Rozdział osiemnasty

75 3 0
                                    

Grudzień 2023 Orlando, Wigilia

Wdychałam z ulgą różany zapach kobiety, która mnie obejmowała najmocniej jak umiała. Czułam jak łamią mi się przy tym kości, ale to nic. Ważne, że w końcu ją widziałam. Jej twarz była jeszcze bardziej pomarszczona niż kilka lat temu. Włosy postanowiła zapuścić do ramion i je wyprostować, bo pamiętam jak miała króciutkie, siwe i kręcone. 

- Dobrze cię widzieć, Lilianko - pocałowała mnie w czubek głowy, a potem w czubek nosa. - Wydoroślałaś - pogładziła mnie po policzku, na co się trochę zarumieniłam. Nie mogłam być wobec tej kobiety niemiła. - A coś ty zrobiła z włosami? Naturalny blond tak ci pasował...

- Mogłabym powiedzieć to samo - odgryzłam się na jej zaczepkach, ale ona tylko się zaśmiała i wzruszyła ramionami, jakby nie miała pojęcia o co chodzi i udawała niewiniątko. 

Na tą małą uroczystość postanowiłam założyć eleganckie, szerokie spodnie i do tego szary, koronkowy, skromny top. Pomalowałam się delikatnie, bo nie miałam ochoty nakładać na siebie niepotrzebnych warstw makijażu. 

Jej wzrok padł na Willa, który biegł w stronę kuchni. W locie rzucił tylko głośne powitanie. Jego koszula była rozpięta. Z zaciekawieniem zwróciłam się w stronę, gdzie poleciał mój brat. Za mną podążyła Cloe. Zobaczyłam blondyna, który z prędkością światła otwiera piekarnik i przez rękawice kuchennie wyjmuję naczynie z niego. 

- W samą porę - westchnął i otarł udawany pot z czoła. - Witamy w naszych skromnych progach - uśmiechnął się w stronę staruszki i podszedł do niej z wyciągniętymi ramionami, aby ją przytulić.

- Ty za to nie jesteś jaki skromny. Byłeś w poprawczaku, że tak przypakowałeś? - objęła o wiele wyższego od niej mężczyznę. Widać było, że cieszy się, że tutaj z nami jest. 

- A gdzie ja nie byłem? - zaśmiał się, za co dostał kuksańca od kobiety. - Usiądźcie przy stole. Zaraz przyjdę.

Zgodnie z rozkazem mojego brata poszłyśmy do salonu, gdzie znajdował się już przyszykowany skromnie stół. Cloe jednak nie usiadła od razu. Zwróciła się w stronę choinki i kucnęła pod nią. Po chwili zobaczyłam, że pod drzewkiem znajdują się dwa małe prezenciki. 

- Och, nie trzeba było... - powiedziałam trochę zakłopotana. - Z Willem postanowiliśmy nie robić sobie prezentów - podrapałam się po karku. Kobieta tylko machnęła na to ręką i mrugnęła do mnie.

- Nie przyniosłabym nic dla moich skarbów? - tymi słowami wywołała uśmiech na mojej twarzy. A potem z torby wyjęła pudełko, które otworzyła i postawiła na stole. Były to pięknie ozdobione, świąteczne pierniczki. Już zdążyłam zapomnieć jak bardzo kocha piec.

W tym samym czasie akurat wrócił Will. Odstawił warzywną zapiekankę na stół, a jego oczy zaświeciły się na widok pierników. Jednocześnie wyciągnęliśmy ręce w stronę szklanego pudełka. 

Nie był to dobry, ani przemyślany ruch, bo dostaliśmy za to po łapach. I to dosłownie.

- Słodycze po jedzeniu - Cloe pogroziła nam palcem.

- Pierniki to też jedzenie - zaczął kłócić się mój brat. 

- Zapnij koszulę, ile ty masz lat? - zmarszczyła brwi i przyjrzała się chłopakowi.

- Już dwadzieścia jeden! - wypiął dumnie pierś, nie zwracając uwagi, że może mu się za to dostać. 

Kiedy tak ta dwójka dyskutowała na temat dobrych manier, wieku, czy jedzenia, dostałam wiadomość, więc chwyciłam, aby zobaczyć od kogo to. Przewróciłam oczami, kiedy zobaczyłam nadawcę. 

