Rozdział siódmy

197 7 3
                                    

Listopad 2023, Orlando

W dużej auli rozlegał się szkolny gwar. Uczniowie pozajmowali miejsca na rozstawionych krzesłach i ławkach. Następnie przed nami pojawił się dyrektor szkoły z mikrofonem w ręce.

- Proszę o uwagę - oznajmił. Cała sala magicznie ucichła. - Dziękuję. Zebraliście się tutaj, ponieważ samorząd szkolny, szóstego grudnia, organizuje bal zimowy. Obecność obowiązkowa - chwycił kartkę, którą podała mu jedna z dziewczyn z samorządu. - Dziewczyny muszą założyć białe, długie suknie, natomiast chłopcy białą koszulę oraz czarne garniturowe spodnie.

Co to mają być za wymagania? Ja w białej sukience? Ich coś chyba pogrzało! Planowałam już w głowie jaką wymówkę wymyślić, aby nie iść na ten durny bal.

- Już dzisiaj zaczniecie próby tańca z panią instruktor - znowu zabrał głos dyrektor. - Występować będą tylko klasy maturalne, więc proszę wziąć to do serca - powiedział z powagą. - Dla jasności: panowie powinniście już zapraszać panie na tę uroczystość - uśmiechnął się i tym zakończył swoją wypowiedź. Każdy zaczął ze sobą rozmawiać, a ja szukałam w zasięgu wzroku kogoś znajomego, kto chciałby ze mną pogadać.

Gdzieś z końca sali słyszałam pisk Cycyli, więc tam skierowałam wzrok. Nie zdziwiło mnie to, że blondynka rzuciła się na szyję Drakowi i zaczęła go całować, krzycząc tak. Pewnie zaprosił ją na bal. Westchnęłam i w końcu przestałam się na nich gapić. Nie był to przyjemny widok, a nawet zbierało mi się na wymioty. Następnie wydarzyła się sytuacja, od której dosłownie nie chciało mi się żyć. Pewien chłopak z innej klasy pobiegł i złapał za mikrofon.

- Sylvia! Kochanie, pójdziesz ze mną na bal? - nastolatka gwałtowanie wstała i podbiegła do chłopaka. Skrzywiłam się i po prostu wyszłam. Nie chciało mi się wierzyć, że istnieli tacy ludzie, jak w najgorszych komediach romantycznych. Oklepane.

Miłość była oklepana i do dupy.

Intrygowało mnie to gdzie podziewał się Rowan, którego nie widziałam od samego rana. Nie żeby mnie to interesowało. Skąd... Ale po prostu po ponad miesiącu znajomości poczułam pustkę obok mojego boku. Na Andersona wściekałam się inaczej, niż na wszytskich innych. On tak naprawdę jako jeden z nielicznych potrafił wyprowadzić mnie spod kontroli. A robił to naprawdę bardzo często.

Wyrzuciłam wszystkie myśli o nim z głowy i zajęłam się po prostu przeżyciem kolejnego dnia.

***

Miałam dość. Instruktorka tańca dobrała mnie do pary z jakimś obrzydliwym, rudym, niższym ode mnie chłopakiem. Jak do mnie coś mówił pluł śliną na całą moją twarz, a gdy tańczyliśmy jego ręce były całe mokre i spocone. Dodatkowo non stop mnie deptał. Byłam zdolna go zaraz zabić i wyrzucić przez okno.

Gdzie był Rowan, gdy go potrzebowałam? Co jeśli będę zmuszona tańczyć z tym rudym kurduplem na zimowym balu? Zapadnę się wtedy pod ziemię.

Mówię to z całego serca: żałowałam, że nie było przy mnie Andersona. Raz w życiu.

- Muszę sobie zrobić przerwę - powiedziałam i uciekłam prędko od mojego partnera.

Oparłam się o ścianę na korytarzu. Wyjęłam telefon z zamiarem napisania do... Właściwie co ja chciałam zrobić? Nie miałam przecież numeru do tego dupka. Nawet nie chciałam go mieć.

Głupia Lils.

Zastanawiałam się przez chwilę, czy jest sens tutaj zostawać. Odpowiedź była jasna jak słońce - nie. Dlatego też zabrałam swoje rzeczy i wróciłam do domu.

***

Mój brat wziął mnie na rozmowę, mówiąc że poważnie musimy pogadać, bo ostatnio nie mieliśmy czasu, a on miał sporo na głowie. Tłumaczył się oczywiście pracą, ale nie chciałam w to wierzyć. Głupia wymówka.

- Kim jest dla ciebie ten... Rowan? - splótł dłonie i oparł się na łokciach. Wpatrywał się we mnie tak, że nie byłam w stanie mu skłamać. Nawet cholera nie chciałam.

- Nikim - w odpowiedzi Will tylko prychnął. - Naprawdę! Podczas rozmowy z Drakiem powiedziałam, że się z nim... spotykam? - wytłumaczyłam niepewnie. - Ale po prostu spanikowałam! Nie chciałam żeby sobie pomyślał, że za nim tęsknie, czy coś w tym stylu.

Spuściłam wzrok.

- A tęsknisz?

- Jasne, że nie! - odpowiedziałam natychmiastowo. - A Andersona to nawet nie lubię - starałam mu to wbić do tego durnego łba.

- Nie podoba mi się on - cmoknął. - Jeździ w chuj drogim samochodem, jest wydziarany i patrzy na ciebie jakby chciał cię rozebrać samym wzrokiem - zmrużyłam oczy i głośno się roześmiałam. - To nie jest śmieszne, siostra. Niech tylko cię tknie bez twojej zgody to szybko tego pożałuje - był poważny, ale ja dalej się śmiałam. W końcu i Will się uśmiechnął i dotknął mojej dłoni. - Ale jeśli czujesz się przy nim...

- Nie! Nic przy nim nie czuję, oprócz nienawiści - stwierdziłam.

- Kto się czubi ten się lubi!

- Och, nie zachowuj się jak dzieciak, Will - wstałam z krzesła i chciałam iść już do pokoju. - Cieszę się, że chociaż ty jesteś ze mną szczery. Mam wrażenie, że cały świat jest przeciwko mnie - uśmiechnęłam się do niego, on odchrząknął i odwzajemnił mój uśmiech.

Gdy usiadłam na łóżku ponownie poczułam pustkę, która z dnia na dzień coraz bardziej mnie prześladowała. Przeklęłam pod nosem i wzięłam do ręki kartkę, na której był zapisany numer do mojego udawanego chłopaka. Przepisałam do telefonu ciąg cyfr i wysłałam wiadomość:

Lili: Gdzie się dzisiaj podziewałeś? Musiałam tańczyć z jakimś obrzydliwym chłopakiem. Mimo tego, że w sumie prawie byliście do siebie podobni, ty nie plujesz na kilometr jak coś mówisz. Nie wybaczę ci tego!

Odłożyłam telefon i nie wiedzieć dlaczego zaczęłam się stresować. Co jeśli to nie był jego numer? Po chwili jednak usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości i odetchnęłam z ulgą, gdy ją przeczytałam. To zdecydowanie był Anderson.

Rowan: Już się stęskniłaś za mną 🌺?

Emotka kwiatka? Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, ale odpisałam mu zgodnie z prawdą:

Lili: Możesz pomarzyć o tym, że za tobą tęsknie.

Rowan: Auć, ranisz moje ego. Śnię o tobie każdej nocy, White.

Wywróciłam oczami.

Lili: Ty natomiast jesteś ostatnią osobą, która mogłaby mi chodzić po głowie.

Rowan: A jednak do mnie napisałaś. To coś znaczy?

Wrong side of meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz