Rozdział dwudziesty

58 3 0
                                    

Grudzień 2023, Orlando

Uśmiechałam się patrząc na biały sufit w moim pokoju. Kiedy myślałam, że było dobrze to byłam w błędzie.

Było  j e s z c z e  lepiej, kiedy do naszych drzwi zapukał szarooki chłopak. Pomyślałam sobie, że wszechświat poznał moje myśli i teraz razem z Rowanem będziemy zaczynać od nowa, jako dobrzy znajomi.

Potem jednak mój uśmiech oraz zapał do tej relacji zgasł, kiedy mój brat oznajmił:

- Lili, poznaj mojego tajemniczego gościa.

I wtedy koszmar się zaczął. Usiedliśmy wszyscy na kanapie, ja jak najdalej od chłopaków. Patrząc na nich widziałam, że bardzo dobrze się dogadywali. Czyli jednak utrzymywali kontakt cały ten czas? Prychnęłam z irytacji na te myśli. Absurd.

- Śmieszy cię moja historia o tym jak prawie spadłem z klifu w Kalifornii? - zapytał z podniesioną brwią Rowan.

- Ach, nie. Tylko tak sobie myślę jakimi jesteście zdradzieckimi świniami - powiedziałam, patrząc na moje paznokcie i teatralnie wzruszając ramionami, jakby mi to zwisało.

Kątem oka widziałam jak porozumiewawczo się na siebie spojrzeli. Serio? Nawet już dogadują się bez słów? No nie, tego było za wiele!

- W jakim sensie? - dopytał mój brat.

- W takim sensie, że nawet nie wspomnieliście mi o tym, że macie ze sobą kontakt za moimi plecami!

Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wstałam, ale chłopcy mnie zatrzymali przed odejściem do mojego pokoju.

- Oj młoda, proszę cię. To wyszło naturalnie - Will zaczął się tłumaczyć. Pewnie myślał, że to nic takiego. Przecież skoro miał kontakt z Drakiem to z całą pewnością może mieć z moim  u d a w a n y m  chłopakiem.

- A ja naturalnie jestem na was wkurwiona! - patrzyłam to na niego, to na Andersona. - A ty jesteś jeszcze gorszy, niż myślałam - wskazałam palcem na bruneta. Wtedy podniósł swoje czarne rzęsy. Patrzył wprost na mnie. Tym razem jednak świat się nie zatrzymał w miejscu. Wręcz przeciwnie. Ruszył pędem, kiedy zbliżyłam się do chłopaka i mocno uderzyłam go w twarz z liścia. Przez moment piekła mnie ręka, ale nie zwracałam na to większej uwagi.

Will otworzył szeroko usta oraz oczy. Gdyby nie ta sytuacja, to na pewno bym się zaśmiała z jego reakcji. Anderson zmarszczył brwi i pokiwał głową, masując czerwony ślad na policzku. Na pewno go bolał.

Bardzo dobrze, niech boli. Żałowałam, że jeszcze niedawno przyznałam się, że go lubię. Mimo to, nie chciałam żeby to się zmieniło. Tym razem jednak kierowały mną emocje i nic nie mogłam na to poradzić. 

- Czy... to dobry pomysł mówić jej teraz? - mój własny brat zwrócił się trochę ciszej do swojego kolegi. Chyba nie przejmował się tym, że nadal tu byłam, stałam i wszystko słyszałam.

- Wiesz, wolałbym dostać teraz drugiego liścia, niż potem - mruknął Rowan. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się co jeszcze przede mną ukrywają.

Czekałam, i czekałam na wyjaśnienia, myśląc, że już nie może być gorzej. No bo co takie dwa dekle by wymyślili? Zagładę świata?

Ale jednak było potem bardzo, bardzo źle. A mianowicie Rowan chciał spać w pokoju moich rodziców. I wtedy przypomniałam sobie, że tajemniczy gość Willa miał zostawać na dłużej. Ale żeby spać w sypialni rodziców? O nie, na to na pewno nie pozwolę.

