Rozdział szósty

205 9 0
                                    

Listopad 2023, Orlando

Zerwałam się z ostatniej lekcji w-fu, bo po prostu nie chciałam przedłużać rozmowy z moim bratem. Zastanawiałam się czy będzie wkurzony, rozczarowany, a może będzie się ze mnie nabijał do końca życia. Wszystkie opcje były możliwe. Will był nieprzewidywalny. Stanęłam na klatce schodowej, przed drzwiami do naszego mieszkania. Westchnęłam głęboko i przekręciłam klucz. Poczułam woń kawy, co nie wróżyło nic dobrego, bo mój brat nie pił kawy. Coś mi tu nie pasowało, bo w środku było cicho oraz spokojnie. Zmarszczyłam brwi i postawiłam plecak obok kanapy w salonie.

- Halo? - zapytałam rozglądając się po pomieszczeniu. Po chwili ktoś wszedł do mieszkania. Usłyszałam rozmowę dwóch osób. - Will?

Odwróciłam się i zamarłam. Moim oczom oczywiście ukazał się mój brat oraz Drake. Przez moment myślałam, co on tutaj do cholery robi, ale przypomniałam sobie, że przecież się znają i dogadują ze sobą. Świetnie. Jeszcze tego tu brakowało.

- Cześć, siostrzyczko - uśmiechnął się Will. - Co u twojego chłopaka?

Dolewał oliwy do ognia. Fajnie się bawisz braciszku, ale nie ze mną takie numery.

- Świetnie - uśmiechnęłam się fałszywie. - A co u twojej dziewczyny?

- Nie mam dziewczyny... - zmarszczył brwi.

- No to najwyższa pora ją znaleźć! - krzyknęłam i ruszyłam prosto do mojego pokoju. Nie mogłam uwierzyć, że ta sytuacja miała miejsce. Mój brat i Drake? Owszem, znali się od dawna, a gdy zapraszałam chłopaka do mieszkania, świetnie się dogadywali. Widzę, że nic się nie zmieniło. Na moje nieszczęście...

Musisz się uspokoić, Lili. Nie daj nikomu wejść na głowę, ani tym bardziej do głowy.

Zajęłam się więc ponownym sprzątaniem w moim i tak już błyszczącym wręcz pokoju. Nie przyniosło to żadnych skutków, dlatego moje nogi skierowały mnie do sypialni rodziców. W powietrzu wisiał już kurz, ale nie miałam siły nigdy tutaj czegokolwiek zmienić, chociażby o milimetr.

Łóżko dalej było idealnie pościelone, jak trzy lata temu przez moją mamę. To właśnie po niej odziedziczyłam ten cały perfekcjonizm. Nie mogłam uwierzyć, że minęło już tyle czasu... A ja dalej czułam się czternastolatką, która została pozbawiona swojej prawej ręki i połowy serca na zawsze. Swojej matki.

Otworzyłam szafę, gdzie były zawieszone w większości ubrania mamy. Zaciągnęłam się zapachem zmieszanych kwiatowych perfum mamy ze starością zleżałych już ubrań.

- Hej - usłyszałam za sobą znajomy głos. Przez chwilę byłam pewna, że brzmi zupełnie jak mój ojciec. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam jednak jego przeklęte zielone oczy.

Drake poruszył się krok przed siebie, przekraczając przy tym próg do pokoju. Szybko ruszyłam w jego stronę wypychając go z pomieszczenia. Prędko jednak zabrałam rękę z jego klatki piersiowej.

- Okej, wow...! Nie wiedziałem, że to jakieś święte miejsce, do którego nie mam wstępu - podniósł ręce w geście obronnym, a ja zmierzyłam go uważnie wzrokiem. On sobie ze mnie żartował? - Czy coś - dodał, patrząc się tym razem na podłogę. Poprawił swoje włosy i ponownie spojrzał na mnie, oblizując przy tym usta.

- Czego dusza pragnie? - spytałam, zamykając delikatnie drzwi, mimo że chciałam je wyrwać z zawiasów. Bez skrupułów.

- Porozmawiać - przewróciłam oczami, gdy udawał pewnego siebie.

- O czym? Wybacz, ale nie przypominam sobie żebyśmy jeszcze rozmawiali - wyminęłam go i ruszyłam do salonu, gdzie bardzo chciałam zobaczyć Willa, aby wyrwał mnie z opresji.

Wrong side of meWhere stories live. Discover now