Rozdział czwarty

231 7 1
                                    

Listopad 2023, Orlando

Byłam zgubiona. Zagubiona na biologii, na którą nic się nie uczyłam, a ta przeklęta profesorka oczywiście postanowiła sobie zapytać pewną osobę. Pewnie dostała okresu i ma zły humor, chociaż sądząc po jej wieku to...

Zaczęła wyliczać jakieś miesiące, lata, dni, pierwiastki, górowanie słońca, a ja modliłam się, aby nie powiedziała...

- Numer dwadzieścia siedem... Lili White. Zapraszam.

Kurwa. Kurwa!

Powoli odsunęłam krzesło, udawając przy tym, że się potknęłam. Złapałam się za głowę i lekko się zachwiałam.

Szmato, idź na litość. Widzisz, że się źle czuję. No dalej!

Jednak ona patrzyła na mnie poważnym, a nawet trochę zażenowanym wzrokiem. Ja jednak dalej grałam swoją rolę, która musiała wyglądać wręcz komicznie.

- Ja chyba... - szepnęłam cicho, aby to wyglądało jakbym była bezsilna.

- White, nie udawaj. Ja już znam te sztuczki - syknęła z jadem biolożka. Jak ja jej nienawidziłam.

Dałam z siebie wszystko, aby uwierzyła. W podstawówce uczęszczałam na kółko teatralne! I gdzie te umiejętności?!

- Koniec tego, White...

Kiedy miałam już się poddać z tyłu sali usłyszałam, jak ktoś wstaje, więc się odwróciłam.

- Przepraszam, koleżanka chyba naprawdę źle się czuje... - zobaczyłam Drake'a pędzącego do mnie. Złapał mnie delikatnie za ramię. Tak, że ledwo poczułam jego dotyk. Jakby smyrnął mnie piórkiem. Nie byłam pewna czy podoba mi się, że ostatnio zaczął ponownie pojawiać się w moim życiu. - Zaprowadzę ją do pielęgniarki - powiedział uprzejmym głosem w stronę nauczycielki.

Ha! Pierdol się!

Miałam ochotę wykrzyczeć jej to prosto w twarz, albo zrobić zdjęcie jej miny i wywiesić je po całej szkole, a nawet mieście. Dreszcz pewności siebie przebiegł po moim ciele.

- Czemu to zrobiłeś? - zapytałam, gdy już wyszliśmy z klasy. Zagłębiłam się w jego zielonych oczach na chwilę. Tylko na chwilę.

- Jesteś beznadziejną aktorką - zaśmiał się, a ja uderzyłam go lekko w ramię, powstrzymując uśmiech.

- Wykorzystałeś to, że jesteś jej pupilkiem. Godne pochwały, Max - wysilałam się, aby mówić oschłym tonem, ale... Przez moment poczułam się tak jak było wcześniej i zapomniałam kim teraz dla siebie jesteśmy. Czyli zupełnie nikim.

- Hmm... - mruknął - Jim robi dzisiaj domówkę. Chciałabyś wpaść?

- Gdybym była tam chociaż mile widziana - prychnęłam, ale gdy zobaczyłam minę Drake'a szybko dodałam: - Nie, ale dzięki za zaproszenie. Miło z twojej strony - uśmiechnęłam się sztucznie.

Zapanowała niezręczna cisza. Chcieliśmy coś oboje powiedzieć, ale nie wiedzieliśmy jak się do tego zabrać. Postanowiłam chyba obrać najgorszy temat, jaki mógłby istnieć.

- A więc ty i Cycyli - chciałam sobie strzelić kulkę w czoło, zaszyć usta nitką i igłą albo przyczepić ciężarek do nogi, a następnie wskoczyć do jeziora. Albo najlepiej do oceanu, żeby mogły mnie zjeść rekiny.

Odchrząknął, a ja wlepiłam wzrok w swoje trampki.

Zniknij, zniknij, zniknij.

Wdech.

Dziesięć, dziewięć...

- Tak. Niedługo minie pół roku odkąd jesteśmy razem.

- O! To naprawdę... fajnie.

Wrong side of meWhere stories live. Discover now