Dzień 47

74 6 0
                                    

Tego dnia nie da się łatwo podsumować.

Nie chcę opisywać tego, co zdarzyło się rano. To jedno z tych przeżyć, którego nie chcesz wspominać po latach, ale ono chce być wspominane.

Nie przyszedłem na sprawdzian. Kiedy przybiegłem przed klasę dziesięć minut przed dzwonkiem, czułem, jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Oto ostateczne potwierdzenie, że stałem się kompletnie niestabilny emocjonalnie: płakałem, bo nie mogłem napisać klasówki. Kiedy ocierałem oczy rękawem bluzy, usłyszałem obok siebie skrzypienie otwieranych drzwi i tak dobrze znany głos:

– Nie ściągać.

Podniosłem wzrok i w tym samym momencie on zobaczył mnie. Wiedziałem, że w moich oczach wciąż połyskują łzy. Nie miałem jak ich ukryć.

Przez dwie sekundy stał bez ruchu, a potem podszedł to mnie i przykucnął przed ławką, opierając dłonie na moich kolanach.

– Co się stało? – zapytał, przechylając głowę, aby zajrzeć w moją twarz.

– Spóźniłem się.

– Zauważyłem. I to dlatego płaczesz?

Wzruszyłem ramionami. Czułem się jak skończony idiota, ale wolałem płakać przed nim niż przed kimkolwiek innym w tej szkole.

– Daj mi chwilę. Muszę wrócić do twoich kolegów. Już dość dałem im czasu na ściąganie. Możemy się spotkać na przerwie? Teraz będzie długa.

Kiwnąłem głową.

– Możesz przyjść, jak twoi koledzy już się rozejdą. Będę czekał.

Poszedłem do toalety i umyłem twarz, powtarzając do własnego paskudnego odbicia, że mam się wziąć w garść. Spuściłem grzywkę na oczy i poszedłem pod klasę. Usiadłem tak, żeby otwarte drzwi mnie zasłoniły. I rzeczywiście, udało się; nikt z klasy mnie nie zauważył, kiedy wraz z dzwonkiem wypadli zbitym tłumem na korytarz. Wśliznąłem się do klasy.

Stał za biurkiem, opierając dłonie o parapet. Wyglądał przez okno. Na pewno słyszał, jak wszedłem i zamknąłem drzwi, odcinając nas od gwaru, ale nie zareagował.

– Chciałem przyjść na klasówkę – zacząłem, onieśmielony tą wymowną ciszą.

– W takim razie jesteś prawdziwym ewenementem wśród uczniów.

– Naprawdę chciałem! Ale te cholerne klucze... Mama je zgubiła, więc wzięła moje, a ja nie mogłem wyjść...! Dzwoniłem do niej... Powiedziała, że mi napisze usprawiedliwienie... No i co ja miałem zrobić? – wyrzuciłem z siebie, wkładając w to ostatnie zdanie całą niepewność, która narastała we mnie od tamtego dnia, gdy dostałem tyczką w głowę.

– Pokłóciliście się? – spytał.

– Tak – odpowiedziałem już ciszej, przypominając sobie minę mamy, gdy na nią krzyczałem.

Bez słowa wyciągnął telefon i zanim zdążyłem zaprotestować, usłyszałem dźwięk połączenia.

– Dzień dobry, tu... Tak, to ja. Tak, dokładnie. Tak, dotarł... Wszystko w porządku. Już wiem, co się stało. Muszę wyznać, że to moja wina. Czasem nakładam na dzieciaki zbyt dużą presję... Szczególnie w roku maturalnym trudno tego uniknąć... Tak...? No cóż, miło mi to słyszeć. Ale nie chciałbym, żeby to wpływało na wasze relacje. No jasne. Zgadzam się. Tak, niedługo wróci. Tak... Dziękuję. Do usłyszenia.

Dopiero gdy się rozłączył, odwrócił się do mnie. Usiadł na skaju biurka, a ja na skraju pierwszej ławki. Położył dłoń na moim ramieniu i spojrzał mi w oczy.

– A teraz zrobisz tak. Wrócisz do domu, nie przejmując się resztą lekcji. Przeprosisz mamę, bo to nie jej wina, że zgubiła klucze, a konsekwencje tego, że nie pojawiłaby się w pracy są gorsze od konsekwencji tego, że nie było cię w szkole, choć zawsze wydaje nam się, że to nasze problemy są największe, nasze sprawy najważniejsze i nasze uczucia najsilniejsze.

Przerwał na chwilę, ale zaraz podjął:

– Mama załatwi ci usprawiedliwienie i nie będziesz miał żadnych problemów. Przyjdziesz na dodatkowy termin i napiszesz dzisiejszy sprawdzian. I już. Nie ma się czym przejmować. Wiem, że jeśli ktokolwiek z waszej klasy chciał się dziś pojawić na tym głupim sprawdzianie, to jesteś to ty. Widzę, że słuchasz mnie na lekcjach, wiem, że się starasz... rozumiesz...?

Pokiwałem głową, choć nie wiedziałem, czy tak naprawdę rozumiem. Zdawało mi się, że we wszystkim, co mówił, były dwie warstwy. Miałem wrażenie, że to, co chciał mi powiedzieć, to że on WIE. Wie, co ja czuję. I powiedział, że nie mam się czym przejmować. To niemal tak, jakby powiedział, że...

Wróciłem do domu w stanie ciężkiego szoku, przeprosiłem mamę, ona przeprosiła mnie (okazało się, że w międzyczasie znalazła klucze, które wpadły za podszewkę w torebce) i poleciała z powrotem do pracy. Czując się wciąż winny, poszedłem zrobić zakupy i zrobiłem lazanię na późny obiad. Z kolei mama wróciła późnym popołudniem w dwoma pudełkami lodów i ciastem. Objadaliśmy się aż do nocy, oglądając obie części Dirty Dancing (i jak zwykle wykłócając się, która jest lepsza).

Zanim poszedłem spać, wysłałem do niego SMS-a o treści:

Dziękuję. Już wszystko ok.

Teraz jest środek nocy, obudziłem się, bo zjadłem za dużo tortu, i myślę o tym, że nie powinienem był wysyłać tej wiadomości o północy, ale mam nadzieję, że mi wybaczy.


62 dniWhere stories live. Discover now