Dzień 55

164 7 0
                                    

Kiedy obudziłem się tego ranka, przez prawie godzinę leżałem nadal w łóżku, próbując ułożyć sobie w głowie to, co się wydarzyło. Bezskutecznie. Ubieranie skarpetek było dziwnym doświadczeniem duchowym. Jak teraz o tym myślę, przejawiałem typowe objawy szoku.

Odrobiłem wszystkie lekcje i po południu poprosiłem Nando, żeby mnie krył. Powiedziałem mamie, że idę do niego na noc. Pokręciła głową i stwierdziła, że „już ona wie, co my tam robimy". Myślę, że jednak moich rzeczywistych planów jej wyobraźnia nie uwzględniła.

Do Krasińskiego dotarłem niemal biegiem i musiałem odsapnąć, zanim wszedłem do bramy, a potem znów, kiedy pokonałem cztery piętra stromych schodów. Jednak gdy zadzwoniłem, znowu musiałem czekać dłuższą chwilę. Kiedy mi otworzył, nie trudno było się domyślić, że właśnie wyszedł spod prysznica. Był nagi z wyjątkiem spódniczki z ręcznika, która opadła, kiedy przyparłem go do ściany.

– Dzień dobry – powiedział, kiedy na chwilę przestałem go całować.

Jego skóra była miękka, wilgotna i rozgrzana, z jego włosów kapała woda. Jego oczy patrzyły na mnie jakoś inaczej niż do tej pory. Nie mogłem zrozumieć, jak wcześniej mogłem nie zauważać piękna jego każdego ruchu i gestu. Jego głos był najmilszą muzyką. Każdy cal jego skóry był perfekcyjny, nawet jeśli nie był.

– Hej – odpowiedziałem.

– Jesteś głodny? – spytał, jak gdyby nigdy nic pochylając się i podnosząc ręcznik. – Właśnie miałem robić sobie obiad.

„Tak. Na ciebie" – pomyślałem.

– Już jadłem.

– No to pozwól, że się ubiorę i przyrządzę coś dla siebie.

Lekko zawiedziony, odsunąłem się od niego. Zacząłem się zastanawiać, czy tylko ja nie mogłem spać w nocy, rozmyślając, jak by to było obudzić się rano u jego boku. Po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że może on wcale nie będzie chciał, żebym został na noc. Skoro jego powitanie było tak beznamiętne...

Wyszedł ponownie z łazienki, już w bokserkach, wciągając spodnie.

– Miałem w planach zapiekankę z brokułem... Coś nie tak? – spytał, widząc moją minę.

– Nie lubię brokuła – odpowiedziałem gładko.

– A, czyli jednak może się skusisz? – spytał, a mnie tym razem już prawie nie zaskoczyło, że się nie uśmiechnął.

– Jak będzie z brokułem, to nie.

Ktoś inny w tym miejscu by się zaśmiał lub chociaż uniósł kąciki ust, ale on tylko kiwnął głową i powiedział:

– To będzie bez brokuła.

Ruszył do kuchni, która miała formę średniej wielkości aneksu w salonie – w sam raz dla singla, który jednak nie żywi się tylko konserwami i pizzą. Podszedł do lodówki i zaczął w niej grzebać, mrucząc coś pod nosem. Nadal nie ubrał koszulki. Pomyślałem, że jeśli przez kolejne pół godziny albo i więcej będzie mi dane siedzieć i obserwować, jak gotuje w stanie półnagości, to wcale nie będę miał na co narzekać. Zimne światło z lodówki oświetlało ładnie zarysowane mięśnie na szczupłym brzuchu i rękach. Przypomniałem sobie, że ma niebieski pas w judo.

Poniewczasie uświadomiłem sobie, że patrzy na mnie, gapiącego się na jego nagi tors. Zdawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale chyba się rozmyślił, bo bez słowa obrócił się do kuchennego blatu i zaczął coś na nim przestawiać. Po chwili rzucił przez ramię:

– Przyniesiesz mi fartuszek? Jest na moim łóżku.

