Rozdział drugi

246 7 0
                                    

Październik 2023, Orlando

Cały weekend spędziłam z Willem. Mimo to, że byłam za nim cholernie stęskniona, to już miałam go serdecznie dość. Co prawda, pomógł mi w sobotę uprzątnąć cały dom, ale oczywiście nie obeszło się bez kłótni i łez.

Podczas gdy ja zmywałam zaległe naczynia - bo Will oznajmił, że nie będzie sprzątać mojego syfu, który narobiłam pod jego nieobecność - on zajął się wszystkimi szafkami kuchennymi.

- Boże, Lili, zrzygam się. Kiedy ostatni raz tu sprzątałaś?! Przysięgam, że zaraz tu wyrośnie jakiś zmutowany potwór i nas pozabija - zaśmiałam się, gdy wyciągał wszystkie nieświeże produkty z dolnej półki, tuż obok mnie. - Mimo to, jestem naprawdę pod wrażeniem, że nie ma tu nigdzie alkoholu. Nie imprezowałaś? Aż nie chce mi się wierzyć - otrzepał ręcę, oparł się o wyspę kuchenną i bacznie mi się przyglądał. - Na pewno masz coś w pokoju - zmrużył oczy.

- Muszę cię rozczarować, braciszku, ale nie - zaśmiałam się ponownie. - To jest totalnie absurdalne, że oskarżasz mnie o takie czyny, Williamie - mokrą ręką prysnęłam go wodą.

- Naprawdę? Byłem pewien, że zostawiając zbuntowaną nastolatkę samą w domu, zastanę tu jeden wielki burdel.

Cień opanował mój umysł. Przestałam myśleć i się wyłączyłam, cały czas szorując jeden talerz.

Myślałam o tym, jak mój brat popadł w nałóg alkoholowy w tym wieku. Uparcie się trzymałam z dala od tego, aby nie skończyć jak on. Nie zliczę ile razy pani Cloe musiała jeździć po niego na komisariat. Ile razy była nim zawiedziona. Mimo wszystko została przy nim i zawsze ratowała go z opałów.

Nie chciałam, aby mój brat był mną tak samo zawiedziony, jak pani Cloe nim w przeszłości.

- Ziemia do Lils!

Ocknęłam się, a talerz upadł z impetem na podłogę, rozbijając się przy tym.

- Kurwa - mruknęłam pod nosem i natychmiast zaczęłam zbierać ostre jak brzytwa kawałki porcelany, które raniły moje ręce.

- Daj, ja to zrobię - blondyn kucnął przy mnie, starając się zabrać ode mnie resztki talerza.

- Nie. Sama dam radę - zacisnęłam mocniej dłoń, przez co kawałki wbiły mi się w skórę i syknęłam.

- Lili, zrobisz sobie krzywdę - mówił ze spokojem mój brat. Nie chciałam go słuchać. - Daj to, kurwa! - uniósł głos.

- Nie! - pozbierałam już wszystkie kawałeczki, dłonie piekły mnie niemiłosiernie.

Upuściłam wszystko z powrotem, gdy nie mogłam już wytrzymać z bólu. Z moich dłoni kapała świeża krew.

- Widzisz? Mówiłem, że zrobisz sobie krzywdę! - złapał za mój nadgarstek i sprowadził moją rękę pod delikatny strumień chłodnej wody.

- Kurwa, to boli! Zostaw mnie! - wyszarpałam się mu. Zerknęłam na lewą powierzchnię dłoni, która bardziej ucierpiała. Krwi było już mniej, ale dalej się powoli sączyła z mojej skóry. - Ałć - mruknęłam pod nosem na jej widok. Wyciągnęłam paznokciami malutkie cząsteczki talerza.

- Czy ciebie pojebało?! Co to miało znaczyć?!

Patrzył na mnie brązowymi oczami. Nie byłam pewna czy wzrok, którym mnie obdarowywał był raczej przepełniony złością, smutkiem czy współczuciem. Może wszystko po trochu...

Nie miałam pojęcia co to przed chwilą było. Zazwyczaj nie wybuchałam tak złością. W szkole udawało mi się przepracować jak mam nad tym panować.

Wrong side of meNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