22. Leżącego się nie kopie.

2.6K 111 82
                                    

HEJ MALEŃSTWA

WYBACZCIE ZA OPÓŹNIENIE ALE WATTPAD MIAŁ JAKIEŚ PROBLEMY 🙄

WITAM WAS W 22 ROZDZIALE SKRÓCIŁAM GO ALE SPOKOJNIE OBIECUJĘ ŻE 23 POJAWI SIĘ BARDZO SZYBKO, ZAUFAJCIE!

DZIŚ ZRESZTĄ BĘDĘ GO DOPRACOWYWAĆ!

ZOSTAWCIE KOM I GWIAZDKĘ TO DLA MNIE MEGA WAŻNE!

Anthea

*Tydzień wcześniej*

Jeżeli myśleliście, że widzieliście prawdziwy upadek, lub wrak z człowieka, to prawdopodobnie byliście w błędzie.

Bo chyba nikt poza mną nie mógł upaść tak nisko i tak stracić na wartości jak właśnie ja.

Wpatrywałam się w swoje opatulone bandażami nadgarstki, czując jak drażni mnie ich struktura, aż miałam ochotę zerwać je sobie z rąk, bo tak bardzo mnie irytowały. Drażniły mnie w oczy, przypominały mi o tym jak bardzo byłam słaba i żałosna. Wyczułam na sobie intensywne spojrzenie, więc zacisnęłam wargi w wąską kreskę, po czym naciągnęłam
rękawy za dużej bluzy na dłonie, wstydząc się tego, co zresztą sama sobie zrobiłam i przycisnęłam mocniej plecy do zimnej ściany, próbując przynajmniej stwarzać pozory rozluźnionej, chociaż tak czy owak wiedziałam,
że byłam w tamtym momencie łatwa do rozgryzienia. Ciężar osadził się w moim żołądku ze stresu, sprawiając że miałam ochotę wybiec wzdłuż zadbanego korytarza w którym dominowały zgaszonej szarości, oraz beżu, będąc całkiem przyjemne dla oka.

Było mi zimno. Dreszcze pokonywały rytmiczny marsz po moich plecach, sprawiając że czułam się jeszcze bardziej przytłoczona. Chciałam wrócić do ciepłego łóżka.

Zasnąć.

I może nawet już się nie obudzić...?

   – Anthea?- na wydźwięk swojego imienia obudziłam się z wewnętrznego potoku myśli, podrywając nerwowo głowę na krótko ściętą blondynkę, która wyjrzała zza jasnych drzwi, uśmiechając się do mnie ciepło. – Zapraszam cię do swojego gabinetu. - mrugnęła do mnie przyjaźnie.

Na początku nie byłam w stanie drgnąć z krzesła, które jakby nagle przystało mi do tyłka, lecz wkrótce podniosłam się w akompaniamencie strzelających kości, oraz wiotkich nogach.

   – Jeśli nie chcesz być sama... - zaczął Zane, przybierając zatroskaną postawę, również podnosząc się z krzesła z zapałem, będąc gotowy pójść razem ze mną.

   – Nie. - mruknęłam, wysilając się na beznamiętny uśmiech, którego praktycznie nie było widać na mojej bladej, pozbawionej koloru i życia twarzy. – Pójdę sama.

Przełknęłam powoli ślinę, a moja grdyka drgnęła pod skórą, zdradzając moje przerażenie, oraz ogromną niechęć co do tego miejsca, które wzbudzało we mnie bolesne wspomnienia. Skuliłam ramiona, czując jakby nagle osiadł na nich kilkutonowy ciężar, a ja nie byłam w stanie go udźwignąć.

   – Okej, ale gdybyś mnie potrzebowała zawołaj mnie, dobrze?- upewnił się, przyodziewając również promienny, chociaż nieprawdziwy uśmiech, bo wiedziałam, że on przeżywał to może nawet dwa razy bardziej, niż
ja.

Skinęłam sztywno głową, a potem powędrowałam spojrzeniem do kobiety, ubraną w biały kitel, z pod którego wystawały rękawy grubo plecionego czarnego swetra. Na oko miała około trzydzieści pięć lat, a na plakietce
przy piersi widniała parafka, a tuż nad nią oryginalne imię. Cora. Psycholog dla młodzieży i dorosłych.

Bloody SinWhere stories live. Discover now