Uniosłem brwi. Fartuszek? Może jeszcze do tego w kaczuszki? I dlaczego na łóżku? Stąd było już bardzo blisko do tego, abym wyobraził sobie nas w łóżku, z nim w fartuszku... Czym prędzej wstałem i poszedłem do sypialni, żeby nie wyczytał z mojej twarzy rojących się w mojej głowie bezwstydnych myśli.

– Tu nie ma żadnego fartuszka! – krzyknąłem i w tym samym momencie podskoczyłem, słysząc, jak zamykają się za mną drzwi.

Rzucił się na mnie znienacka, a mi serce omal nie wyskoczyło z piersi, kiedy z impetem wylądowałem na łóżku, przygnieciony jego ciężarem. Pocałował mnie, głęboko i z pasją, a ja szybko pozbyłem się wątpliwości co do tego, czy nadal jest mną zainteresowany.

– Myślałeś, że nie widziałem, co tam się dzieje za tym zmarszczonym czołem? – spytał, teraz zostawiając ślad swoich ust wzdłuż moich skroni i brwi.

– Nie miałeś przypadkiem robić obiadu? – odbiłem piłeczkę, czując, jak wypełnia mnie ulga.

– Obiad może poczekać... Najpierw przystawka...

Zaśmiałem się. Ugryzł mnie w ucho i wyszeptał:

– A teraz powiedz: Zjedz mnie zamiast swojej głupiej zapiekanki.

– Zjedz mnie zamiast swojej głupiej zapiekanki.

– Z przyjemnością.

Jego usta zeszły w dół wzdłuż mojej szyi, mostka, brzucha itd. Nie wdawajmy się w szczegóły.

Godzinę później siedziałem lekko nieprzytomny na kuchennym krześle, obserwując, jak kroi pora, bakłażana, ziemniaki i pomidory. Bez koszulki. Co chwilę przerywał, podchodził do mnie i całował mnie w usta lub w czoło.

– Chyba wcale nie jesteś taki głodny – zauważyłem, kiedy jedna z tych przerw trwała już ze trzy minuty.

– A weź... Przez cały dzień wmawiałem sobie, że muszę się zachowywać jak człowiek, jak przyjdziesz. Nie chciałem, żebyś pomyślał, że zależy mi tylko na jednym. Ale jednocześnie nie mogłem przestać przywoływać różnych barwnych scen z wczoraj i skończyło się tym, że musiałem wejść pod prysznic, żeby trochę ochłonąć... Resztę znasz. Ostatecznie wyszło, jak wyszło.

Wrócił do krojenia ostatnich dwóch pomidorów i dodał:

– Chociaż uważam, że dobrze mi szło, i to mimo twoich jawnych prowokacji...

– Moich prowokacji? Ty i twój fartuszek... – mruknąłem, a on, zamiast się roześmiać, wepchnął mi plasterek pomidora do ust.

– Dobry, prawda?

Potem jedliśmy i rozmawialiśmy, i oglądaliśmy tv, wcale nie patrząc na telewizor. Wieczorem położyłem się na kanapie z głową na jego kolanach i słuchałem jego opowieści o Cesarstwie Trapezuntu. Mógłbym go tak słuchać godzinami.

Koło 9 powiedział, że powinienem wracać. Odpowiedziałem mu, że zostaję.

– Zostajesz? – powtórzył.

– Zostaję.

– Na noc?

– Tak.

Nie uśmiechnął się, bo on się nigdy nie uśmiecha. Nawet nic nie powiedział. Pochylił się i pocałował mnie w usta. Złapałem go za szyję i podciągnąłem się do pozycji siedzącej. Długo patrzyliśmy sobie w oczy, a potem jeszcze dużo, dużo dłużej wyznawaliśmy sobie uczucia. Niewerbalnie.

Zasnąłem w jego objęciach.

(Obudziłem się o trzeciej w nocy, bo chrapie, i dzięki temu mogłem to napisać. Siedzę przy wyspie w kuchni. Tu też słychać, jak chrapie. Zaraz tam pójdę i spróbuję wejść do łóżka tak głośno, żeby się obudził. I zobaczymy, co dalej.)


62 dniWhere stories live. Discover now