21. Piekło cz.1

77 5 1
                                    

Narrator trzecioosobowy (bo tak)

Niebieskie wcześniej niebo zasłoniły szare chmury. Tak nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Lecz nie wyglądały jak te deszczowe. One nosiły w sobie więcej smutku i nienawiści.

Większość uczniów zaciekawiona tak nagłą zmianą pogody zebrała się na Trójkoncie. Z tyłu stało nawet grono pedagogiczne z panią Weems na czele.

Cała szkoła zebrała się w jednym miejscu.

Cała szkoła...

Wednesday myślała gorączkowo. Co to mogło znaczyć? Coś musiało. Te chmury znikąd się tu nie wzięły, a deszczowe to one na pewno nie były.

Cała szkoła, jedno miejsce, rozproszona uwaga...

Cała szkoła, cała szkoła... CAŁA SZKOŁA!

To pułapka. To pieprzona pułapka!

- Brawo Wendi. Jestem z ciebie dumna. Jednak z przykrością muszę cię poinformować, że się spóźniłaś... - znała ten głos.

Odwróciła się szybko, lecz nikt za nią nie stał. Szukał w tłumie osoby, która mogłaby do niej mówić. Nic. Nikogo nie zobaczyła. Niczego podejżanego. Co tu się odwala?

- Tu jestem - ten głos. Ten sam. Rozbrzmiewał z góry i niósł się echem. Lecz nikt się nie odwrócił, nie zainteresował tym co się dzieje.

To działo się w jej głowie. No nie no, zajebiście. Ktoś ma dostęp do jej myś... kolejne olśnienie. To była ta walnięta dziewczynka-psychopatka. Ta sama, która groziła jej i Enid śmiercią. Zmroziło jej krew w żyłach.

- No w końcu. Myślałam, że już nigdy sobie nie przypomnisz mojego słodkiego głosiku i nie połączysz tak oczywistych faktów.

Szmata.

- Słyszałam to.

Czego chcesz?

- Tak skrycie i od dawna? Twojej śmierci. I twoich bliskich.

Dlaczego?

- Tajemnica - w głowie Wednesday rozbrzmiał cichy dziewczęcy chichot, który z każdą chwilą zmieniał się. Był coraz straszniejszy. Coraz cięższy. Zapadający w pamięć. Po delikatnym śmiechu nic nie zostało. Zamiast niego w głowie Addams rozbrzmiewał tubalny, psychopatyczny rechot.

Drzewa zaszumiały. Ciszę panującą na dziedzińcu przerwał długi, wilczy skowyt. Wystraszone, okoliczne ptactwo poderwało się do lotu.

Z gęstwiny zaczęły wyłaniać się ciemne postacie. Sunęły powoli w stronę zgromadzenia.

Tym razem gotka sobie tego nie wyobrażał. Nie mogła. Dlaczego? Ponieważ wszyscy z przerażeniem wpatrywali się w las i polanę przed nim. W te wszystkie wylewające się z niego sylwetki.

Huki, wrzaski, skowyty, piski, wybuchu i inne dźwięki mieszały się ze sobą zlewając w jedną całość.

Pojedynczy uczniowie rozbiegli się krzycząc z przerażenia. Większość jednak stała w miejscu jak zahipnotyzowana i wpatrywała się w lawinę cieni wdzierającą się na teren szkoły. Jeszcze chwila. Jeszcze tylko chwila i staną na dziedzińcu.

Enid, która do tej pory stała z Yoko i Diviną, podeszła do swojej dziewczyny. Chwyciła ramię Wednesday i wtuliła się w nie.

Cała drży. Cicha myśl kłębiła się w głowie gotki.

- Nie dziwię się jej - tym razem głos był donośniejszy, jakby dochodził od osoby stojącej kilka kroków od niej.

Musiała przemawiać do niej z tłumu.

Wenclair, czyli czarno-biała opowieść z kolorowym zakończeniemWhere stories live. Discover now