20. Cisza przed burzą

135 11 11
                                    

Pov. Wednesday

Od jakiegoś tygodnia iluzje objawiają się mi, Enid, Yoko oraz Divinie. Są częste i niezapowiedziane. Stały się więc już normą o ile można to tak nazwać bo chyba nie codziennie twoja podłoga jest skąpana we krwi, twoja przyjaciółka ginie na twych oczach a ty nie możesz nic z tym zrobić i tym podobne, co? No raczej nie.

Kolejny nudny dzień. Przedwczoraj zaczęła się szkoła więc znów trzeba się uczyć. Jej, tylko tego nam brakowało na ale cóż. Jak to mówią "Ce la vie".

Kolejny dzwonek i kolejny, no ile można!? Ja chcę żeby ten dzień się już skończy.

No i w końcu ostatni lekcja. Usiadłam obok swojej dziewczyny i wsłuchałam w to co mówiła pani od biologii. Wydarzenia sprzed roku spowodowały zmianę w gronie pedagogicznym i obecnie wcześniej wspomnianego przedmiotu uczy nas jakaś młoda blondynka. Nie jest w sumie najgorsza. Fakt że lubię ten przedmiot również poprawia moje mniemanie o niej.

Dziś przerabialiśmy jakieś mordercze kwiatki. Nie powiem że mnie to nie interesowało bo nie będę przecież kłamać. Wilczyca, która siedziała obok mnie nie wyglądała jednak na zadowoloną. No cóż, kto co lubi.

I w końcu usłyszałam ten dawno oczekiwany przeze mnie dźwięk. Dzwonek oznaczający koniec lekcji.

Ucieszona zaczęłam pakować zeszyt i długopis do plecaka. Nie śpieszyłam się bo wychodząc nie chciałam zostać stratowana przez tłum uczniów wybiegających z klasy. Wstałam z krzesła i czekając aż moja dziewczyna się spakuję zaczęłam dokładnie przyglądać się naszej nauczycielce. Nie wyglądała na jakoś wiele starszą ode mnie, miała jakieś metr sześćdziesiąt i blond włosy które w obecnym świetle przypominały bardziej kolor karmelowe niż blond. Zielono-brązowe oczy z uwagą przyglądała się położonym przed kobietą papierom. Spod rękawów bordowej koszuli wyłaniał się skrawek opalonej skóry, który o dziwo zdobiły różowawe blizny, ale w sumie w tej pracy to wszystko jest możliwe.

Gdy moja współlokatorka już się ogarnęła wyszłyśmy z sali i pokierowałyśmy się do naszego pokoju. Otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do środka by następnie zamknąć je za Enid. Następnie rzuciłam plecak obok biurka i zasiadłam do maszyny by zacząć pisać. O jak dawno ja tego nie robiłam. Odstresowywało mnie to więc w tej chwili było u mnie jak najmilej widziane.

Pierwszy rozdział, drógi, trzeci. Dawno nie odlatywałam w tę krainę rozkoszy. Moje palce uderzały z precyzją o klawisze maszyny dzięki temu powstawały kolejne wyrazy i zdania. To było wspaniałe uczucie. Tak na chwilę stać się płatającym figle losem lub surowym Bogiem. To ja miałam kontrolę nad życiem bohaterów i - co było najpiękniejsze - tej władzy i możliwości decydowania nikt mi nie odbierze.

Gdy po kilku godzinach spojrzałam na Wilkołaczkę siedziała ona w telefonie i przeglądała coś na nim. Nie chciałam wiedzieć co to było, najważniejsze i najbardziej przykuwające uwagę było jednak to jak blada i smutna była dziewczyna. To nie była moja kochana, promieniejąca szczęściem dziewczyna którą znałam. Coś musiało się stać.

Podeszłam do łóżka na którym obecnie siedziała blondynka i rozpoczęłam rozmowę.

- Co się z Tobą dzieje, wyglądasz jakoś blado i smutno?

- Nic.

- Jak to nic jak widzę że jest z tobą źle, musisz jedynie się komuś zwierzyć i będzie po krzyku.

- To, że Ciebie nie rusza, że ktoś ginie to nie znaczy, że każdy tak ma. Jestem przerażona gdy muszę kogoś zabić, co dopiero

Nie wiedziałam że to jest dla niej takie ważne i znaczące bo tak jak powiedziałam mnie to nie rusza.

I wtedy spostrzegłam, to że od rana nie miałam żadnej iluzji co było bardzo dziwne...

=============================

WRÓCIŁAM! Jak zwykle z przytupem...

Co myślicie o książce, a co o rozdziale?

Tak btw miło mi że jesteście i czytacie.

Za wszelakie błędy które wystąpiły w rozdziale przepraszam.

Do następnego :)

Wenclair, czyli czarno-biała opowieść z kolorowym zakończeniemWhere stories live. Discover now