Drake: Wesołych świąt! I dużo prezentów pod choinką!

Automatycznie spojrzałam na ozdobione drzewo. Odłożyłam telefon, nie chcąc dzisiaj myśleć o nim i o Cycyli. Miałam ich już po dziurki w nosie. 

Cloe bardzo upierała się, aby odmówić modlitwę, ale za jej nieszczęściem nie zgadzaliśmy się na to. Wiedziałam, że to mogłoby popsuć cały ten przytulny nastrój. To w końcu byłoby coś udawanego i sztucznego. Kobieta więc sama się pomodliła pod nosem z zamkniętymi oczami. Podczas jej nieuważności Will szybko sięgnął po małego pierniczka, przypominającego czapkę Świętego Mikołaja. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że zacznie przy tym głośno chrupać i na pewno zwróci to uwagę kobiety. 

Posłała mu mordercze spojrzenie i ostatni raz się przeżegnała. Nałożyłam nam wszystkim na talerze po porcji zapiekanki i nalałam do szklanek sok jabłkowy. 

Rozmawialiśmy o wszystkim. O studiach Willa, jak sobie na nich radzi i jak mu się podoba w Kalifornii. Wspomniał, że znalazł sobie tam bardzo dobrą pracę, ale narazie nie chciał zdradzić co to takiego jest. Kilka razy została poruszona kwestia mojej przyszłości. Jako że byłam w ostatniej klasie powinnam już zacząć sobie szukać studiów, które mnie interesują. 

Problem w tym, że ja nie wiedziałam, co chciałam robić. Nie miałam swojego talentu, przez który mogłabym powalać wszystkich na kolana. Nie miałam własnego hobby, którym bym żyła. Więc byłam w kropce. Ta rozmowa uświadomiła mi jak bardzo boję się swojej przyszłości. No bo gdzie ja będę zarabiać pieniądze?

Plan A: praca jako chamska ekspedientka w sklepie z odzieżą.

Plan B: dawanie dupy za pieniądze.

Podobno byłam w tym dobra więc...

Usłyszałam kolejne powiadomienie w telefonie. Pomyślałam sobie, że jeśli to znowu Drake ubiega się o atencję, to przysięgam, że wyrwę mu wszystkie palce, jeśli tylko go gdzieś zobaczę. Ale gdy spojrzałam na wyświetlacz świat przez chwilę się zatrzymał i poczułam dziwne uczucie w brzuchu. Pewnie byłam tylko głodna, prawda?

Rowan: Może święta kiedyś przestaną istnieć, kwiatuszku. Spędź je dobrze.

Czytałam tę wiadomość kilka razy. Skąd on wiedział, że nienawidzę świąt? Nie pamiętałam zbyt dobrze, że mu o tym mówiłam. Wspomniałam tylko o urodzinach. A może to on nie ma z kim spędzić tych świąt? Pokręciłam głową, gdy wtargnęły do niej niechciane myśli. 

- Lilianko, co ty taka nadąsana i rozmarzona? - usłyszałam głos Cloe, więc skupiłam na niej uwagę. Nie miałam pojęcia co powiedzieć, więc odezwał się Will, chociaż nie wiedziałam czy to było lepsze dla mnie.

- Chłoptaś się za nią ugania, a ona mówi, że się nienawidzą.

- Bo tak jest!

- Wiem swoje... - pokazał mi język, a ja jemu środkowy palec. Staruszka pokręciła głową na naszą krótką wymiankę zdań.

- Więc masz kogoś na oku? - zapytała patrząc na mnie i wyczekując odpowiedzi. Lordzie, dlaczego akurat ja?

- Nie! Nigdy nie miałam - oparłam się o krzesło i założyłam ręce na piersi, aby pokazać, że już nie chce rozmawiać na ten temat. 

- Mhm, a on przychodzi do mnie na stację i wypytuje, czy się nie zabi... - urwał w połowie słowa. Spojrzałam ze strachem w oczach na Cloe. Will zrobił to samo, a ona tylko uśmiechnęła się do mnie czule.

- Chodzisz dalej do psychologa?

Wrong side of meWhere stories live. Discover now