Rozdział czternasty

95 6 0
                                    

Grudzień 2023, Orlando

Niedługo zbliżały się święta, co również oznaczało przerwę świąteczną w szkole. Odetchnęłam z ulgą mroźnym powietrzem, kiedy wychodziłam w ostatni dzień tego roku ze szkoły. Koniec męczarni, aż do sylwestra. Bowiem Drake postanowił urządzić imprezę i zaprosić każdego. Zastanawiałam się, czy jego rodzice o tym wiedzą, czy jednak chłopak wszystko robi przeciw.

- Hej, kwiatuszku - poczułam ciepły oddech tuż nad moim ramieniem. Drygnęłam i odskoczyłam od Rowana. Następnie uderzyłam go mocno w ramię.

Minęły dwa tygodnie od jego wielkiego powrotu i przez ten czas cały czas mnie zaczepia i znów ubiega o moją uwagę. Co raz przewracałam oczami na jego odzewki. Irytował mnie znowu bardzo.

Ale nie mogłam zdecydować, czy gorzej było kiedy go nie było, czy jednak teraz, kiedy plącze mi się pod nogami. Bałam się przyznać samej sobie, że zaczynało mi się to podobać. Przede wszystkim nie okazywałam tego nikomu dookoła. Że wcale mi nie przeszkadza obecność Rowana Andersona. 

Samochód naprawił dzień po naszej gonitwie po korytarzu. Nie mówiłam mu jeszcze co działo się pod jego nieobecność. Nie chciałam, żeby wiedział jak bardzo mi go wtedy... brakowało.

- Jakie plany na święta? - zapytał, idąc ze mną przez parking szkolny. Kiedy miałam mu odpowiedzieć za nami nagle ktoś się zjawił. Był to niejaki Drake, z którym nie rozmawiałam od mojego wcześniejszego wybuchu. 

- Siema, Rowan! - wystawił do niego rękę, a ciemnowłosy niechętnie zbił z nim piątkę na przywitanie. - I Lili - uśmiechnął się również do mnie. - Przypominam wam ostatni raz o imprezie u mnie - włożył ręce do kieszeni dżinsów. 

Anderson zmarszczył brwi i spojrzał to na mnie, to na niego.

- Jaka impreza?

- Organizuję sylwestra u mnie w domu. Możecie przyjść razem - odpowiedział Max.

Jego zielone oczy wydawały się zadowolone i wcale nie zazdrosne o to, że stoję tu obok Rowana, którego uważa za mojego byłego. Wtedy poczułam czyjąś rękę, która opada na moje ramiona. Spojrzałam pytająco na Andersona. 

- Myślałem, że mnie nie lubisz - szarmancki głos Rowana odbijał mi się w głowie. 

- Nie musisz przychodzić dla mnie. Wtedy są też urodziny Lili, jak pewnie wiesz, więc możesz to uznać za świętowanie jej dnia - odpowiedział Drake, a ja miałam mu ochotę wyrwać ten głupi jęzor. - Chyba, że macie inne plany - zmrużył oczy, pewnie myśląc o tym, że przecież nie byliśmy razem.

Wtedy postanowiłam się wtrącić. 

- Tak, mamy już plany.

- Właściwie to wolałbym hucznie świętować twoją osiemnastkę - powiedział mi prosto do ucha, ale Drake na pewno to słyszał, bo rzucił:

- Więc nie mogę się doczekać! Podwójne świętowanie. Brzmi nieźle! - pomachał nam i odszedł. - Do zobaczenia! - krzyknął na odchodne.

Ja wtedy zrzuciłam z siebie rękę Rowana, która miałam wrażenie, że zaraz mnie udusi swoim ciężarem. Chłopak zaproponował mi, aby mnie odwiózł do domu, bo wiedział już gdzie mieszkam. Popatrzyłam się w niebo, które było pokryte ciemnymi chmurami, nie zwiastowało to nic dobrego, więc niechętnie pokiwałam głową.

- Czemu nic nie wspomniałaś o swoich urodzinach? - zapytał zapinając w tym samym czasie pasy. Westchnęłam głośno.

- Po prostu nie lubię ich świętować. Przede wszystkim nie na jakiejś ogromnej imprezie. Więc nie uśmiecha mi się to.

Wrong side of meWhere stories live. Discover now