tam pisze.

Ale nie myliłam się.
To był testament taty.

Wędrowałam wzrokiem po pochyłej czcionce nie za bardzo skupiając się co jest tam napisane, a bardziej zwróciłam uwagę na datę zapisania testamentu. Był to na pozór zwyczajny dzień. Został napisany dnia  siedemnastego listopada w dwutysięcznym dwudziestym roku i prawdopodobnie nic nie wzbudziłoby żadnych podejrzeń, gdyby nie fakt, że to właśnie osiemnastego listopada, czyli dzień później tego samego roku, zostało odnalezione zmasakrowane ciało mojego ojca,
które ja sama nie byłam w stanie rozpoznać.

Jednak to nie chodziło o główne morderstwo Cristiana. Chodziło o fakt, że zapisał testament
dokładnie dzień przed jego egzekucją, co wiele wyjaśniało. Skąd wpadł mu pomysł do głowy, aby napisać go akurat siedemnastego listopada, a nie naprzykład dwunastego kwietnia? Nie musiałam wertować w głowie pomiędzy domysłami. Teraz, jeżeli ten testament nie został w żaden sposób sfałszowany, mieliśmy konkretny dowód, że musiał wiedzieć. Musiał wiedzieć, że zginie. Musiał wiedzieć, że
zginie...

Kiedy dotarł do mnie sens tego wszystkiego niemal zachłysnęłam się powietrzem, czując jak moje gardło oplata drut kolczasty, przypominający kolce róży. Wpatrywałam się tak długo w literki, że niemal obraz zaczął mi się rozmazywać, aż musiałam otrząsnąć się z chwilowego transu. Zatrzepotałam rzęsami, nie potrafiąc skupić się na niczym innym niż na dacie, bo nawet nie przeczytałam jeszcze zawartości testamentu, bo to było dla mnie najmniej ważne w tamtym momencie. Czułam na ciele wzrok wszystkich świadków, którzy siedzieli na kanapie wraz z moimi braćmi, którzy prawdopodobnie również palili się do przeczytania dokumentu. Chyba dopiero po dobrych pięciu minutach odzyskałam funkcję stabilnego oddechu, a także mowę. Odzyskałam rezon, odzyskując siłę do utrzymania się na
prostych nogach i bardzo powoli, nieco zamglonym spojrzeniem przetoczyłam wzrok na Williama, który także wydawał się mieć identyczną reakcję co ja. Pocierał swój zadbany zarost, bawił się swoim złotym sygnetem, który widniał na serdecznym palcu i skupiał wzrok na kartce trzymanej w moich dłoniach.

Bloody SinWhere stories live. Discover now