Rozdział 2

90 6 0
                                    


Jason

Kolejny słoneczny dzień w Tampa spędzałem w domu moich rodziców. Właśnie to miejsce wybrałem na prawie miesięczny urlop. Choć lubiłem mieszkanie w Miami, to mimo wszystko i tak najlepiej czułem się w rodzinnych stronach. To w Tampa się urodziłem i spędziłem większość swojego życia.

Ostatnie godziny odpoczynku spędziłem na pływaniu w basenie, leżeniu na leżaku i brzdękaniu na gitarze. Kiedy moje palce dotykały strun czułem błogi spokój. W głowie siedział mi pomysł na nową piosenkę, którą zamierzałem przedstawić kumplom, gdy się tylko spotkamy. Wieczorem wracałem do siebie. Powrót do Miami wiązał się też z powrotem do pewnej rutyny. Niebawem wraz z zespołem ruszaliśmy w trasę po Stanach, więc czekały nas dodatkowe próby i spotkania. Jednak zanim to miało nastąpić to czekało nas poznanie nowego menadżera. Dean, który był z nami od samego początku musiał zrobić sobie dość długie wolne. Za dwa miesiące miał powitać na świecie swoją pierwszą córeczkę, więc zrozumiałe było, że jego żona potrzebowała go na miejscu, a nie gdzieś w podróży.

Ani ja ani żaden z chłopaków nie mieliśmy pojęcia kto wskoczy na jego stanowisko, ale znając Deana to, wybrał kogoś za kogo byłby w stanie poręczyć. Kogoś kto znał się na swojej robocie, a świat muzyki nie byłby mu obcy.

– Jason, mam prośbę. Zapomniałam z biura ważnej teczki i muszę koniecznie po nią jechać. Rodziców jeszcze nie ma i czy mógłbyś zostać na chwilkę z Lily. – Obok mnie wyrosła moja starsza siostra trzymając na rękach swoją słodką jak cukierek córkę, która była oczkiem w głowie wszystkich.

– Nie ma problemu. – Odkąd się urodziła to całkowicie zwariowałem na jej punkcie. Dlatego, gdy tylko przyjeżdżałem do rodziców to najwięcej uwagi poświęcałem właśnie jej. – Chodź do wuja. – Wyciągnąłem dłonie do blondyneczki i usadowiłem ją sobie na kolanach.

– Jesteś kochany. Niedługo będę. – I tyle ją widziałem. Jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła, a ja zająłem się Lily najlepiej jak umiałem.

Kate była ode mnie starsza o dwa lata i mieszkała w Tampa razem z rodzicami. Poszła tą samą drogą zawodową co oni i została prawniczką. Była twardą babką, a życie zdążyło jej dokopać. Sama wychowywała trzyletnią Lily, bo ojciec jej córki okazał się zdradzieckim fiutem, który nie dorósł do ojcostwa. Choć jak teraz na to patrzyłem, to może wyszło to mojej siostrze na dobre.

***

Wsiadłem za kółko, włączyłem radio i opuszczając na oczy okulary przeciwsłoneczne ruszyłem dobrze znaną mi drogą do Miami. Na moje szczęście godziny szczytu już minęły, więc ruch na ulicach był znikomy. Mijały mnie pojedyncze samochody. Bez większego problemu pokonywałem kolejne kilometry, po drodze tylko zatrzymując się na szybką kawę. Za to tłumy powitały mnie w stolicy Florydy. Tutaj zawsze był natłok, ale czułem się dobrze w tym mieście. Zegarek wskazywał siódmą. Wyrobiłem się idealnie w planowanym czasie. Zostawiłem bagaże w swoim mieszkaniu, a potem udałem się do naszego studia nagraniowego, gdzie mieliśmy się spotkać się z chłopakami. Nie powiem tego głośno, ale stęskniłem się za tymi skurczybykami. Po tylu latach byliśmy sobie bliżsi niż niejedna rodzina.

Kiedy wszedłem do pomieszczenia reszta już na mnie czekała. Gwar rozmów był słyszalny już od progu. Siedzieli na kanapach i wspominali swoje wakacje. Wybuchnąłem śmiechem spoglądając na Collina, który na głowie miał wściekły róż. Wyglądał jakby zaatakowała go jakaś fanka Barbie.

– Cześć chłopaki. – Przywitałem się, po czym spojrzałem jeszcze raz na przyjaciela. – Stary, z kim przegrałeś zakład, że wyglądasz jak landrynka i to w dodatku różowa? Wszystkiego mogłem się spodziewać, ale to przebiło moje najśmielsze oczekiwania. Człowiek nie widzi cię miesiąc, a tu nagle taka niespodzianka.

– A co? Nie podoba ci się mój nowy kolor? Ranisz moje serduszko. – Przyłożył teatralnie rękę do piersi i westchnął, po czym tak jak reszta się roześmiał.

– Znam cię nie od dziś i widziałem już wiele, ale tego bym chyba nie przewidział. Mam nadzieję, że do trasy zdążysz zmienić to coś. – Pokiwałem palcem w kierunku jego głowy. – Wolałbym, żeby nasi fani nie dostali przez to oczopląsu.

– Spokojna twoja rozczochrana. Zanim zagramy pierwszy koncert to zmienię kolory.

– Ciekawy jestem co powie Dean jak cię jutro zobaczy. Choć on to jeszcze jakoś przeżyje, ale ponoć ma nam przyprowadzić nowego menadżera. – Aaron uśmiechnął się, na co Jimmy tylko odburknął coś w stylu, że nowy menadżer to strata czasu. Zachowywał się tak odkąd Dean poinformował nas o planowanych zmianach.

Jimmy był typem człowieka, który uznawał zmiany za coś strasznego. Nikt nie wiedział w sumie dlaczego tak się zachowywał, a my już zdążyliśmy przywyknąć, że czasami jego zachowanie stawało się nie do zniesienia. Mimo to stanowił część zespołu i świetnie grał na gitarze.

. Zająłem swoje stałe miejsce i przedstawiłem chłopakom nowy pomysł, który rodził się w mojej głowie. Zgodnie stwierdzili, że może wyjść z tego całkiem dobra piosenka. Dlatego na gorąco zaczęliśmy spisywać nuty.

– Myślę, że będzie z tego kolejny hit. – pokiwałem tylko głową, zgadzając się ze słowami Aarona.

– Co powiecie, żebyśmy poszli się rozerwać? Spotkanie mamy jutro dopiero na dwunastą, więc chyba zdążymy wytrzeźwieć do tego czasu. – Usłyszałem propozycję Collina, który patrzył to na mnie to na swój telefon.

– Mi pasuje. Za godzinę tam gdzie byliśmy ostatnio?

Wszyscy przytaknęli i tym o to sposobemrozeszliśmy się do swoich mieszkań, żeby się ogarnąć.

Melodia uczućOnde as histórias ganham vida. Descobre agora