17. I can't believe...

175 10 1
                                    

Time skip. 3 dni później (już w szkole)

Pov. Wednesday

Wczoraj wróciliśmy do Nevermore. Podobno działo się tutaj trochę. Krążą plotki, że w okolicy szkoły znaleziono jakieś ciała. Widziano również hyda lecz mówią, że nie są to jego ofiary. Zwłoki, co prawda, wyglądają na zmasakrowane, ale nie znaleziono na nich choćby najmniejszego zadrapania po pazurach potwora co oznacza, że to raczej nie on. Czyli morderca? Zapewne tak. Do tego jeszcze seryjny morderca-psychopata. No przyznam, nieźle się nam trafiło.

Są przypuszczenia, że właśnie o tych martwych osobach Weems rozmawiała z szeryfem zaraz po powrocie bo po jakiejś godzinie dało się słyszeć z głośników jak dyrektorka zabrania uczniom wychodzić ze szkoły.

A jak myślicie, co ja zrobiłam? Oczywiście, że nie posłuchałam dlatego teraz spaceruję sobie brzegiem lasu koło akademii. Enid poszła do Yoko na pogaduszki i manicure więc nie muszę się martwić o to, że za chwilę wróci.

Ciepłe letnie powietrze owiewa moją sylwetkę, a słońce ogrzewa twarz swoimi promieniami. Jest cicho i spokojnie. Czy tak właśnie wygląda miejsce śmierci? No nie. Coś tu jest nie tak.

Szłam tak dalej, rozmyślając. Nie zauważyłam nawet kiedy zagłębiłam się w las. Drzewa rosną tu gęsto, jedno przy drugim. Powietrze jest ciężkie, wilgotne. Nie wiejeje tu ten przyjemny wiaterek. Robi się coraz zimniej. Wszędzie jest ponuro. Ciemny zielony, czarny i mglisto-biały. Takie otoczenie bardziej pasuje do popełnionej tu jakiś czas temu zbrodni.

Próbując zapamiętać każdy najmniejszy szczegół, by później nie zbłądzić, brnę dalej. Mgła robi się coraz to gęstsza. Zapewne w okolicy znajduje się jakieś jeziorko czy inny zbiornik wodny. Przypomina mi się "Świtezianka". To są właśnie jej klimaty.

Usłyszałam dźwięk pękającej gałązki. Ocho. Czyli nie jestem tu sama. Zaczęłam powoli kierować się w stronę odgłosu uważając by przypadkiem nie zdradzić, że tu jestem. Nie widziałam prawie nic. Ledwo swoje kończyny jestem w stanie spostrzec, a co dopiero kogoś kto miałby znajdować się przedemną w większej odległości niż metr.

Byłam coraz bliżej. Nie widziałam nikogo, ale coś podpowiadało mi, że jestem już blisko. Nie wiem jak, ja to po prostu czułam.

I nagle nie było już niczego. Jedynie ciemność i... ból? Tak, przeszywający moją głowę ból. Co się stało? Też kurwa chciałabym wiedzieć.

Przebudziłam się. Na początku światło mnie oślepiło, nic nie widziałam. Wszystko było rozmazane. Po chwili obraz zaczął się wyostrzać. Betonowe ściany i sufit, od środka pomieszczenie wyglądało na stare. Kolorowe grafitti pokrywały większość pomieszczenia. Z sufitu zwisała żarówka przyświecając bladym, żółtym światłem. Migała co jakiś czas sprawiając, że w pomieszczeniu robiło się ciemno. Siedziałam na krześle. O dziwo nie byłam do niego przywiązana. Zaraz, co tu się do cholery dzieje?

Dopiero teraz spostrzegłam że naprzeciwko mnie siedzi dziewczyna. Wyglądała na podobną do mnie wiekiem. Miała karmelowe włosy, zielonkawe oczy i delikatne piegi. Wyglądała na delikatną, więc co ona tu robi? Co ja tu w ogóle robię?

- Spisałeś się - dziewczyna spojrzała w bok, a ja ujrzałam tam stojącego Tylera. CO TEN CHUJ TU ROBI?! Chłopak uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi. Brunetka wstała kontynuując swoją wypowiedź - teraz jednak nie będziesz mi już potrzebny. - i wbiła nóż w jego parszywe serce. Potwór nie zdążył zareagować. Osunął się na ziemię, a z rany strumieniami zaczęła lecieć krew.

- Witaj Wednesday. - spojrzała na mnie i promiennie się uśmiechnęła - Od dawna chciałam Cię poznać osobiście i w końcu nadarzyła się taka okazja. Wybacz, że musiałaś na to patrzeć, ale śmiem twierdzić, że nie przeszkadza Ci ten widok. - mówiąc to wskazała na martwego już hyda. Ja nic nie odpowiedziałam - Uznam ciszę za potwierdzenie moich słów.

Wenclair, czyli czarno-biała opowieść z kolorowym zakończeniemWhere stories live. Discover now