Narrator trzecioosobowy (bo tak)
Niebieskie wcześniej niebo zasłoniły szare chmury. Tak nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Lecz nie wyglądały jak te deszczowe. One nosiły w sobie więcej smutku i nienawiści.
Większość uczniów zaciekawiona tak nagłą zmianą pogody zebrała się na Trójkoncie. Z tyłu stało nawet grono pedagogiczne z panią Weems na czele.
Cała szkoła zebrała się w jednym miejscu.
Cała szkoła...
Wednesday myślała gorączkowo. Co to mogło znaczyć? Coś musiało. Te chmury znikąd się tu nie wzięły, a deszczowe to one na pewno nie były.
Cała szkoła, jedno miejsce, rozproszona uwaga...
Cała szkoła, cała szkoła... CAŁA SZKOŁA!
To pułapka. To pieprzona pułapka!
- Brawo Wendi. Jestem z ciebie dumna. Jednak z przykrością muszę cię poinformować, że się spóźniłaś... - znała ten głos.
Odwróciła się szybko, lecz nikt za nią nie stał. Szukał w tłumie osoby, która mogłaby do niej mówić. Nic. Nikogo nie zobaczyła. Niczego podejżanego. Co tu się odwala?
- Tu jestem - ten głos. Ten sam. Rozbrzmiewał z góry i niósł się echem. Lecz nikt się nie odwrócił, nie zainteresował tym co się dzieje.
To działo się w jej głowie. No nie no, zajebiście. Ktoś ma dostęp do jej myś... kolejne olśnienie. To była ta walnięta dziewczynka-psychopatka. Ta sama, która groziła jej i Enid śmiercią. Zmroziło jej krew w żyłach.
- No w końcu. Myślałam, że już nigdy sobie nie przypomnisz mojego słodkiego głosiku i nie połączysz tak oczywistych faktów.
Szmata.
- Słyszałam to.
Czego chcesz?
- Tak skrycie i od dawna? Twojej śmierci. I twoich bliskich.
Dlaczego?
- Tajemnica - w głowie Wednesday rozbrzmiał cichy dziewczęcy chichot, który z każdą chwilą zmieniał się. Był coraz straszniejszy. Coraz cięższy. Zapadający w pamięć. Po delikatnym śmiechu nic nie zostało. Zamiast niego w głowie Addams rozbrzmiewał tubalny, psychopatyczny rechot.
Drzewa zaszumiały. Ciszę panującą na dziedzińcu przerwał długi, wilczy skowyt. Wystraszone, okoliczne ptactwo poderwało się do lotu.
Z gęstwiny zaczęły wyłaniać się ciemne postacie. Sunęły powoli w stronę zgromadzenia.
Tym razem gotka sobie tego nie wyobrażał. Nie mogła. Dlaczego? Ponieważ wszyscy z przerażeniem wpatrywali się w las i polanę przed nim. W te wszystkie wylewające się z niego sylwetki.
Huki, wrzaski, skowyty, piski, wybuchu i inne dźwięki mieszały się ze sobą zlewając w jedną całość.
Pojedynczy uczniowie rozbiegli się krzycząc z przerażenia. Większość jednak stała w miejscu jak zahipnotyzowana i wpatrywała się w lawinę cieni wdzierającą się na teren szkoły. Jeszcze chwila. Jeszcze tylko chwila i staną na dziedzińcu.
Enid, która do tej pory stała z Yoko i Diviną, podeszła do swojej dziewczyny. Chwyciła ramię Wednesday i wtuliła się w nie.
Cała drży. Cicha myśl kłębiła się w głowie gotki.
- Nie dziwię się jej - tym razem głos był donośniejszy, jakby dochodził od osoby stojącej kilka kroków od niej.
Musiała przemawiać do niej z tłumu.
YOU ARE READING
Wenclair, czyli czarno-biała opowieść z kolorowym zakończeniem
RomanceTo moja pierwsza historia i mam nadzieję że się spodoba. Jest o Wednesday i Enid, które z czasem się w sobie zakochają. Będzie to opowieść pełna ciekawych wydarzeń i nagłych zwrotów akcji. UWAGA! Mogą wystąpić przekleństwa.