- Nie może spać na kanapie? - spojrzałam na brata z litością. On pociągnął mnie za rękaw i odsunęliśmy się trochę na bok. Nic to nie zmieniło, bo na pewno Anderson wszystko i tak słyszał.

- Lili, nie wiem ile on u nas zostanie...

- Słucham?!

Teraz to ja na pewno miałam przezabawną minę. Mnie jednak nie było do śmiechu.

- Ma problem z... mieszkaniem.

- Ten bogaty dupek, który jeździ sportowym porsche nie ma gdzie spać?! To chcesz mi wmówić? - wyrażałam głośno moje niezadowolenie. Wskazałam na Rowana i się na niego spojrzałam. On tylko jednak spuścił wzrok.

- Nic nie pozmieniam w pokoju waszych rodziców, obiecuję - rzekł, lecz ja nie miałam ochoty to ani trochę słuchać.

- Nie wtrącaj się! - krzyknęłam do chłopaka, który natychmiast zamilkł. Byłam niczym bomba, która już wybuchła i miała ochotę wybuchnąć i zniszczyć wszystko ponownie.

Mój brat westchnął i opuścił ramiona.

- Lili, ta sypialnia i tak zarasta kurzem! - po jego głosie słyszałam, że nie miał już siły się ze mną kłócić. Ja w odróżnieniu byłam w bojowym nastroju.

Ta sypialnia zarastająca kurzem była moją świątynią. Pokojem, gdzie chowałam moje wszystkie urazy, traumy i bóle. Nie mogłam pozwolić, żeby tam na podłodze walały się brudne ciuchy chłopaka, albo żeby pościel przesiąkła jego perfumami. Nie zniosłabym tego.

- Po moim, kurwa, trupie - rzuciłam z grozą.

Staliśmy w salonie we trójkę w ciszy przez dłuższy czas. Słyszałam tylko nasze urywane oddechy. Czekałam, aż któryś z nich się odezwie, bo nie zamierzałam tego robić pierwsza. Czekałam, aż któryś ulegnie. Czekałam, aż Anderson stąd zniknie i przestanie wszystko komplikować.

- Mogę spać w salonie - odezwał się Rowan.

- Daj spokój, kanapa jest strasznie niewygodna - pokręcił głową blondyn. Jeszcze miał czelność protestować! Chciałam go rozszarpać.

- Chcesz teraz ty dostać? I to z pięści? - pokazałam mu zaciśniętą dłoń, a on tylko podniósł ręce w geście kapitulacji.

- Będziesz mnie podwoził do szkoły - założyłam ręce na piersiach i spojrzałam na drugiego mężczyznę. Anderson pokiwał głową. - O podwózkach Willa nawet nie ma mowy.

- Ej! - usłyszałam protestujący głos mojego brata, ale wpatrywałam się ciągle w chłopaka przede mną. Zrobiłam krok w jego stronę.

- Będziesz codziennie przygotowywał śniadania.

- Nie umiem gotować - zaprotestował. Wzruszyłam na to ramionami, nie widząc problemu.

- Nauczysz się - powiedziałam. Rowan pokiwał głową, wiec podniosłam kącik ust, widząc przed oczami wygraną. - Nie masz wstępu do mojego pokoju, ani do pokoju rodziców - zaczęłam wymieniać. - Mam nie widzieć tutaj żadnych porozwalanych ubrań, masz po sobie sprzątać. - Teraz zwróciłam się do obojgu chłopaków: - I zajmuję wieczorem łazienkę pierwsza. I  z e r o  obgadywania mnie. I tak o wszystkim się dowiem.

Ponowne kiwnięcie głową. Poddali się moim wymaganiom, a więc wygrałam. W podświadomości wiedziałam jednak, że to będzie najbardziej upierdliwy współlokator jakiego widział ten durny świat.

Katastrofa.





Wrong side of meWhere stories live. Discover now